40 śluz minęło, czyli rejs po kanałach i jeziorach Szkocji
Jacht |
s/y Jagiellonia |
Rodzaj rejsu | Turystyczny |
Kapitan / skipper | Medard Baran |
Liczba uczestników | 5 |
Region | Kanał Kaledoński |
Trasa | Inverness - Fort Augustus - Banavie - Oban - Crinan - Ardrishaig - Troon |
Żeglarstwo uczy między innymi cierpliwości. Odczuliśmy to szczególnie mocno na rejsie w Szkocji, który składał się tyleż z płynięcia, co z czekania - na otwarcie śluzy, na przypływ, na zmianę kierunku prądu, na zmianę kierunku wiatru... Jednak warto było czekać, żeby zobaczyć ten piękny kraj i poznać jego mieszkańców.
Rejs rozpoczął się w mieście Inverness, znajdującym się na północno-wschodnim krańcu Kanału Kaledońskiego. Ciekawym elementem krajobrazu jest tu most wantowy Kessock.
Kanał Kaledoński
Pierwszy odcinek rejsu prowadzi do śluzy Clachnaharry Sea Lock, przy której uiszczamy opłatę (mimo że wpływamy na śródlądzie - słoną!) za korzystanie z Kanału Kaledońskiego. 14-dniowa licencja umożliwi nam również przepłynięcie Kanału Crinan. Pogoda nie najgorsza, w każdym razie nie pada, załoga po pierwszym śluzowaniu w pozytywnych nastrojach. Takich śluz przed nami jeszcze 28, a na Kanale Crinan kolejne 15 - będzie dużo okazji, żeby poćwiczyć cumowanie :)
Wpływamy na obszar uskoku tektonicznego Great Glen, w obrębie którego biegnie najdłuższy kanał Szkocji - Kanał Kaledoński. Jego długość wynosi 96,5 km, z czego 35,4 km są stworzone przez człowieka, natomiast resztę stanowią jeziora, w tym słynne Loch Ness. Żeby przepłynąć z Inverness do Corpach musimy pokonać 29 śluz oraz minąć 10 mostów. Te ostatnie są otwierane zwykle już kiedy jacht zbliża się do nich, jednak czasem trzeba zacumować w pobliżu i cierpliwie poczekać.
Loch Ness
W dzienniku pokładowym widnieje zapis: “1450 Loch Ness! Zarzucono wędkę z dużym haczykiem, celem wyłowienia potwora.” Niestety bez powodzenia, może dlatego, że nie założyliśmy przynęty. Z zazdrością patrzymy na jachty z postawionymi żaglami. Warunki mają idealne, wiatr od rufy. Trochę żałujemy, że my płyniemy w przeciwnym kierunku.
Fort Augustus
Ponieważ po Kanale Kaledońskim nie można pływać w nocy, a śluzy są obsługiwane od 8000 do 1800, musimy na noc zacumować w położonym nad jeziorem Loch Ness Fort Augustus. Rano czeka nas pokonywanie pięciu śluz pod rząd, ale póki co wieczór miło upływa na grze w brydża przy szklaneczce - oczywiście - whisky.
Rano wychodzi na jaw, że śluzy otwierają - i owszem - o 0800, ale najpierw będą się śluzowały jednostki przemieszczające się w dół. My płyniemy w górę, więc na swoją kolejkę musimy czekać prawie do 0900. Poprzedniego dnia w śluzach byliśmy przez większość czasu sami, tym razem mamy liczne towarzystwo. The more, the merrier, chciałoby się powiedzieć, ale takie śluzowanie jest wolniejsze (co niepokoi naszego kapitana ;)) i wymaga więcej uwagi. Musimy teraz pilnować odległości od innych jednostek, a także od wrót śluzy.
Dopiero o 1020 opuszczamy śluzy w Fort Augustus. “Średnia prędkość 0,1 kn!!!” zapisuje w dzienniku pokładowym sfrustrowany kapitan. Cierpliwość jest zdecydowanie przydatną na kanałach cechą charakteru, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych wcześniej do bezkresnych morskich przestrzeni ;)
Neptun’s Staircase
Przed 1900 cumujemy w Banavie, u podnóża Ben Nevisa - najwyższego szczytu Wielkiej Brytanii. Znajdują się tutaj Schody Neptuna - 8 połączonych śluz, najdłuższy tego typu system w Wielkiej Brytanii.
