TYP: a1

Sardinas a la plancha, czyli sardynki z grilla

sobota, 17 grudnia 2011
MZ

Juan już dłużej nie mógł odwlekać tego momentu. Trzeba było się wreszcie zdecydować i wystawić jacht na sprzedaż. A wszystko dlatego, że od paru lat prześladował go pech. Coraz trudniej było o klientów, którzy decydowali się na rejs tym, co tu kryć, wysłużonym i lekko zaniedbanym stateczkiem. Turyści preferowali nowoczesne, wygodne, dobrze wyposażone jednostki, oferujące komfort.

Pierwsi wykruszyli się Niemcy, po nich Austriacy i Anglicy, najdłużej miał klientów z Francji – im braki jachtu nie przeszkadzały, ale do czasu. Rejsy prowadził z reguły na drugą stronę Morza Śródziemnego, wypływali z Kadyksu i zmierzali do Ceuty lub Tangeru. Po zwiedzaniu tych egzotycznych miejsc wracali z powrotem. Czasem zdarzały mu się rejsy na Baleary, tacy klienci chcieli płynąć na Ibizę, aby tam zaszaleć. Ale chętnych było coraz mniej.

Długo nie mógł się pogodzić z utratą jachtu, który był nie tylko źródłem utrzymania, ale także jego domem. Podjął się ryzykownego zajęcia, jakie zaproponował mu znający jego kłopoty, poznany w jednej z portowych tawern tajemniczy facet obwieszony złotem, w modnym garniturze od Armaniego i długimi posiwiałymi włosami związanymi w kitkę. Miał po otrzymaniu krótkiej telefonicznej informacji wypływać w morze i tam poszukiwać zatopionego ładunku oznaczonego niewielką boją. Było to o tyle łatwe, że w informacji podana była zarówno długość jak i szerokość geograficzna określająca miejsce, w którym owa przesyłka miała się znajdować. Oczywiście orientował się, że chodzi o przemyt i to najprawdopodobniej narkotyków, ale nie miał wiele do stracenia, a chęć utrzymania jachtu skutecznie ukróciła zarówno strach jak i wyrzuty sumienia. Kilka takich wypraw i pieniądze jakie otrzymywał rzeczywiście odsunęły od niego kłopoty, ale i ten interes się kończył.

Dopóki wypływał z klientami, to nie wzbudzał podejrzeń celników – tym bardziej, że był przez nich znany i z wieloma zaprzyjaźniony, ale kiedy klientów brakowało, jego samotne, krótko trwające rejsy zaczęły ich intrygować. Pojawiały się pytania o cel wypraw, stawało się niebezpiecznie. Do tego parę razy nie odnalazł przesyłki, a to z kolei wywoływało złość zleceniodawców. Atmosfera wokół niego zaczęła się zagęszczać. Czas z tym kończyć, sprzedać jacht i wynieść się z Kadyksu. Spotkanie z potencjalnym kupcem miał umówione w jednej z niewielkich knajpek w pobliżu portu. Było to miejsce znane tylko tubylcom, cieszyło się wśród nich zasłużoną sławą, a to za przyczyną znakomitego jedzenia jakie serwował właściciel. Juan wszedł do środka, pozdrowił właściciela i zamówił sardinas a la plancha, do tego butelkę fino. Po chwili wylądował przed nim talerz ze świeżo upieczonymi sardynkami, a wino pozwalało łatwiej przełknąć żal spowodowany utratą jachtu i za razem domu. Nic to, pomyślał, będzie w końcu trochę kasy, a zamieszkać zawsze mogę w jednej z jaskiń jakich mnóstwo w okolicach Grenady. Tam przeczekam aż los się odwróci.

Sardinas a la plancha, czyli sardynki z grilla

Kilka sporych i co ważne świeżych sardynek sprawiamy, pozbawiając je wnętrzności. Obtaczamy je w niewielkiej ilości mąki, jej nadmiar można strząsnąć. Patelnię grillową rozgrzewamy wraz z niewielką ilością oliwy. Ryby kładziemy i po około czterech minut odwracamy. Podajemy z ćwiartką cytryny. Tajemnicą sukcesu sardynek, które jadł Juan jest, iż kucharz używał do posmarowania patelni grillowej oliwy, w której macerowało się kilka ząbków czosnku, a do mąki, którą oprószał ryby, dodawał świeżo zmielony biały pieprz oraz odrobinę drobno posiekanego rozmarynu.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 grudnia

W Adenie zwodowano polski statek "Dar Opola", który następnie pod dowództwem Kpt. Bolesława Kowalskiego wyszedł w rejs naukowy na Morze Czerwone.
poniedziałek, 21 grudnia 1959