Historia pewnego nigeryjskiego pirata pokazuje dobitnie, że piractwo jak najbardziej popłaca: dzięki niemu można zyskać pozwolenie na stały pobyt w bogatym, cywilizowanym kraju, profesjonalną opiekę medyczną, pomoc w znalezieniu mieszkania, a także prawo sprowadzenia bliskich w ramach „łączenia rodzin”. Czy zatem można się dziwić, że obywatele Nigerii obierają taką ścieżkę kariery?
Dla przypomnienia
Mniej więcej rok temu pisaliśmy o piracie imieniem Lucky (Szczęściarz), któremu naprawdę poszczęściło się w życiu. W wielkim skrócie jego historia przedstawia się tak: Lucky z kolegami napadł na statek handlowy w Zatoce Gwinejskiej. Zaatakowanej jednostce pospieszyła z pomocą duńska fregata, wywiązała się strzelanina, którą piraci przegrali.
Trzech kolegów Lucky’ego zostało schwytanych i… osądzonych? Nic z tych rzeczy; nie było wiadomo, co z nimi zrobić, obawiano się chaosu prawnego, dlatego Duńczycy wsadzili ich na dmuchany ponton i puścili wolno. Lucky został ranny w nogę, więc trzeba było się nim zająć.
Trafił najpierw do szpitala w Ghanie, gdzie amputowano mu nogę (czyli nie taki znów szczęściaż, pomyślicie. Pamiętajcie jednak, że to jeszcze nie koniec). Z Ghany bandyta został przewieziony do Kopenhagi, gdzie dalej go leczono oraz postawiono przed sądem. Ten bez cienia wątpliwości uznał go winnym, jednak stwierdził, że jest niesprawiedliwe, że tylko ten jeden pirat poniesie konsekwencje, podczas gdy jego koledzy zostali wypuszczeni. Lucky’ego zatem również puszczono wolno.
Co było dalej?
Dalej było jeszcze ciekawiej. Po uwolnieniu Lucky’ego media zawrzały, tym bardziej że pojawiły się pogłoski, jakoby nigeryjski minister nigeryjski spraw zagranicznych oskarżył załogę duńskiej fregaty o zaatakowanie obywateli jego kraju, którzy rzekomo mieli być „bezbronni”.
Tymczasem Lucky nie próżnował: złożył podanie do duńskiego urzędu imigracyjnego, domagając się pozwolenia na pobyt stały. Dostał co prawda odmowę, jednak niezrażony, poskarżył się Radzie do Spraw Uchodźców. Ta, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, radośnie udzieliła mu pozwolenia.
Trzeba wiedzieć, że otrzymanie takiego dokumentu pociąga za sobą szereg konsekwencji dla pirata. Przede wszystkim nie musi on już mieszkać w ośrodku dla azylantów; teraz może w świetle prawa osiedlić się poza nim, a lokalna gmina ma zapewnić mu pomoc w znalezieniu odpowiedniego lokum. Na tym jednak nie koniec: jako dumny posiadacz prawa do stałego pobytu na terenie Danii, może też ubiegać się o sprowadzenie swojej rodziny. Można podejrzewać, że skorzysta z tego przywileju. Jego dotychczasowe kroki dowodzą jasno, iż z wykorzystywaniem naiwnych Europejczyków radzi sobie znacznie lepiej, niż z pirackim rzemiosłem.