TYP: a1

Drogówka na wodzie - co się stanie, jak zatrzyma nas Policja Wodna?

wtorek, 24 maja 2016
Anna Ciężadło
Zatrzymanie przez Policję nigdy nie należy do przyjemnych przeżyć, niezależnie od tego, czy odbywa się na suchym lądzie, czy na wodzie. Nawet w przypadku, gdy nie mamy niczego do ukrycia (ani promili we krwi, ani świeżego trupa w bakiście), jakoś tak z definicji stajemy na baczność i mamy nadzieję, że nie zrobimy niczego głupiego... i dlatego właśnie z reguły coś takiego robimy.


Fot. KGP


Nasze zdenerwowanie w dużej mierze wypływać może z faktu, że takie spotkania nie zdarzają się za często, więc nie do końca wiemy, co nas czeka (może Syberia?!) i co powinniśmy robić (może uciekać?). Jak zatem wygląda takie zatrzymanie przez Policję Wodną i czego możemy się po niej spodziewać?

Głośne STOP!

Po pierwsze, warto wiedzieć, że Policja ma prawo wrzasnąć na nas przez megafon - i najczęściej tak właśnie robi. Nie znaczy to, że pan władza na nas krzyczy, bo popełniliśmy jakąś zbrodnię, ani że zaraz zacznie do nas strzelać - chociaż może rozważać i taką opcję. Po prostu, policjanci chcą, abyśmy zwrócili na nich uwagę, a tradycyjne wystawienie lizaka mogłoby nam umknąć.

Kiedy już błyskotliwie zorientujemy się, że to o nas chodzi, powinniśmy... no właśnie, co? Zasalutować? Rzucić kotwicę? Przede wszystkim, nie panikować – chyba, że naprawdę mamy powód w postaci martwej teściowej pod pokładem, albo otwartego piwa w jednej dłoni, a steru w drugiej. Powinniśmy natomiast, w miarę sprawnie, ale z zachowaniem zasad bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, zatrzymać się. Jeśli płyniemy pod żaglami – najlepiej jest stanąć z dryf i zrzucić żagle, a jeśli na silniku – wyłączyć go. W obu przypadkach warto wywiesić odbijacze, by nie uszkodzić żadnej z łódek (szczególnie radiowozu ;), jeśli za bardzo się do siebie zbliżą.

Papiren, bitte!

Policja podczas kontroli ma prawo zapytać nas o uprawnienia, wymagane do prowadzenia danej jednostki. Co prawda, kilka lat temu nastąpiła pewna liberalizacja przepisów, ale mimo to, dowód osobisty nie wystarczy, by pożeglować do Australii Darem Pomorza. Bez żadnych uprawnień możemy pływać jedynie jachtem żaglowym o długości do 7,5 m, motorówką o małej mocy (do10kW), albo innym kajakiem. W przypadku większych jednostek, musimy posiadać odpowiednie papiery – zanim więc radośnie popłyniemy w rejs, warto dowiedzieć się, jakie to są „odpowiednie”. Dla przykładu, patent żeglarza jachtowego (czyli najbardziej podstawowy dokument, jaki możemy zdobyć – takie prawo jazdy kat. B), uprawnia nas do prowadzenia dowolnej jednostki po wodach śródlądowych, zaś na morzu - jachtów żaglowych o długości do 12m, pod warunkiem, że nie odpłyniemy dalej, niż 2 mile od brzegu i będziemy pływać w dzień. Motorowym odpowiednikiem patentu żeglarza jest patent sternika motorowodnego, dający podobne uprawnienia. Kolejne stopnie wtajemniczenia uprawniają do prowadzenia większych jednostek i wypływania na pełne morze, ale nie będziemy się tutaj nad tym rozwodzić – kto ciekawy, niech poszuka sobie po czeluściach sieci.

Proszę tu dmuchnąć!

Wszyscy funkcjonariusze Policji uwielbiają sprawdzać trzeźwość. Ciężko powiedzieć, na ile wynika to z doświadczenia (w przypadku mazurskich wodniaków, zapewne właśnie tak jest), a na ile z procedur, wyniesionych ze szkoły policyjnej. W każdym razie – panowie policjanci mają do tego prawo i skwapliwie z tego prawa korzystają. Oczywiście, trzeźwy musi być jedynie sternik – pozostałe osoby, będąc na pokładzie, mogą śmiało korzystać z napojów wyskokowych, o ile oczywiście wkurzony przymusową abstynencją kapitan nie zrobi złośliwie jakiegoś mega przechyłu i nie zmarnuje trunku.

Co grozi sternikowi, który jednak nie powstrzyma się od konsumpcji? W zależności od tego, jak bardzo się nie powstrzyma, czyn zostanie zakwalifikowany, jako wykroczenie bądź przestępstwo. Policja ukarze delikwenta stosownie do przepisów, a także zatrzyma mu patent, a co gorsza – łódkę. Oficjalnie nazywa się to zabezpieczeniem jednostki i polega na jej odholowaniu. Na koszt właściciela. Auć!

Kontrola bezpieczeństwa

Policja ma taż prawo zażądać okazania gaśnicy i środków ratunkowych, jakie powinniśmy mieć na pokładzie. Jasne, że wszyscy umiemy pływać, jednak pamiętając, jak to się skończyło na Titanicu, warto mieć tyle kamizelek, ilu mamy ludzi na łódce. Co ciekawe, funkcjonariusze często pytają też o takie przedmioty, jak worki na śmieci czy saperka. Oczywiście, ich posiadanie nie jest obowiązkowe, więc nie zostaniemy ukarani za ich brak. Warto jednak trzymać się tzw. „dobrej etyki żeglarskiej” - zupełnie, jakby istniała zła etyka – i w miarę możliwości dbać o czystość środowiska, co bez odpowiednich gadżetów jest raczej trudne.

I na koniec

Pamiętajmy też, że Policja ma prawo ukarać nas za sprawy z pozoru zupełnie błahe, a jednak kosztowne. Na przykład, zanieczyszczanie wody służącej do picia, to koszt rzędu 1500 PLN, a więc kwota, za którą można nabyć naprawdę dużo butelek wody mineralnej. Grzywnę zapłacimy też za amatorski połów rybek z pokładu, o ile nie znajdujemy się na zarejestrowanej łodzi i nie posiadamy karty wędkarskiej. Co więcej, w takim przypadku Policja może nawet zabrać nam wędkę, zgodnie z art. 27 Ustawy o rybactwie śródlądowym, przewidującym „przepadek rybackich narzędzi połowowych i innych przedmiotów, które służyły do popełnienia wykroczenia”.

Generalnie, warto pamiętać, że - wbrew pozorom - Policja nie jest tylko po to, by utrudniać nam życie; ma też dbać o nasze bezpieczeństwo, chronić środowisko, poszukiwać zaginionych osób i w miarę możliwości, zapobiegać utonięciom. Jak znajdzie czas na to wszystko, kiedy skupi się na odbieraniu nam wędek i liczeniu kamizelek, trudno powiedzieć. Warto jednak wierzyć, że policjant też człowiek, i że - w odróżnieniu od nas – jest w pracy.

Tagi: policja, gaśnica, kontrola, wykroczenie, przestępstwo, alkohol, kamizelka
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 grudnia

W Adenie zwodowano polski statek "Dar Opola", który następnie pod dowództwem Kpt. Bolesława Kowalskiego wyszedł w rejs naukowy na Morze Czerwone.
poniedziałek, 21 grudnia 1959