TYP: a1

Słynni przemytnicy w dziejach żeglarstwa

środa, 1 czerwca 2016
Anna Ciężadło
Przemyt jest zjawiskiem starym jak… no, może nie „jak świat”, ale z pewnością tak starym, jak przepisy, z którymi stoi w sprzeczności. Żeglarstwo ma z kolei to do siebie, że z reguły zajmują się nim ludzie, mający literę prawa w lekkim poważaniu, kochający wolność i nienawidzący ograniczeń, wymyślanych przez urzędasów. Niezależnie od tego, czy są to urzędasy starożytne, występujące w tunikach i sandałach, czy zupełnie współczesne, wbite w garnitur z białym kołnierzykiem.


By High Contrast - Own work, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=20103301


Historia przemytu na żaglowcach jest długa, barwna i z pewnością wciąż otwarta. Oczywiście, nie namawiamy nikogo do uzupełnienia naszej listy, bo skutki parania się przemytem bywają opłakane, a naprawdę, są na świecie ciekawsze miejsca, niż indonezyjskie więzienia. Tym niemniej, warto dowiedzieć się, co, kiedy i w jaki sposób przemycali żeglarze, bowiem jest to pewnego rodzaju kronika ludzkiej pomysłowości.

Starożytność

Starożytni Rzymianie posiadali doskonale zorganizowane państwo – nie tak jednak doskonale, by nie znalazło się w nim miejsce na przemyt. Co przemycali? Oliwki, wino, może pergamin? Pewnie nie zgadniecie – gliniane tuby. I po co komuś coś takiego?
Otóż, rzymskie budowle charakteryzują się łukowymi sklepieniami, a takie właśnie terakotowe tuby wykorzystywane były do obciążania konstrukcji podczas budowy łuków. Ponieważ moda na łuki panowała w całym Rzymie, cena owych tub była dość wygórowana… oczywiście w samym Rzymie, bowiem w północnej Afryce taki towar można było nabyć za mniej więcej jedną czwartą ceny.

Kiedy w 2012 roku u wybrzeży Sycylii wydobyto wrak rzymskiego statku kupieckiego z III wieku n.e., poza oficjalnym ładunkiem znaleziono również tuby, poupychane w różnych miejscach przez zapobiegliwych żeglarzy. Co ciekawe, władze prawdopodobnie doskonale wiedziały o procederze, bowiem przemyt był powszechnym sposobem na podreperowanie budżetu żeglarzy, których zarobki były wówczas bardzo niskie.

Czasy prohibicji

Prohibicja była, jak się okazało, genialnym pomysłem - przynamniej z punktu widzenia mafii, której wymiernie pomogła rozwinąć skrzydła. Zakaz produkcji alkoholu sprawił, że jego ceny były bardzo atrakcyjne, zaś fakt, że władza zakazuje czegoś, co znane i używane było od wieków, budził zrozumiały sprzeciw społeczeństwa. W owych czasach śmigał po wodzie słynny „rum-runner”, czyli szkuner przemycający rum, o wdzięcznej nazwie I’m Alone. Statek zarejestrowany był w Kanadzie, a jego osiągnięcia na polu unikania spotkań z amerykańską strażą wybrzeża były tak wielkie, iż dorobił się miana „najlepszego rum-runnera, jaki kiedykolwiek bez powodzenia próbowano złapać” oraz „Bismarcka floty przemytniczej”. Żeby było ciekawiej, kapitanem statku był weteran I wojny światowej, poszukiwacz przygód i gentleman, a jednocześnie uparty Szkot, John T. Randell, słynący z godności i twardych zasad – idealny materiał na hollywoodzki film.

I’m Alone i jego dzielny kapitan stali się solą w oku amerykańskich władz. Były one na tyle zdeterminowane by pochwycić przemytników, że kiedy w końcu udało im się dopaść szkuner, nie zrobił na nich wrażenia fakt, iż znajdują się daleko poza wodami terytorialnymi USA. Kapitan Randell, mimo wściekłego ostrzału ze strony Amerykanów, kategorycznie odmówił poddania się, skutkiem czego I’m Alone został praktycznie rozerwany na strzępy ostrzałem amerykańskich działek i wraz ze swym kapitanem poszedł na dno. Fakt, że wydarzyło się to na pełnym morzu, wywołał oficjalny protest Kanady, która domagała się odszkodowania od amerykańskiej straży wybrzeża. Jak wykazało śledztwo, Amerykanie rzeczywiście bezprawnie użyli uzbrojonych kutrów i zatopili kanadyjski statek na wodach międzynarodowych, skutkiem czego musieli wypłacić Kanadyjczykom 50 tys. dolarów rekompensaty.

