TYP: a1

Wyjazd edukacyjny Nicols - BRETANIA

środa, 23 września 2015
Dawid Sztajner
Styczniowe zimne popołudnie nie zapowiadało się dla mnie szczególnie wyjątkowo. Komputer, telefon, kawa i walka z armatorami o jak najlepsze warunki czarterów dla naszych klientów. Dzień jak co dzień, rutynka :) Jednak właśnie tego dnia usłyszałem, że jest możliwość wyjazdu „służbowego” na barki do mało popularnego turystycznie, ale jak się okazało pięknego regionu w północno-zachodniej części Francji – do BRETANII.

Specjalnie dałem „służbowego” w „pazurki”, ponieważ taki wyjazd to sama przyjemność. Tym bardziej, jeśli jest on alternatywą dla kolejnego tygodnia z 8 godzinami dziennie przed komputerem. Bez absolutnie żadnych wątpliwości wyraziłem swoją gotowość do wyjazdu. Termin był odległy, jednak sama myśl o wyjeździe i zobaczeniu czegoś nowego działała na mnie jak perspektywa wygrania w lotka. Kiedy moja euforia zaczynała powoli opadać i zaczęły wkradać się do mojej głowy różnego rodzaju przemyślenia dotyczące wyjazdu, uświadomiłem sobie, że mam dziewczynę! Zacząłem oswajać się z myślą, że czeka mnie ciężka rozmowa o wierności i tego typu tematy. Panowie, wiecie jak jest! :) Koniec końców wpadłem na pomysł, który udało się zrealizować. Uzyskałem zgodę na wyjazd z partnerką, co zaoszczędziło mi zbędnych konwersacji na tematy obce mojej pogodnej osobowości. Mimo że do wyjazdu było jeszcze sporo czasu, z miejsca wzięliśmy się za planowanie i przygotowania. Postanowiliśmy pojechać 2 dni wcześniej i naszą przygodę zacząć w Paryżu. Z pomocą koleżanki z pracy, Weroniki, uporaliśmy się z biletami lotniczymi oraz biletami francuskiej kolei TGV, którą mieliśmy dojechać do miejsca wyznaczonego jako start.

Byliśmy gotowi!



Bretania – kraina historyczna i region w północno-zachodniej Francji, położony na Półwyspie Bretońskim, nad Oceanem Atlantyckim. Od wschodu graniczy z dwoma regionami: Dolną Normandią i Krajem Loary. Dzieli się na 4 departamenty: Côtes-d'Armor, Finistère, Ille-et-Vilaine i Morbihan. Obejmuje faliste i pagórkowate tereny Półwyspu Bretońskiego, z kulminacjami na wznoszących się w centrum wzgórzach d’Arrée (Toussaines, 384 m n.p.m.) i Noires (326 m n.p.m.). Wśród regionów francuskich wyróżnia się dużą odrębnością kulturową.

Bretania jest regionem rolniczym – jako ciekawostkę można podać, że dostarczają niemal 1/3 ostryg z 210 tys. ton ostryg produkowanych we Francji. Ze względu na wyjątkowe położenie geograficzne Bretanii od stuleci istotną rolę w jej gospodarce odgrywa handel morski. Największymi portami handlowymi (przeładunek roczny przekraczający 500 tys. ton) są: Nantes-Saint-Nazaire, Lorient, Brest, Saint-Malo i Roscoff.

1 i 2 dzień - Paryż

Po niecałych dwóch godzinach lotu, które dla Klaudii były prawdziwą męczarnią i ciągłą walką ze swoją fobią, a dla mojej wyobraźni i pomysłowości wielką próbą (bo o czym można gadać przez tyle czasu, żeby odwrócić jej uwagę) wreszcie wylądowaliśmy na lotnisku Paris Beauvais. To międzynarodowe lotnisko położone jakieś 80 km na północ od słynnej stolicy Francji, obsługujące głównie tanie linie lotnicze. Połączenie między najmniejszym portem lotniczym w regionie Paryża, a samym Paryżem jest bardzo dobre, busy odjeżdżają w zależności od ilości chętnych. Koszt takiego przejazdu to 18 EUR od osoby, co jak na polskie warunki może wydawać się całkiem sporą kwotą.

