O tym, jak założyć klub żeglarski rozmawiamy z Józefą Ogrodnik, Prezesem Klubu Żeglarskiego „Horn” Kraków
Jak to się stało, że założyliście klub żeglarski? Jak to się robi?
- Wymyśliliśmy sobie, że zakładamy klub. W pierwszej kolejności postaraliśmy się o statut. Wypytywaliśmy przyjaciół, znajomych, którzy prowadzili kluby. Ze wszystkich informacji wybraliśmy to, co nam najbardziej odpowiadało. I tak powstał statut, który w 95 % procentach jest do dziś. Trzeba zdecydować, czy się będzie prowadzić działalność gospodarczą czy nie. Przy podejmowaniu tej decyzji od razu dostajemy informację, gdzie pójdziemy się rejestrować. Bo jeśli działalność gospodarcza, to trzeba iść do sądu a jeśli stowarzyszenie to do urzędu gminy i niekoniecznie trzeba iść do sądu. No i trzeba mieć z 15 przyjaciół, którzy się zbiorą na zebraniu założycielskim, popodpisują stosowne dokumenty, że chcą założyć klub i wybiorą spomiędzy siebie władze.
Wygląda to prosto. Długo trwa taka procedura?
- W naszym przypadku to było proste. Kraków jest dziś bardzo przyjazny przy zakładaniu stowarzyszenia. Dostawaliśmy informacje, co jest źle i czego jeszcze potrzeba, nie wiązało się to z pismami i oczekiwaniem, w efekcie trwało to wszystko bardzo krótko.
Dlaczego wybraliście formę stowarzyszenia a nie działalności gospodarczej?
- Stowarzyszenie prowadzące jedynie działalność odpłatną pożytku publicznego pozwala na niezajmowanie się i niepodleganie pod przepisy o działalności gospodarczej. Możemy się skupić na działalności statutowej, tym co chcemy i lubimy robić. Warunek jest taki, że z działalności odpłatnej i nieodpłatnej nie generujemy zysku. Wszystkie pozyskane środki są przekazywane na działalność statutową. Trzeba o tym pamiętać. Reszta jest prosta – trzeba tylko w miarę uważnie wszystkiego pilnować. Jest taka strona, ngo.pl adresowana do organizacji pozarządowych. Są tam różnego rodzaju poradniki, także o księgowości, przypominajki o terminach, których organizacja powinna dochować. Przy tym wszystkim należy też pamiętać o specyfice stowarzyszenia – że się jest klubem żeglarskim a nie klasyczną organizacją pozarządową.
Klub żeglarski nie musi być nad wodą…
- Nie musi. Co najmniej 20 klubów żeglarskich w Krakowie, jakie znam, nie ma przystani, nie ma siedziby. Korzystają z przystani np. naszej lub wybierają miejsca nad wodą w innych regionach kraju.
Czy we władzach takiego klubu muszą być żeglarze?
Niekoniecznie. Wystarczy, że do pracy merytorycznej będą zapraszać ludzi, którzy się na tym znają. Na pewno po to, żeby klub dobrze funkcjonował, dobrze jest mieć pojęcie o bilansowaniu przychodów i wydatków. Jest wtedy spora szansa, że działanie nie skończy się klapą. Jak brakuje pieniędzy jest problem, nie wszystko się da załatwić wolontariatem i dobrymi chęciami do działania.
Słyszałam opinie, że działalność klubowa zamiera. To prawda?
- Na pewno się zmienia. W klubach się dziś uczy żeglarstwa dzieci i dorosłych, ale również robią to podmioty działalności gospodarczej. Czy działalność klubów zamiera? Klub to jest miejsce, w którym się spotykają ludzie. Kiedy w klubie trafi się człowiek, który swoją osobowością i propozycją działania potrafi zainteresować innych – to dookoła takich klubów są ludzie. Czasem nie jest potrzebna przystań czy siedziba – człowiek jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje czuć przynależność do stada. Telefony, smartfony to trochę wypierają, ale bycie w klubie, grupie ludzi wciąż jest potrzebne. Być może kryzysy spowodowane są tym, że zwykła rzeczowość, rzetelność przyjaźń i codzienna radość ma słabsze notowania w mediach.