Zasadniczo, wzrostem. Istnieją także inne, mniej spektakularne różnice, ale faktem jest, że analogii jest jakby więcej: chwiejny chód, rozmarzony wzrok i wyraźna tendencja do rozlewania zupy, tudzież rozsypywania kanapek po podłodze.
Rzecz jasna, w przypadku żeglarza powyższy opis pozostaje prawdziwy tak długo, jak długo jego obiekt przebywa na rozbujanej wodzie - ale przecież wszyscy wiemy, że jest to dla żeglarza jak najbardziej naturalne środowisko. Na szczęście, istnieje kilka sprytnych patentów na to, by nawet przy wysokiej fali ograniczyć straty w zupach.
Patent numer 1: miska - niewysypka
Tego rodzaju gadżet przeznaczony jest co prawda dla bardzo młodych ludzi, ponieważ jednak producent nie umieścił na opakowaniu informacji na temat górnej granicy wieku użytkowników, nie ma przeszkód, by wykorzystać na wodzie tę przeznaczoną dla dzieci technikę. Tym bardziej, że żeglarze i tak zwykle zachowują się, jakby mieli znacznie mniej lat, niż mają.
O co chodzi z miską-niewysypką? Najprościej mówiąc, o żyroskop. To popularne urządzenie, kojarzone najczęściej z torturowaniem kandydatów na pilota, może w tym przypadku oddać nam niecenione zasługi. Cokolwiek bowiem umieścimy w takiej miseczce, zawsze pozostanie to w tej samej pozycji - niezależnie od tego, jakie ewolucje wykonywać będzie nasza dzielna jednostka.
Patent numer 2: pomysłowy uchwyt. A nawet dwa.
O ile jedzenie w warunkach bujania bywa kłopotliwe, o tyle picie jest kłopotliwe do kwadratu. Nie popadajmy jednak w rozpacz (albo w odwodnienie), bowiem i tu mądrzy ludzie wymyślili pewien ciekawy patent, a nawet dwa: pierwszym jest żyroskopowy uchwyt, który zresztą przydaje się nam nie tylko na wodzie, ale również wtedy, gdy pomykamy samochodem po polskich drogach. Zwłaszcza tych klasy powiatowej albo gminnej.
Alternatywą dla tego wynalazku jest znacznie mniej wyszukany, ale równie skuteczny patent, a mianowicie - wiszące nosidełko na kubek. Pomysł jest tak prosty, że aż genialny: specjalnie wyprofilowana podstawka zawieszona na krótkiej lince sprawia, że kubek dynda urokliwie, zaś obciążający go napój utrzymuje całość w pozycji z grubsza pionowej.
Patent numer 3: prastara słowiańska metoda
Jak wiemy, nasi przodkowie słynęli z zamiłowania do napojów; i bynajmniej nie była to woda - chyba, że woda życia, a więc okowita (od aqua vitae). Ponieważ człowiek nie podzielający tego zamiłowania był z definicji podejrzany (pewnie szpieg), należało od razu eliminować taką wrażą jednostkę. Tym celom służył specjalny kieliszek, zwany kulawką, czyli taki posiadający wypukłe denko. Kulawka była przechodnia - po wypiciu zawartości, należało ponownie napełnić kulawkę po brzegi i podać kompanowi, który był zmuszony powtórzyć procedurę. Odstawienie takiego kieliszka było fizycznie niemożliwe bez rozlewania - a to już byłoby poczytane za jawną obrazę wszystkich obecnych.
Co to ma wspólnego z żeglarstwem? Ano, ma. Taki kubeczek, kielonek czy też inne naczynko z wypukłym denkiem, doskonale sprawdzi się w warunkach rejsowych. Jeśli tylko nie napełnimy go po brzegi, będzie kiwać się na boki - ale nie rozlewać. Oczywiście do czasu, aż fale staną się naprawdę duże, ale wówczas rozlane napoje nie będą naszym największym problemem.
Tagi: zupa, jedzenie, miska, żyroskop