Będąc już w Paryżu postanowiliśmy wziąć taksówkę i udać się do zarezerwowanego wcześniej hotelu. W międzyczasie w naszej walizce urwał się pierwszy uchwyt. Mimo zmęczenia podróżą oraz wchodzeniem na szóste piętro po schodach z naszą walizką, pół godziny później byliśmy już w paryskim metrze. To drugi najbardziej obciążony system metra w Europie, ma około 220 km łącznej długości oraz ponad 300 stacji. Do późnego wieczora zwiedzaliśmy Paryż – robiliśmy tylko krótkie przerwy na piwko w różnego rodzaju klimatycznych lokalach albo jedliśmy pizzę na schodkach w jednej z wielu wąskich uliczek.

Następny dzień (niedziela) wstaliśmy skoro świt, o 10 :) Nie będę się specjalnie rozpisywał co tego dnia zwiedzaliśmy, bo chyba wszyscy chcieliby zobaczyć takie atrakcje turystyczne Paryża jak katedra Notre Dame, Pola Elizejskie, Łuk Triumfalny, kabaret Moulin Rouge czy wreszcie słynna wieża Eiffla. Niestety nie starczyło nam czasu na Luwr i wiele innych atrakcji, ale to było do przewidzenia. Półtora dnia to zdecydowanie za mało na tak wielkie i ciekawe pod każdym względem miasto.

3 dzień
Suce sur Erdre -> Nantes

Kolejny dzień miał przynieść nam dużą zmianę i tak rzeczywiście było. Z wielkiego, zatłoczonego miasta, tętniącego życiem 24 godziny na dobę, musieliśmy się przetransportować prawie 400 km do cichego i spokojnego Suce sur Erdre, małego miasteczka w południowej Bretanii. Ma tam port jedna z trzech największych firm czarterujących barki w Europie - Nicols. Sama podróż w TGV była bardzo komfortowa, pociąg jadący w granicach 300 km/h, gdzie nic nie trzaska, nie stuka był dla nas nowością i czymś, o czym wcześniej tylko słyszeliśmy. No cóż, u nas w kraju wygląda to trochę inaczej (chociaż jest coraz lepiej). Niestety podczas przesiadki w Redon urwał się kolejny uchwyt w walizce, co zwiastowało dalsze trudności w późniejszych etapach pobytu. Około godziny 13-tej byliśmy na miejscu, a w porcie powitała nas uśmiechnięta i sprawiająca bardzo sympatyczne wrażenie kobieta. Pomyślałem, że to musi być Corinne, czyli, że tak powiem, głównodowodząca naszej wycieczki. Po miłym powitaniu i wymianie uprzejmości, ulokowaliśmy się na jednej z dwóch barek. Barki były komfortowe, a ich wielkość pozytywnie mnie zaskoczyła. Niestety na miejsce dotarliśmy jako ostatni, dlatego mieliśmy wybór tylko między dwiema mniejszymi kabinami. Nie byłem zadowolony z tej informacji, choć jak się okazało kabiny te nie były znowu takie małe i nawet moje dwumetrowe ciało mogło tam wygodnie sobie spocząć. Teraz z perspektywy czasu i porównując z tegorocznymi wyborami prezydenckimi… oceniam tę możliwość wyboru jako luksus. Ogólnie na barce Estivale OCTO było miejsce do spania dla 10 osób. 4 dwuosobowe kabiny oraz również dwuosobowe rozkładane łóżko w salonie. Barka świetnie urządzona z dużą kuchnią i tarasem oraz możliwością kierowania łodzią z dachu.

Redon znane jest jako “Mała Wenecja" Brytanii. Krzyżują się tam liczne szlaki wodne. Warto tam wstąpić szczególnie podczas letnich festiwali gdy przedstawiana jest celtycka tradycja, sztuka i muzyka.

