TYP: a1

Bezpieczeństwo pływania wpław

środa, 21 czerwca 2017
Anna Ciężadło

Żeglarze zwykle patrzą na akwen z poziomu pokładu - i bardzo dobrze, wszak woda jest mokra i nie wiadomo, co jeszcze w niej pływa. Niekiedy jednak przychodzi nam ochota na popływanie wpław. I tu zaczyna się zabawa, bowiem jeśli wierzyć policyjnym statystykom, jest to skrajnie niebezpieczne zajęcie, właściwie porównywalne z wycieczką na poligon. Czy naprawdę jest aż tak źle? Kto najczęściej tonie - i co na to Pamela?

[t][/t] [s]By  Giovanni Franceschi Besitz, CC BY-SA 3.0, Wikipedia[/s]

 

Statystyki i liczby

Wszelkie statystyki działają trochę tak, jak w przysłowiu o facecie, który wyprowadza na spacer psa - i „statystycznie” każdy z nich ma po trzy nogi. Nie zmienia to jednak faktu, że dane policyjne rzeczywiście wyglądają dość słabo; w bieżącym roku (a mamy czerwiec - i wakacje dopiero się rozpoczynają) utonęło w Polsce już prawie 100 osób. Sto.

Według tych samych danych, aż 70 proc. (!) utonięć pozostaje w ścisłym związku ze spożywaniem alkoholu. Pozostawmy to bez komentarza, ponieważ na ten temat powiedziano już chyba wszystko.

 

Kto tonie najczęściej?

Wydawać by się mogło, że najczęstsze ofiary utonięć to młodzi ludzie (bo są mocno podatni na hasło „Co, ja nie dam rady?! Potrzymaj mi piwo!”), albo dzieci (bo nie umieją pływać). Jednak dane mówią zupełnie co innego - największa reprezentacja topielców to ludzie w przedziale wiekowym 49-59 lat. Czyli doświadczeni, poważni, odpowiedzialni, itd., itp. Co ciekawe, istnieje też ścisła korelacja pomiędzy utonięciami, a wykształceniem: przeciętna ofiara posiada wykształcenie zawodowe, a często nawet (pomimo dawno osiągniętej pełnoletności) podstawowe. Czyżby „mózgowcy” byli niezatapialni?

Zdecydowana większość ofiar to mężczyźni - wśród kobiet utonięć jest aż pięciokrotnie mniej. Może panie potrafią lepiej pływać? A może właśnie pływają gorzej i dlatego, zamiast włazić do wody, zostają bezpiecznie na pokładzie lub brzegu? Istnieje też opcja, że dzięki push-upom mają lepszą wyporność, albo… nie chcą sobie zrujnować makijażu. Tak czy owak, ich szanse na przeżycie nad wodą są znacząco wyższe, niż mężczyzn.

Jeśli wierzyć danym Komendy Głównej Policji, najbardziej niebezpieczna jest kąpiel w jeziorze. Na drugim miejscu pozostają rzeki, zaś najmniej ofiar wyławia się z Bałtyku - być może ze względu na fakt, że nawet w upalne dni, woda ma tam całe 15 stopni Celsjusza, więc mało który wariat wchodzi w morze głębiej, niż do kolan.

 

Gdzie wolno pływać?

Jeśli ponure statystyki nas nie przerażają i mimo wszystko chcemy sobie popływać, warto wiedzieć, gdzie możemy oddawać się tej przyjemności. W PRL-u funkcjonowało coś takiego, jak karty pływackie oraz „żółte czepki”. Człowiek, który nie posiadał żadnego z tych atrybutów, mógł pływać wyłącznie na wyznaczonych kąpieliskach. Dumny posiadacz karty pływackiej mógł wypłynąć 50 m od brzegu, a jeśli miał „żółty czepek”, mógł sobie pływać prawie wszędzie, poza paroma wyjątkami.

Po zmianach ustrojowych, ustawodawcy słusznie zauważyli, że każdy ma prawo sam zdecydować, czy umie pływać, gdzie może wypłynąć i czy będzie w stanie wrócić do brzegu. Teoretycznie. W praktyce bowiem najczęściej wygląda to tak, że człowieka, który wypływa „zbyt daleko od brzegu” policja do spółki z WOPR-em uprzejmie (albo i nie) prosi o powrót do strefy, w której kąpią się zwykli śmiertelnicy.

 

Pamelka, czyli jak nie utonąć?

Jeśli koniecznie chcemy wypłynąć wpław na środek jeziora, na którym nie obowiązuje zakaz kąpieli, to WOPR lub policja mogą prosić nas o powrót tylko wtedy, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że zaraz dojdzie do jakiegoś nieszczęścia.

Takim podejrzeniem mogą być zarówno nasze mało składne ruchy, jak i fakt, że zwyczajnie nas… nie widać. Jeśli pływamy sobie radośnie pomiędzy łódkami, albo, co gorsza, motorówkami, to sami prosimy się o przyznanie pośmiertnej Nagrody Darwina za uwolnienie ludzkości od swojego genomu. Archaiczny żółty czepek właśnie dlatego ma tak gustowny kolor, żeby dać innym ludziom szansę zauważenia naszej główki, sterczącej radośnie wśród fal.

Jeśli takiego nakrycia głowy nie posiadamy, warto zaopatrzyć się w tak zwaną „pamelkę”, czyli podłużną, pomarańczową bojkę, którą będziemy ciągnąć za sobą, a z którą śmigała na ratunek niezapomniana Pamela (chociaż mężczyznom mogło umknąć to, co ta pani miała w dłoni, bowiem skupiali się zapewne na innych atrybutach). Oczywiście, w charakterze „pamelki” może wystąpić dowolny jaskrawy i pływający obiekt. Faktem jest, że stosowanie takiego patentu podnosi poziom naszego bezpieczeństwa o jakieś 1000 procent, a jeśli dopadnie nas jakiś wredny skurcz, zawsze będziemy mogli wziąć „pamelkę” w objęcia i nie utonąć. A może nawet się rozmarzyć?

 

Tagi: pływanie, bezpieczeństwo
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 grudnia

W Adenie zwodowano polski statek "Dar Opola", który następnie pod dowództwem Kpt. Bolesława Kowalskiego wyszedł w rejs naukowy na Morze Czerwone.
poniedziałek, 21 grudnia 1959