Czasy bardziej współczesne

W bardziej współczesnych czasach, gdzie rum można nabyć w Biedronce, a terakotowe tuby, nawet te zakupione u afrykańskiego szamana, mają znaczek „Made in China”, przemytnicy parają się towarem, którego oficjalnie nie wyprodukują nawet Chińczycy.
W 2012 roku służby celne zatrzymały dwóch polskich żeglarzy, którzy usiłowali przewieźć na swoim jachcie, uwaga, 400 kilogramów (!!!) kokainy. W akcji, poza naszym CBŚ, wzięła udział francuska służba celna DNRED oraz angielski Border Force. Połączone siły trzech krajów sprawnie udaremniły przemyt, przy okazji wyliczając, iż skonfiskowany towar wystarczyłby do odurzenia… 8 milionów osób. Żeglarzom, o ile można tak nazwać ludzi, przewożących taki towar, należy pogratulować pomysłowości, bowiem ukrycie tak dużego balastu w elementach konstrukcyjnych turystycznego jachtu wymagało sporej inwencji. Szkoda tylko, że nie starczyło im wyobraźni, by zastanowić się, jak wiele szkody mógł wywołać taki towar i ile życiorysów spaprać na zawsze, nie wspominając już o opinii, jaką wystawili na świecie polskim żeglarzom.

Czasy bardzo współczesne

W maju 2016 roku (czyli bardzo niedawno), funkcjonariusze Wydziału Morskiego Zwalczania Przestępczości Służby Celnej zrobili mały nalot na ikonę polskiego żeglarstwa, jaką jest Dar Młodzieży.

Młodzież, jak wiadomo, ma tendencję do próbowania różnych rzeczy, w tym papierosów, więc paczka czy dwie, upchane gdzieś pod koją, nikogo by raczej nie zdziwiły. Jednakże ilości papierosów, jakie znaleziono w szwalni, magazynie żagli oraz w maszynowni – 37 tys. sztuk – lekko wykraczają poza nasze wyobrażenia młodzieńczego nałogu. Żaglowiec tuż przed przeszukaniem powrócił z trzymiesięcznego rejsu, zaś na pokładzie byli studenci Akademii Morskiej oraz uczniowie szkół morskich. Mimo, iż wartość kontrabandy to niemal 25 tys. zł, nikt jakoś nie przyznał się do przemytu, więc śledztwo jest - jak na razie - prowadzone „w sprawie”, a nie przeciw konkretnym osobom.

Co dalej?

Jakie wnioski można wysnuć z tych wszystkich historii? Przemyt istniał od zawsze, i pewnie będzie istniał tak długo, jak długo istnieć będą zakazy, których łamanie zwyczajnie się opłaca.
O ile przemyt dotyczy łamania idiotycznych przepisów, jak to miało miejsce w przypadku I’m Alone, można jeszcze przymknąć na niego oko, uważając to zjawisko za pewnego rodzaju folklor i igranie z władzą na wzór Janosika czy innego Robin Hooda.
Jeśli jednak przemytnicy przewożą narkotyki czy broń, nie mają już w sobie nic z romantycznych, szarmanckich piratów, ani z dzielnych banitów, stojących na straży wolności obywatelskich. Należy raczej uważać ich za bandytów i pospolitych przestępców, którzy, niestety, wystawiają mało ciekawą laurkę wszystkim żeglarzom.
Tagi: przemyt, Dar Młodzieży, straż wybrzeża, John T. Randell
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 grudnia

W Adenie zwodowano polski statek "Dar Opola", który następnie pod dowództwem Kpt. Bolesława Kowalskiego wyszedł w rejs naukowy na Morze Czerwone.
poniedziałek, 21 grudnia 1959