Po zapoznaniu się ze wszystkimi członkami wyprawy przy kawce w pobliskiej kawiarni, udaliśmy się z powrotem na barki na krótkie, 15-minutowe szkolenie z obsługi. W skrócie: kierownica, do przodu, do tyłu, oto cała filozofia. Po „intensywnym” szkoleniu ruszyliśmy w rejs. Przez część trasy prowadziłem naszą łajbę wcielając się w rolę kapitana. Korzystając ze wspaniałej pogody i możliwości kierowania łodzią z tarasu, połączyłem swoją odpowiedzialną rolę z delikatnym opalaniem, co po długiej zimie sprawiło mi ogromną przyjemność. W mojej głowie zapanował uwielbiany przeze mnie luz.

Przez dwie godziny drogi do Nantes minęliśmy około 15 prywatnych zamków.



Będąc na miejscu wybraliśmy się z przewodniczką na zwiedzanie miasta oraz na wyczekiwaną przez nas z utęsknieniem kolację. Po posiłku wróciliśmy na barkę na zasłużony odpoczynek po dniu ciężkiej pracy :) Swoją drogą kolacja była wyborna.

4 dzień
Nantes -> Nort sur Erdre


Następny dzień zaczął się o nieprzyzwoicie wczesnej porze (6.30). Ale cóż, musieliśmy się z tym pogodzić, w końcu byłem w pracy :) Mimo porannej toalety, moje oczy zdawały się mówić wszystkim ile mnie kosztowała dzisiejsza pobudka. Na szczęście na stole w salonie namierzyłem świeżo zaparzoną kawę wraz ze świeżymi croissantami. Takie śniadanko w zupełności wystarczyło, by osłodzić mi poranne męki i żebym nabrał energii na kolejny dzień, który zapowiadał się równie intensywnie co poprzedni.

Koło 9-tej zebraliśmy się wszyscy i wymaszerowaliśmy w miasto. Ze wszystkich miejsc, jakie odwiedziliśmy w Nantes, największe wrażenie zrobił na mnie park maszyn, symbol miasta i jedna z większych atrakcji turystycznych.

Nicols


Nantes – historyczna stolica Bretanii, port nad Loarą, prawdziwy raj dla turystów,. W Nantes szczególnie warto zobaczyć trzy zabytki. Katedrę St Pierre – gotycką świątynię, budowaną przez blisko 400 lat (1434 – 1891), w której znajdują się sarkofagi i grobowce króla Franciszka II i jego żony. Zamek Książąt Bretanii, przepiękny renesansowy obiekt, budowany w XIII-XVI wieku jako warownia a jednocześnie miejsce ważnych wydarzeń, takich jak małżeństwo Franciszka II i Marguerite de Foix, narodziny ich córki oraz jej małżeństwo z Ludwikiem XII, podpisanie unii między Francją i Bretanią. Trzecie ciekawe miejsce to historyczny pasaż handlowy Passage de Pomeraye ze starymi lampionami i rzeźbami. Warto zajrzeć też do Domu Kapituły oraz na Place de Royale, gdzie stoi wiele XVIII-wiecznych domów.

O Nantes niekiedy mówi się "różowe miasto", ze względu na bogactwo magnolii i kamelii, których w tutejszym Ogrodzie Botanicznym jest ponad 500 gatunków. Ogród Jardin des Apothicaires został stworzony jeszcze przez Ludwika XIV. Ogrody i tereny zielone zajmują w Nantes około 1000 ha, co oznacza, że na jednego mieszkańca przypada 37 m2. Jest tu również 335 km tras rowerowych. Po mieście kursuje się tramwajami wodnymi - to pozostałość po licznych dopływach Loary, które ze względu na miejską komunikację zostały zasypane. Tras wodnych jest około 150 km. W mieście ma też siedzibę najsłynniejszy teatr uliczny świata - trupa Royale de Luxe.

