Niespodziewana zmiana planów i zamiast do Danii popłynęliśmy na Litwę. Wszak żeglarstwo to najdroższy sposób na niedocieranie do celu ;) Było zimno i... wspaniale.
Rejs od początku sprawiał wrażenie, że będzie to wyprawa na wariackich papierach. Decyzja o wyjeździe podjęta w ostatniej chwili, problemy ze skompletowaniem załogi (w sumie do Górek przyjechało nas... troje)... no i ta pogoda. Bałtyk bynajmniej nie powitał nas słonecznie. Do tego wiało od celu. Zatem w towarzystwie Rzeszowiaka, pożyczywszy od niego jednego załoganta, kręciliśmy się po okolicy czekając na dogodny moment, żeby wyruszyć na Bornholm. Wszystko wskazywało na to, że się jednak nie doczekamy. Kapitanowie zatem podjęli decyzję o zmianie trasy i już szliśmy, burta w burtę z Rzeszowiakiem, w kierunku Kłajpedy. Mała liczba załogantów, brak ogrzewania i mglista pogoda dały nam w kość, ale i sporo nas nauczyły! Było wspaniale, a jacht, mimo iż rozmiarów raczej mazurskich, spisywał się niezwykle dzielnie. A na Bornholm jeszcze będzie czas popłynąć.