Na fali pojawiających się w różnych miejscach komentarzy dotyczących niedawnego tragicznego rejsu Down North, postanowiliśmy dowiedzieć się więcej o tej nietypowej jednostce. W tym celu zadaliśmy kilka pytań Michałowi Kwaśnemu, który prowadził dwa rejsy na tym jachcie, w tym jeden niedługo przed wypadkiem.
Tawerna Skipperów: Pływałeś na s/y Down North dwa razy w ciągu ostatniego roku. Co to były za rejsy?
Michał Kwaśny: Pierwszy z nich odbył się prawie rok temu, w czerwcu, na trasie Stavanger - Bergen. Był to jeden z etapów wyprawy Down North na Spitsbergen. Drugi odbył się w dniach 9-19.05.2015. Wypłynęliśmy ze Szczecina, odwiedziliśmy Kopenhagę, Klintholm, Hiddensee, Stralsund, Greifswald Wieck, Peenemunde i wróciliśmy do mariny początkowej.
Kto uczestniczył w tych rejsach?
Oprócz dorosłych członków załogi (w tym jednej osoby poruszającej się o kulach), brały w nich udział także moje dzieci. Podczas pierwszego rejsu bliźniaczki miały 9 miesięcy, a starsza córka - 5 lat.
Czy były jakieś problemy z funkcjonowaniem na jachcie najmłodszych członków załogi lub osoby z ograniczoną mobilnością?
To duży jacht - taki mały żaglowiec. Obszerna mesa i rufowy kasztel zapewniały odpowiednią przestrzeń dla dzieci. Typowe "czarterówki" są znacznie ciaśniejsze. Wysokie nadburcie zmniejszało ryzyko wypadnięcia - choć dzieci i tak były przypięte w szelkach. Z Markiem (porusza się o kulach) pływaliśmy razem na Opalu, zatem znacznie większy Down North nie stanowił problemu. Myślę, że większe kłopoty Marek miał na dworcu kolejowym w Szczecinie niż na jachcie.
Czy nie miałeś wątpliwości odnośnie bezpieczeństwa jachtu, na którym pływałeś?
Z uwagi na to, że pływamy całą rodziną wraz z trójką małych dzieci, bezpieczeństwo jest priorytetem. Przed ubiegłorocznym rejsem specjalnie pojechaliśmy oglądać wyjęty z wody jacht na nabrzeżu w Szczecinie. Armator udostępnił wyniki pomiarów grubości poszycia. O dzielności morskiej świadczy fakt, że jacht przez 50 lat pływał w Kanadzie, po czym bezpiecznie został przeprowadzony przez Atlantyk i do Polski. Na Bałtyku, z tego co mówił mi armator, jacht pływał także w zimie, dobrze znosząc kaprysy naszego klimatu.
Opowiedz coś więcej o tej jednostce.
Projektantem był Thomas Colvin, znany w USA konstruktor, który zmarł w ubiegłym roku. Colvin jest autorem wielu zrealizowanych projektów jachtów, statków, a nawet okrętów wojennych.
Down North był specjalnie przygotowany do żeglugi po wodach arktycznych. Do budowy kadłuba zastosowano grubą blachę z kortenowskiej stali. Małe zanurzenie pozwalało mu wpłynąć daleko w fiordy na Labradorze. Naturalną konsekwencją małego zanurzenia był dość duży kąt dryfu w żegludze na wiatr - ale cóż, coś za coś...
Jacht był zarejestrowany pod banderą kanadyjską. Dlaczego?
To pytanie do armatora. Z własnego doświadczenia wiem, że utrzymanie jachtu pod polską banderą jest kosztowne (zwłaszcza, gdy planuje się dłuższe przebazowanie poza Bałtyk), a ilość biurokratycznych formalności większa.
Jak oceniasz stan jachtu i jego przygotowanie do sezonu podczas swoich rejsów?
Jacht był dobrze przygotowany. W ciągu dwóch następujących rok po roku rejsów nie mieliśmy większych problemów technicznych. Jacht był duży, miał wiele instalacji niespotykanych na małych jednostkach i jego obsługa wymagała posiadania minimum wiedzy ogólnotechnicznej. Na jachcie znajdowały się środki ratunkowe w ilości wymaganej do uzyskania naszej polskiej Karty Bezpieczeństwa.
Z jakimi problemami technicznymi się spotkaliście?
Jedynym problemem było zepsucie się podczas rejsu jednej z trzech toalet.
Znasz kapitana, który prowadził feralny rejs?
Tak, Mateusz jest naszym kolegą.
Jak oceniasz jego doświadczenie i wiedzę żeglarską?
Z tego co wiem, w ciągu ostatnich kilku lat corocznie parę miesięcy spędza na morzu - jest de facto zawodowcem. Kocha morze i żeglarstwo. Prowadził rejsy na wielu różnych jachtach, w tym na Jagiellonii należącej do Krakowskiego Yacht Clubu (którego jestem aktywnym członkiem) - załogi były zadowolone, zarząd klubu także.
Dziękujemy za rozmowę.
Michał Kwaśny - lekarz, ratownik, wicekomandor Krakowskiego Yacht Clubu - armatora s/y Jagiellonii