Po wykwintnym lunchu przyszła pora na zmianę miejscówki. Pogoda w dalszym ciągu dopisywała, więc ponad trzy godziny drogi do Nort sur Erdre na barce były epickie. Słońce, natura, piękne widoki, lekki wiaterek, super! W międzyczasie treningowo zahaczyliśmy o śluzę, żeby zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje. Przy każdej śluzie obsługiwanej ręcznie jest stanowisko pracownika, który w razie potrzeby służy radą i pomocą. Zresztą nic skomplikowanego się tam nie dzieje, a więc jeżeli ktoś się tego obawia, to uspokajam. Dacie radę!

Celem podróży było Nort sur Erdre, bardzo przyjemne i klimatyczne miasteczko, gdzie zaserwowano nam na kolację kolejną porcję lokalnych specjałów.

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim możliwość bliższego zapoznania się z naszą wielonarodowościową grupą przy kropelce alkoholu. Ze względu na moje delikatne braki w angielskim, liczyłem na ten moment, bo jak wszyscy wiemy alkohol pozwala zacierać granice. Również te językowe :)

5 dzień
Nort sur Erdre -> Glenac


Z powodu niewielkiej chęci do spożywania alkoholu przez naszą grupę poprzedniego wieczoru, poranek zaczął się bardzo rześko. Oczywiście każdy skosztował, ale z umiarem… No cóż, tak też oczywiście można, a legendy, że się tak da, zostały potwierdzone. Po śniadaniu wyruszyliśmy taksówkami do miasteczek, które również można odwiedzić barką. Goniący nas bezustannie czas wymusił na organizatorce skorzystanie z innych metod transportu. Cel był jeden: zobaczyć jak najwięcej tego, co ma do zaoferowania Bretania. Zaczęliśmy od zamku w miasteczku Blain, skąd wyjechaliśmy do jednego z większych miast regionu - Redon. Po drodze zahaczyliśmy o Guenrouët, gdzie oprócz pysznego grillowego lunchu udało nam się odwiedzić basen ze zjeżdżalniami oraz zagrać w mini golfa. Kawałek dalej można odwiedzić wytwórnię lokalnego cydru, gdzie chętnie skorzystaliśmy z zaproszenia na degustację. Będąc w Redon zwiedzaliśmy muzea z wieloma ciekawostkami dotyczącymi całego regionu oraz samo miasto, gdzie doszło do niecodziennej sytuacji. Podczas przerwy na toaletę nasza amerykańska koleżanka z grupy, Sophie, nie widząc umywalki omyłkowo umyła ręce w… pisuarze :) Zdarzenie to ciągnęło się za nią niczym smród z owego pisuaru do końca naszego pobytu :)

Jeśli znajdujemy się w pobliżu Guenrrouët, koniecznie zajrzyjmy do położonej w pobliżu wytwórni cydru Kerisac, założonej przez Edmonda Guillet w 1920 roku. Twórcy tutejszego cydru stawiają w produkcji na połączenie tradycyjnych receptur, wysokiej jakości lokalnych produktów i nowoczesnych metod produkcji. Ze względu na szczególnie świeży smak tutejszy cydr jest nie tylko ulubionym napojem Bretończyków, ale zdobył sobie sławę na rynku międzynarodowym.

Z powodu niesamowitych upałów (kwiecień!?!?!) najmilej wspominam czas spędzony w barze, gdzie Corinne uraczyła nas zimnym piwkiem. Chyba nikt z grupy nie był tak szczęśliwy jak my! Może dlatego, że tylko ja z Klaudią piliśmy piwo?! Wieczór się zbliżał, a razem z nim czas powrotu na barki podstawione w Glenac. Tym razem do naszej dyspozycji były trzy jednostki (Sedan 1310, Confort 1100, Estivale Sixto). Nam przypadła barka Confort 1100 która charakteryzuje się 3 kabinami, w tym jedną 3-osobową, czyli uogólniając znajdowało się na niej 9 miejsc do spania, 7 w kabinach oraz 2 w salonie. Według mnie kabina 3-osobowa idealnie nadaje się dla pary z dzieckiem, chociaż miejsca jest na tyle, że dorosły również się zmieści. Nasza łódź była komfortowa, aczkolwiek miała mniej miejsca na tarasie od barki typu Estivale. Po tradycyjnie już długiej i bardzo smacznej kolacji w restauracji, której specjalnością były wszelakie rodzaje owoców morza i wyborne wino, przyszedł czas na spanie.

