Artyleria okrętowa stanowiła standardowe wyposażenie okrętów gdzieś tak od XVII wieku. Czasy były niespokojne, wiec trudno się dziwić, że żeglarze chcieli mieć jakieś szanse w starciu z piratami, a często nawet z konkurencją w postaci bliźniaczego statku, ale pechowo płynącego pod inną banderą.
By From the en:public domain U.S. Naval Historical Center., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2186987 |
Jeszcze do lat 50’ XX wieku artyleria stanowiła podstawowy rodzaj uzbrojenia okrętów, decydującym o ich przydatności i sile bojowej. Dziś armaty zostały lekko zdetronizowane przez rakiety, ale mimo to, artyleria wciąż pozostaje istotnym elementem uzbrojenia i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Jak zatem działało takie okrętowe działo na przestrzeni wieków?
Starożytność
Miłośnicy Asterixa dobrze wiedzą, że starożytni Rzymianie mieli mocno uzbrojone okręty (i wiele im to nie dało w starciu z dzielnymi Gallami, co dowodzi, że legendarna odwaga Francuzów nie zawsze kończyła się na zrzucaniu ulotek na wroga; przynajmniej, jeśli wierzyć kreskówkom).
Starożytne okręty wyposażone były w tak zwane machiny miotające, które, w zależności od mechanizmu działania, dzieliły się na barobalistyczne (wykorzystujące energię potencjalną masy, czyli przeciwwagę) oraz neurobalistyczne (wykorzystujące energię potencjalną sprężystości, zwykle w postaci skręconych powrozów). Niezależnie jednak od szczegółów technicznych, ówczesne machiny były jednak mało skuteczne, a przede wszystkim mało precyzyjne, skutkiem czego służyły raczej jako straszaki, zaś główną moc bojową okrętów opierano na sprawdzonych, choć mało finezyjnych technikach pacyfikowania wroga, takich, jak taranowanie i abordaż.
Mroki średniowiecza
Średniowiecze, wbrew pozorom, wcale nie było epoką tak mroczną, jak to wbijano nam do głów na lekcjach historii. Powstało wówczas całkiem sporo fajnych wynalazków - na przykład broń palna, a stąd był już tylko mały kroczek do utworzenia takiej artylerii, jaką znamy (na nasze szczęście) z filmów wojennych.
Mimo, iż w średniowieczu znano już technikę odlewania armat z brązu, większość dział okrętowych była składana z metalowych listew (podobnie, jak składa się beczki), wykonywanych przez kowala. Nieszczelności pomiędzy listwami wypełniano ołowiem lub specjalną masą na bazie związków siarki, jednak mimo wszelkich starań, pierwsze armaty pozostawiały wiele do życzenia w temacie zasięgu i celności, więc znów pozostawał stary, wypróbowany abordaż.
Z czasem składane z listewek lufy zastąpiono solidniejszymi (ale również znacznie droższymi) konstrukcjami, odlewanymi z brązu. Tego typu armatki miały krótkie, śmieszne lufy i zwykle znajdowały się na galerach. Mimo, iż proces ładowania był mozolny, powolny i narażał załogę na ostrzał wroga, nikogo to nie specjalnie nie ruszało, bowiem była ona rekrutowana głównie z „przymusowych ochotników”, których w razie dużych strat po prostu zastępowano nowymi.
Największa tego typu armata o kalibrze 900 mm znajduje się na Kremlu (a jakże!), nosi wdzięczną nazwę Car Puszka (ros. Царь-пушка) i… nie przedstawia kompletnie żadnej wartości bojowej, szczególnie, że eksponuje się ją w towarzystwie żeliwnych kul, a zaprojektowana została do miotania pocisków kamiennych (ale najwyraźniej nikt nie śmie zwrócić na to uwagi Władimirowi Władimirowiczowi).
Czasy świetności galeonówOd końca XV wieku armaty odlewano już tylko z brązu, a kule - z żeliwa. Tego rodzaju uzbrojenie pozwalało na osiągnięcie znacznie większej celności i zasięgu, ale też wiązało się ze znacznymi kosztami – do czasu, kiedy oszczędni Anglicy wpadli na pomysł, by również działo odlać z żeliwa.
W tamtych czasach istniało wiele odmian dział okrętowych, z których najbardziej popularne były wielkie kolubryny oraz nieco zgrabniejsze kanony (stąd wyraz kanonada). Kanony miały mniejszy zasięg od kolubryn, jednak ze względu na krótsze lufy były też znacznie lżejsze, przez co mogły posiadać większy kaliber i nie zatopić jednostki swoją masą.