W Banavie było tłoczno, miejsc postojowych mało i wszystkie zajęte. Cóż było robić, musieliśmy zacumować longside do burty którejś z już stojących tam jednostek. Problem polega na tym, że “Jagiellonia” waży - bagatela - 14 t, a niewielkie barki i jachty nie wyglądają na solidne… Choć umiejętności manewrowania kapitana są bez zastrzeżeń (a i załoga stara się jak może ;)), szukamy na wszelki wypadek jachtu stalowego i cumujemy, zgodnie z planem, longside.
Po przyjściu na jacht kapitana jednostki przy której stoimy, czeka nas miła niespodzianka. Brytyjczyk jest bardzo zadowolony, że zacumował przy nim polski jacht. Okazuje się, że jego jednostka również została zbudowana w Polsce, a dokładniej w Gdańsku. Kolejne kilkadziesiąt minut spędzamy słuchając ciekawych opowieści naszego nowego znajomego, zwiedzając jego jacht i oglądając oryginalne plany budowy.
Nauczeni doświadczeniem z Fort Augustus nastawiliśmy się na co najmniej 1,5 h śluzowania (przypominam - 8 śluz!). Tymczasem koło 0800 tak się rozpadało, że przy pierwszej śluzie byliśmy sami. Sami więc przeprawiliśmy się przez słynne Schody, pobijając zapewne jakiś rekord - zajęło nam to tylko 50 minut :) Później jeszcze dwa mosty obrotowe: kolejowy i drogowy, krótkie formalności przed ostatnią śluzą na Kanale, sprowadzające się w zasadzie do oddania kluczyków do toalety i… opuszczamy szkockie śródlądzie. Ale jeszcze na nie wrócimy.
Rytm życia dyktują przypływy
Pierwotnym planem po opuszczeniu Kanału, było zacumowanie w Fort William. Jednak z braku miejsca w wyżej wymienionym porcie płyniemy dalej i cumujemy na boi w Corran, celem przeczekania niekorzystnego prądu. Teraz musimy się dostosowywać do dwóch niezależnych od nas czynników - kierunku prądu i godzin otwarcia śluz w Kanale Crinan, do którego zmierzamy. A więc kolejny poziom ćwiczeń z rozwijania cnoty cierpliwości.
Miejsce, w którym się znajdujemy jest niezwykle malownicze, pogoda również dopisuje, więc czas oczekiwania umila sesja zdjęciowa okolicznego krajobrazu.
Po sześciu godzinach oczekiwania wypływamy w kierunku Obanu. Wiatr niestety nie jest pomyślny, ale udaje się na godzinę - po raz pierwszy w tym rejsie - postawić żagle. Cumujemy w Marinie Oban przed północą i po wypiciu tradycyjnego toastu za szczęśliwe ocalenie, idziemy spać.
Whisky, Johnny!
Następnego dnia wybieramy się do Obanu na zwiedzanie - jakżeby inaczej - destylarni whisky. Za jedyne £7,5 można wysłuchać opowieści o produkcji whisky i ciekawostek z tym związanych, zobaczyć na własne oczy jak ten trunek powstaje i skosztować lokalnego single malt’a. Dowiadujemy się, że whisky produkowana w Obanie leżakuje 14 lat w beczkach po burbonie. Jest produkowana w całości w jednej destylarni - to właśnie oznacza nazwa “single malt whisky”. Ciekawym trunkiem jest też “double matured whisky”, która dojrzewa dwa razy - drugi raz w beczkach po sherry. Według słów naszej przewodniczki można ją kupić tylko w Wielkiej Brytanii - nie jest eksportowana do innych krajów. Zdecydowanie było to miejsce, skąd przywieźliśmy najwięcej pamiątek ;)
Dopasowując znów rytm rejsu do przypływów opuszczamy Oban przed 1900. Pogoda nie rozpieszcza, wkrótce zaczyna padać deszcz, wieje mordewind, więc na silniku płyniemy do Crinan. Po północy w ulewnym deszczu szukamy bojek na nieoświetlonych kotwicowisku i cumujemy. Do pierwszej śluzy będziemy mogli wpłynąć dopiero o 8 rano.