Nicols

6 dzień
Glenac -> La Gacilly

Pobudka o siódmej rano, ale pogoda piękna, ptaszki ćwierkają, kawka, śniadanko na stole, a jakby tego było mało, perspektywa kolejnego ciekawego dnia. Co tym razem będzie dane nam zobaczyć? Czym zaskoczy nas tym razem Bretania? Jakimi atrakcjami uraczy nas tym razem Corinne? Od samego rana myśli, co przyniesie kolejny dzień kłębiły mi się w głowie. Zanim zdążyliśmy z Klaudią porządnie się rozbudzić, zapakowano nas do taksówek, w których po drodze do La Roche Bernard spokojnie doszliśmy do siebie. Zwiedzanie miasteczka zaczęliśmy od lokalnego garncarza. Jego kolekcja ręcznie robionych naczyń (i nie tylko) była tak samo zdumiewająca, jak ceny tych pięknych rzeczy. Jednak patrząc na te rękodzieła byłem w stanie uwierzyć, że znajdą się ludzie, dla których będą to ceny promocyjne.

Po wizycie u tego wspaniałego artysty udaliśmy się do lokalnego muzeum, gdzie przedstawiono elementy lokalnej kultury oraz historię portu i regionu. Nowych informacji było dużo, więc dobrze, że dano nam czas wolny, podczas którego zdołaliśmy się odmóżdżyć i przetrawić nabytą wiedzę. Podczas spaceru po tym uroczym miasteczku, położonym na skale, u stóp której znajduje się wielki port, chodziliśmy po labiryntach wąskich uliczek z wieloma kawiarniami i wolnymi stoiskami targowymi z lokalnymi specjałami.




Po lunchu w restauracji na dużej barce w porcie, gdzie mieliśmy okazję posmakować np. płaszczki, udaliśmy się ponownie taksówką w drogę do I’lle aux Pies, skąd barkami popłynęliśmy 10 km na północny-wschód do La Gacilly. Na miejscu czekały na nas panie, które z uśmiechem zaprezentowały nam wieś, po czym kolejny raz w tym dniu dostaliśmy czas wolny. Przeznaczyliśmy go na krótki spacer oraz relaks przy kawce. W trakcie kolacji coraz lepiej się znające towarzystwo zaczęło pozwalać sobie na nieco więcej swobody, zarówno w rozmowie jak i zachowaniu. Tego samego wieczoru wraz z Pierrem przy żartach i rozmowie wypiliśmy butelkę bimbru (siekiera fest ;)), którą dał nam bardzo miły Pan taksówkarz. Mimo zdecydowanej przewagi masy naszego przyjaciela ze Szwajcarii (w stosunku, powiedzmy 150 do 100 kg na jego „korzyść” - to jak pojedynek wagi ciężkiej) trzymałem się dzielnie. Czułem się w obywatelskim obowiązku bronić honoru moich rodaków i nie mogłem zawieść ;) Pierre rozpływał się nad polską wódką, doceniając jej jakość oraz smak… Ale kiedy zaczął mówić, zapędzając się w swojej idealizującej opinii na temat naszego trunku, że po polskiej wódce wstaje się rano świeżutkim bez kaca zacząłem myśleć, co ten sympatyczny Szwajcar może wiedzieć o polskiej wódce?! :D Po dwóch godzinach konwersacji, pod czujnym okiem mojej kochanej dziewczyny ewakuowałem się do kajuty, wziąłem prysznic i poszedłem grzecznie spać.