W elżbietańskiej Anglii dopracowano i udoskonalono technikę wytwarzania dział okrętowych, dzięki czemu abordaż wreszcie stracił na znaczeniu – w końcu, skoro można było skutecznie zranić wroga na odległość, to po co fatygować się do niego osobiście? Jeszcze się zdenerwuje i nam odda.
Maszyny parowe i czas wielkich odkryćWiek XIX przyniósł wiele rewolucyjnych zmian, które nie ominęły również artylerii okrętowej i oczywiście samych okrętów, bowiem w tym właśnie okresie wynaleziono pierwsze pancerniki.
Najbardziej istotną zmianą w zakresie armat okrętowych było zastąpienie dział gładkolufowych gwintowanymi. Dzięki gwintowaniu, przesuwający się we wnętrzu lufy pocisk jest wprowadzany w ruch obrotowy, co nadaje mu znacznie większą prędkość, a co za tym idzie – lepszy zasięg i celność.
Kolejną rewolucją była zmiana sposobu ładowania – teraz działa ładowane były od tyłu, co znacznie poprawiło ich celność i przebijalność, a także podniosło poziom bezpieczeństwa załogi (o ile w ogóle można mówić o jakimś poziomie bezpieczeństwa w czasie bitwy morskiej).
Prawdziwy postęp dokonał się jednak w latach 90’ XIX wieku, kiedy to wynaleziono proch nitrocelulozowy (tzw. biały), który zastąpił dotychczasowy proch czarny. Proch biały w czasie wybuchu wytwarza znacznie więcej spalin niż czarny, dzięki czemu potrafi dużo bardziej rozpędzić pocisk, a przy tym, w odróżnieniu od czarnego, jest bezpieczny w użyciu ze względu na stosunkowo trudny zapłon. Warto wspomnieć, że proch biały do dzisiaj stanowi jeden z podstawowych składników mieszanek wybuchowych, więc XIX-wieczny wynalazek okazał się całkiem dobrym pomysłem.
Wiek XXW XX wieku na pokładach okrętów wojennych pojawiły się pierwsze karabiny maszynowe, jednak mimo to nie zrezygnowano z artylerii – tym bardziej, że w połączeniu z radarami, stanowiła ona bardzo skuteczną broń.
Rozwój lotnictwa wymusił silne dozbrojenie okrętów, które byłyby praktycznie bezbronne wobec zmasowanych ataków z powietrza – szczególnie, jeśli atak przeprowadzał zdeterminowany kamikaze, nie mający nic do stracenia.
Jak wykazały doświadczenia II wojny światowej, wielkie krążowniki traciły na znaczeniu na rzecz lżejszych, ale bardziej mobilnych jednostek, np. fregat, które uzbrojone były w mniejsze działka, zwykle kalibru 57 do 130 mm. Działa zmalały, ponieważ ich głównym zadaniem nie było już zatapianie okrętów, ale strzelanie do samolotów, więc tym, co zaczęło się naprawdę liczyć, był zasięg oraz szybkość, a niekoniecznie kaliber.
W czasach Zimnej Wojny, kiedy nastąpił gwałtowny rozwój techniki rakietowej, artyleria zeszła na drugi plan; jest to całkowicie zrozumiałe, tym bardziej, że rakiety "okręt-powietrze" i "okręt-okręt" wykazują skuteczność rzędu 80 proc., podczas gdy tradycyjna artyleria ma jedynie 3 proc. skuteczności.
Współczesność
Współczesne działa okrętowe działają w ścisłej koalicji z nowoczesnymi, wysoce zaawansowanymi systemami kierowania ogniem, a często również występują, jako bezzałogowe, obsługiwane zdalnie stanowiska ogniowe. Podstawowy typ broni stanowią dziś pociski rakietowe, tym bardziej, że są one wysoko wyspecjalizowane, dają możliwość automatycznego odpalania, naprowadzania na cel i posiadają wiele innych, użytecznych funkcji.
Niestety, posiadają też swoje wymogi… i swoją cenę, a jeśli można uszkodzić przeciwnika za pomocą zwykłego pocisku artyleryjskiego, nie ma sensu używać do tego zaawansowanych i bardzo drogich technologii. Z tego powodu artyleria, pomimo całego rozwoju techniki wojskowej, wciąż pozostaje obowiązkowym (choć już nie głównym) elementem wyposażenia okrętów, a doskonalone przez wieku technologie wciąż działają… i mają się dobrze.