Byli sobie motolotniarz, strażak, jezioro oraz klub morsów... Nie, to nie jest dowcip. Wbrew pozorom, wszystkie te elementy mają wspólny mianownik. Jest nim sytuacja, jaka miała miejsce na Jeziorze Jezuickim w Pieckach koło Bydgoszczy. Na szczęście, wszystko skończyło się dobrze, ale powiedzmy sobie szczerze – mogło być groźnie. A nawet dramatycznie.
Motylem jestem
Zima ma swoje uroki, jednak ludzie odczytują je na różne sposoby. Niektórzy mają ochotę popatrzyć na nią z lotu ptaka, podczas gdy inni czerpią dziwną przyjemność z moczenia się w lodowatej wodzie. W miniony weekend jedni i drudzy upodobali sobie ten sam akwen, co było naprawdę szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
Jeden z dwójki motolotniarzy, przelatujący akurat nad Jeziorem Jezuickim, postanowił bowiem zniżyć lot i przyjrzeć się z bliska tafli wody. Była zamarznięta – ale tylko częściowo. Niestety, odrobinę przesadził z tym przyglądaniem się, skutkiem czego zahaczył nogami o lustro zbiornika, w efekcie czego wpadł do lodowatej wody.
Morsy górą
Lotnik może mówić o ogromnym szczęściu w nieszczęściu - akurat w tym czasie okolicy znajdowali się członkowie grupy Bydgoskie Morsy, którym ani woda, ani zimno niestraszne.
Dwóch z nich natychmiast wsiadło na kajak i podpłynęło do motolotniarza. Biedak był przytomny, ale mocno wychłodzony. Nic złego mu się nie stało. Na miejsce wezwane zostały także służby: pogotowie, policja oraz straż pożarna. Nawiasem mówiąc, jeden z morsów, którzy wzięli udział w akcji ratunkowej, służy w PSP w Żninie. I jak tu nie lubić strażaków?
Tagi: morsy, strażak, motolotnia, Jezioro Jezuickie, ratunek, wypadek