Przyroda ma to do siebie, że lubi nas zaskakiwać – i kiedy wydaje nam się, że na jakiś temat wiemy już wszystko, nagle, niczym króliczek z kapelusza, wyskakuje jakaś niespodzianka, która malowniczo obala dotychczasowe teorie.
Odkrycie, jakiego ostatnio dokonali paleontolodzy na kontynencie afrykańskim, jest doskonałym przykładem takiej sytuacji. Fakt, że znalazł się tam „niewłaściwy” dinozaur, można jeszcze jakoś przeboleć. Ale to, że przypłynął tam tratwą, wydaje się już całkiem oderwane od rzeczywistości.
O co tu chodzi?
Jak być może pamiętacie ze szkoły, dinozaury występowały w bardzo wielu odmianach: niektóre były mięso- inne roślinożerne. Potrafiły biegać, pływać, a nieliczne (pterozaury) nawet latać.
Zapewne żyło im się wspaniale, aż nastąpiło wielkie, tajemnicze coś, co spowodowało, że cała ta gadzia ferajna bezpowrotnie zniknęła z powierzchni ziemi, pozostawiając po sobie spadkobierców w postaci ptaków. A tak swoją drogą, wiecie, jaki ptak jest najbliższym kuzynem groźnego tyranozaura? Kura. No cóż...
Pan Kaczodzioby
Do dinozaurzej menażerii zaliczały się między innymi hadrozaury (Hadrosauridae), nazywane, ze względu na kształt paszczy, dinozaurami kaczodziobymi. Wedle dotychczasowej wiedzy, potwierdzonej licznymi stanowiskami kopalnymi, hadrozaury mieszkały w dzisiejszej Ameryce Północnej.
Tymczasem, jak czytamy w „Cretaceous Research”, kilka tygodni temu paleontolodzy odnaleźli szczątki takiego gada w Maroku. Jak to możliwe?
Ale chwila, kontynenty się przesunęły
Oczywiście, że tak. I właśnie dlatego znalezienie pana kaczodziobego w Afryce jest tak zaskakujące. W czasach, kiedy tego typu zwierzaki łaziły po świecie (czyli jakieś 66 mln lat temu), nasza planeta wyglądała nieco inaczej.
W tamtym okresie z Ameryki Północnej można było przespacerować się lądem do Ameryki Południowej, ale też do Europy lub do Azji. Natomiast Afryka była wówczas samotną wyspą, oddzieloną od pozostałych kontynentów solidnym kawałem morza. Mimo to dinozaur jakoś się tam dostał.
Jak to możliwe?
Szef międzynarodowej ekipy badawczej, która odnalazła gada, dr Nicholas Longrich z Bath Milner Centre for Evolution, też zadaje sobie to pytanie. Jak stwierdził w jednym z wywiadów, znalezienie kaczodziobego a Afryce to trochę tak, jak znalezienie kangura w Szkocji.
Uczeni podejrzewają zatem dwie możliwości – albo dinozaur przepłynął morze wpław (co nie jest całkiem wykluczone, ale biorąc pod uwagę odległość - dość trudne), albo dostał się do Afryki, płynąc na tratwie. Mogła ona powstać w sposób naturalny, np. wskutek powalenia jakiegoś drzewa, które następnie zostało zabrane przez fale.
Oczywiście, splot okoliczności, który doprowadził do takiej wycieczki, z pewnością był niezwykły – co nie znaczy, że był on niemożliwy. Ze względu na swoją niezwykłą morską wyprawę, kaczodzioby został nazwany Ajnabia odysseus , na cześć mitycznego Odyseusza.
Nie tylko dinozaury
Dr Longrich przypomina też, że takie – z pozoru nieprawdopodobne – morskie podróże zwierząt zdarzają się nawet dzisiaj. Przykładem mogą być iguany, które po huraganie podróżowały sobie po Karaibach na tratwach ze szczątek roślinnych. Naukowiec przyznaje, że takie przypadki są stosunkowo rzadkie - zdarzają się może raz na sto lat. Jednak w perspektywie 66 milionów lat mogło się ich trochę nazbierać.
Pozostaje pytanie, czy zwierzaki celowo wsiadają na takie tratwy? Pewnie nie. Mimo to ciekawie jest pomyśleć, że zanim zaczęliśmy żeglować po morzach i oceanach, robiły to dinozaury. No, a przynajmniej jeden dinozaur.
Tagi: morze, dinozaury, przyroda, Odyseusz, Maroko, Afryka, tratwa