7 dzień
La Gacilly -> Glenac


Mimo że miał to być ostatni dzień naszego wspólnego podróżowania, to zaczął się on tradycyjnie przed siódmą. Żeby nie było wątpliwości, mimo wszystko wstałem z łóżka z łatwością, niczym niedźwiedź po długim śnie zimowym :) Spakowaliśmy się przed śniadaniem, po czym zażyłem porannej toalety, żeby doprowadzić się do stanu używalności i już godzinę później byliśmy w taksówce w drodze do Josselin. Humor z rana popsuła mi trochę nasza walizka. Podczas przejścia 50 metrów do samochodu rozwalił się ostatni uchwyt i, jakby tego było mało, popękały plastikowe nóżki. Walizka była zdewastowana do granic możliwości.

Nicols

Josselin to niewielka miejscowość w północno-zachodniej Francji (Bretania), położone nad rzeką Oust. Jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych jest tu usytuowany w samym sercu miasteczka okazały średniowieczny zamek. Jego budowa rozpoczęta została w pierwszej dekadzie XI wieku na polecenie hrabiego Guéthenoc. Był on ojcem Josselina, który brał udział w podboju Anglii przez Wilhelma Zdobywcę i bitwie pod Hastings. Obaj wywodzili się ze słynnej szlacheckiej bretońskiej rodziny Rohan. Co ciekawe zamek w Josselin nadal stanowi własność tego rodu.

Na przestrzeni wieków warownia była wielokrotnie rozbudowywana i powiększana. Swój obecny kształt zamek uzyskał w czasie ostatniej większej przebudowy jaka przeprowadzona została w XV wieku. W pierwszej połowie XX stulecia warownia otoczona została pięknymi ogrodami. Ich projektantem był znany francuski architekt krajobrazu i specjalista od ogrodów Achille Duchêne (1866-1947).

Odwiedzając zamek warto także zajrzeć do budynku zamkowej stajni, gdzie ma swoją siedzibę muzeum lalek.

Nadszedł moment pożegnań i rozpadu naszej 11-osobowej grupy. Wszyscy się porozjeżdżali w swoje strony, a my w drodze powrotnej zagadaliśmy z Corinne o możliwość zostania jednej nocki dłużej na barce i zamówienie na drugi dzień rano taxi. Dodatkowo dostaliśmy barkę Estivale OCTO do przetransportowania do docelowej bazy naszego noclegu. Wieczór z Klaudią spędziliśmy sami, popijając wino i przegryzając pyszny francuski ser pleśniowy.

8 dzień
Glenac -> Katowice


Następny dzień minął nam cały na podróży, a mnie osobiście na dźwiganiu 30-kilogramowej, dużej, nieporęcznej walizki, bez uchwytów i nóżek. Zaczęliśmy od taksówki na dworzec, następnie pociąg z Redon do Paryża, metro w Paryżu na dworzec, bus na lotnisko i wreszcie samolot do Katowic, skąd zostaliśmy odebrani przez rodzinkę, której naprawdę mieliśmy co opowiadać.

Zakończenie

Na koniec chciałbym podziękować zarówno firmie Nicols, jak i mojej firmie Charter Navigator za możliwość wyjazdu edukacyjnego. Dzięki takim wyjazdom człowiek ma możliwość poznawania innych kultur i regionów świata, co jest równie interesującym, co pouczającym przeżyciem. Uważam też, że podróże można traktować jako cegiełki dokładane co jakiś czas do naszego osobistego rozwoju.

Dziękuję!
Tagi: barki turystyczne, Nicols
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 22 grudnia

W stoczni Multiplast w Vannes wodowano katamaran "Orange II".
środa, 22 grudnia 2004
Na Barbados dopływa Arkadiusz Pawełek na pontonie "Cena Strachu"; Polak jest drugim człowiekiem na świecie, który pontonem przepłynął Atlantyk (41 dni, 3000 Mm).
wtorek, 22 grudnia 1998
Opłynięcie Hornu przez "Pogorię" pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego.
czwartek, 22 grudnia 1988