Od kilku tygodni media informują nas o groźnej sytuacji, związanej z gigantycznymi pożarami, jakie szaleją w Chorwacji. Czy zatem warto jeszcze raz rozważyć wyjazd do tego kraju? A może lepiej zostać w domu? Ewentualnie wybrać polskie morze, lub odwiedzić przysłowiowego szwagra?
Wojna z ogniem
W Chorwacji, mimo ogromnych wysiłków strażaków, wspomaganych przez lokalnych mieszkańców, spłonęło już kilka tysięcy hektarów lasu. Na pomoc Chorwatom ruszyły także ekipy z innych krajów, między innymi z sąsiedniej Czarnogóry.
Do akcji gaszenia przyłączyła się nawet chorwacka armia, chociaż nie obyło się tu bez lekkich zgrzytów; pani prezydent Kolinda Grabar-Kitarovic stwierdziła, iż wojsko zbyt długo ociągało się z interwencją. Minister obrony Chorwacji, w odpowiedzi na ten zarzut, natychmiast złożył rezygnację, którą jednak premier odrzucił, słusznie stwierdzając, iż armia może zaangażować się w tego typu akcje tylko wtedy, gdy zostanie do tego wezwana. A wcześniej - nie została.
Jak widać Chorwaci, poza pożarem, muszą zmagać się z politycznymi ansami, wzajemnymi oskarżeniami i gorączkowym szukaniem winnych - co stanowi standardowy zestaw w przypadku dowolnego kryzysu w dowolnym kraju.
Dlaczego pożar szaleje?
Prawda jest taka, że do rozprzestrzeniania pożaru przyczynia się sama natura. Jeśli podczas pobytu w Chorwacji czy okolicach, zdarzyło Wam się zejść z pokładu (a nawet z plaży) i przespacerować się po lesie, zauważyliście może dwie cechy charakterystyczne dla tamtejszych zagajników: obłędny zapach drzew iglastych oraz fakt, że jest naprawdę, ale to naprawdę sucho. Jeśli do tego dodamy porywisty wiatr, otrzymamy prosty przepis na pożar - tym bardziej, że wysuszone szyszki zachowują się takich warunkach, jak granaty. Taka szyszka potrafi eksplodować na niemal 200 metrów, rozsiewając radośnie pożogę i utrudniając życie ekipom ratowniczym. Co ciekawe, w klimacie śródziemnomorskim występują nawet roślinki, dla których okresowe pożary są wręcz… wskazane, by móc dokonać ekspansji na nowe tereny. Rośliny tego typu (należy do nich na przykład makia, bardzo popularna w tamtym rejonie) fachowo nazywa się pirofilnymi czyli…. „pożarolubnymi”. Uroczo, nieprawdaż?
Zagrożone kurorty
Drastyczne zdjęcia, zamieszczane na portalach społecznościowych oraz równie drastyczne doniesienia prasowe na temat tego, co dzieje się w Chorwacji, nie napawają optymizmem. Pożar zawsze jest dramatem, tym bardziej, że wiele osób traci w związku z nim nie tylko mienie, ale też zdrowie, a potencjalnie - nawet życie (we wtorek, 18.07.2017, media poinformowały o pierwszej ofierze śmiertelnej).
Jak na razie, sytuacja wygląda najgroźniej w okolicach Splitu, Puli i Sibernika. Pożar rozprzestrzenił się również na wyspy Pag oraz Vir. Co więcej, ogniska pożaru występują również w Czarnogórze, Bośni i Hercegowinie, a także w Italii.
Co na to polskie MSZ?
Skoro sytuacja jest aż tak trudna, to może warto jeszcze raz przemyśleć wyjazd w te rejony - a już w szczególności do Chorwacji? Z drugiej jednak strony, lotniska na razie działają bez zarzutu, a chorwackie władze zamykają jedynie lokalne drogi, i to tylko okresowo.
Warto jednak pamiętać, że jeśli znajdziemy się w mieście zagrożonym pożarem, należy liczyć się z pewnymi niedogodnościami - np. z przerwami w dostawach wody i prądu, albo… z koniecznością rezygnacji z zakupów: w poniedziałek ewakuowano ludzi w centrach handlowych w Splicie z powodu kłopotów z klimatyzacją.
Pytanie jednak, czy powinno nas to skłonić do zmiany wakacyjnych planów? Ministerstwo Spraw Zagranicznych na swojej oficjalnej stronie nie zamieściło - jak na razie - żadnych obostrzeń odnośnie wyjazdu do Chorwacji. Ponieważ jednak sytuacja nadal się rozwija, nie można założyć beztrosko, że ten stan już się nie zmieni. Wybierając się w tamte strony, warto zatem monitorować sprawę na bieżąco, śledząc nie tylko doniesienia medialne, ale też zaglądając pod ten adres:
http://www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/ostrzezenia/
Tagi: Chorwacja, pożar, wakacje