Kanał Crinan
Ten kanał różni się od Kaledońskiego pod kilkoma względami. Przede wszystkim długością - ma tylko 14 km (ale na jego pokonanie trzeba poświęcić co najmniej 5-6 godzin). Po drugie, jest tu znacznie spokojniej i mniej tłoczno niż na Kaledońskim. Po trzecie, w Crinanie większość śluz obsługiwana jest… własnoręcznie przez załogantów jachtu, który się przez kanał przeprawia.
Razem z nami do kanału wpływa jacht z dwoma starszymi panami na pokładzie. Pod salingiem mają specjalną żółtą flagę, która według ich słów oznacza dla obsługi kanału, że będą potrzebować pomocy przy przechodzeniu przez śluzy. My też oferujemy się z pomocą i przez ⅔ kanału płyniemy razem. Później panowie nie wytrzymują naszego tempa i zatrzymują się na “beer o'clock” ;)
Krajobraz kanału jest bajkowy. W spokojnej wodzie odbijają się stojące nad jego brzegami drzewa, trawa i kwiaty. Jest cicho (pomijając nasz diesel ;)) i spokojnie. Przez pewien czas kanał biegnie wzdłuż delty rzeki Add, na horyzoncie widać osnute mgłą wzgórza. W takich okolicznościach przyrody bardzo przyjemnie i szybko mija czas i - co ważne - nie zdążymy się znudzić, bo już o 1625 cumujemy w Ardrishaig, po drugiej stronie kanału.
Wracamy na morze
Nocleg w Ardrishaig został zaplanowany z przyczyn ekonomicznych - koszty cumowania są tam wliczone w opłatę za kanał. Rano znów musimy czekać - tym razem na drugi jacht, ponieważ obsługa kanału nie zgadza się na otwarcie śluzy tylko dla nas. Ćwiczenia cierpliwości przez tydzień dały efekty - przyjmujemy to spokojnie. Na szczęście nie musieliśmy czekać długo. 0840 wpływamy do ostatniej śluzy na Kanale Crinan i jednocześnie ostatniej w naszej podróży. Teraz czeka nas przelot do Troon w pobliżu Glasgow.
Żeglujemy w zmiennych warunkach wiatrowych, co jakiś czas stawiając, zrzucając, refując, rozrefowując i zmieniając żagle. W Troon jesteśmy o 1900. Po sklarowaniu jachtu udajemy się na tradycyjne brytyjskie fish & chips w barze i Guinnessa w pubie. Trzeba oblać szczęśliwe ocalenie. Przy okazji dowiadujemy się od miejscowych, że zaledwie 15 km od Troon, w Kilmarnock, produkowana jest popularna w Polsce whisky - Johnnie Walker.
I to już niestety koniec rejsu. Następnego dnia rano wsiadamy w samolot i odlatujemy w stronę wschodzącego słońca ;)
Informacje praktyczne i ciekawostki:
- po przedstawieniu zaświadczenia w języku angielskim o udziale w rejsie szkoleniowym można uzyskać 50-procentową zniżkę na licencję umożliwiającą pływanie po szkockich kanałach
- 14-dniowa licencja na Kanał Kaledoński jest również ważna w Kanale Crinan - i na odwrót
- stolicą Szkocji jest Edynburg, a największym miastem Glasgow - do tych dwóch miast latają bezpośrednio tanie linie lotnicze z kilku miast w Polsce
- poruszanie się po Szkocji jest możliwe za pomocą autobusów (np. Citilink, Megabus) lub pociągów (http://www.scotrail.co.uk/)
- jednym z języków urzędowych w Szkocji jest język gaelicki, należący do grupy języków celtyckich; posługuje się nim około 58 tys. osób
- dominującym wyznaniem w Szkocji jest kalwinizm