Jak wiemy, w ubiegłym tygodniu „Dar Młodzieży” szczęśliwie zacumował w gdyńskim porcie, kończąc tym samym 10-miesięczny Rejs Niepodległości. A jak mówi przysłowie, skoro coś się kończy, to coś się też zaczyna. W tym akurat przypadku zaczął się bardzo ciekawy konkurs. Jakie będą jego wyniki? Czas pokaże. Ponieważ jednak możemy mieć realny wpływ na rezultaty tej zabawy, dobrze jest poszerzyć własną wiedzę na ten temat.
Odważny pomysł ministra
Powitanie „Daru Młodzieży” było iście królewskie – i godne zarówno samego żaglowca, jak i przyczyny, dla której wyruszył on w ten szczególny rejs. Obecny na nabrzeżu minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, Marek Gróbarczyk, zapowiedział przy tej okazji, iż niedługo powstanie kolejny żaglowiec, który ma zastąpić wysłużony „Dar Młodzieży”.
Nowa jednostka ma być nie tylko swoistym prezentem dla przyszłych pokoleń, ale i dowodem na to, że „Polska jest morska i morska pozostanie”. Cokolwiek miało to znaczyć, cieszymy się, że powstanie nowy statek i będziemy mu szczerze kibicować. Tym bardziej, że przy okazji minister ogłosił narodowy konkurs na wybór imienia żaglowca, a zarazem dodał, iż chciałby, aby w konkursie wzięli udział... wszyscy.
Takie postawienie sprawy dowodzi albo wielkiej odwagi pana ministra, albo małego doświadczenia w zakresie pomysłowości internautów. Pamiętacie, jak wybieraliśmy piosenkę na Euro 2012 i wygrało „Koko Euro spoko”? Otóż to. Minister może o tym zapomniał, albo po prostu liczy, że naród spoważniał. Tak czy owak, słowo się rzekło. Dlatego, zanim dojdzie do jakichś ustaleń, warto przypomnieć zasady rządzące nadawaniem statkom imion. Zawsze to fajnie będzie móc powiedzieć kiedyś wnukom, że dziadek lub babcia przyczynili się do mądrego i trafnego wyboru. Szacun wśród potomków – murowany.
Imię statku
Statek musi posiadać imię, a żaglowiec to już koniecznie. Wybór imienia nigdy nie był jednak sprawą prostą. Należy je wybierać rozważnie (wszak pradawny przesąd głosi, iż zmiana imienia przynosi ogromnego pecha), a przy tym rozsądnie, by nikogo nie urazić, nie popełnić fau pax, albo nie wybrać imienia kogoś, kto w niedługim czasie straci na popularności, bo zmieni się system polityczny.
Dlatego zwykle bywa tak, że imię statku odnosi się albo do jakiejś nazwy geograficznej, albo do człowieka, który umarł naprawdę dawno i z polityką miał niewiele wspólnego. Osobną grupę stanowią natomiast imiona odnoszące się do szeroko pojętego sponsora, którym, co ważne, może być nie tylko firma, ale też jakaś grupa społeczna.
Żaglowce już nazwane
Jeśli przyjrzymy się nazwom naszych nazwanych już żaglowców, możemy dojść do wniosku, że ich pomysłodawcy nieszczególnie się wysilili, a w dodatku – o zgrozo - olali stare, morskie przesądy.
Taki na przykład „Dar Pomorza” kilkukrotnie zmieniał imię: początkowo nazywał się „Prinzess Eitel Friedrich”, potem miał zostać przechrzczony na „Colbert”, ale w końcu zyskał nazwę „Pomorze”. A ponieważ został zakupiony po bardzo okazyjnej cenie (i w niespecjalnym stanie), należał mu się gruntowny remont, który w znacznej części sfinansowało społeczeństwo Pomorza. Stąd też przechrzczono go ostatecznie na „Dar Pomorza” - i tak już szczęśliwie zostało.
Natomiast „Dar Młodzieży” początkowo planowano ochrzcić imieniem „Dar Pomorza II” (komuś zabrakło pomysłów?), albo po prostu „Polska”. Ostatecznie przeforsowano nazwę „Dar Młodzieży”, która dzisiaj jest już dla nas oczywista, piękna, i chwyta za serce... ale na początku wcale nie wydawała się zbyt trafiona. Po pierwsze, jest praktycznie niemożliwa do wymówienia dla obcokrajowców (he, he), a przy tym - niezupełnie zgodną z prawdą, bowiem składki młodych ciałem lub duchem Polaków, przeznaczone na budowę jednostki, nie pokryły wcale jej kosztów.
Chrzciny
Wśród ludzi morza od zawsze panowało przekonanie, że wraz z nadaniem imienia statek zyskuje duszę. Dotyczy to zresztą nie tylko statków, ale też innych przedmiotów, np. broni („Szczerbiec”), samolotów („Wiedeńczyk”) czy innych obiektów, które z różnych względów są dla nas ważne.
Co ciekawe, pogląd ten panował nawet w czasach PRL-u, kiedy to wszelka duchowość stała w ewidentnej sprzeczności z miłościwie panującym systemem. Mimo to, statki chrzczono na potęgę, zaś ich chrzestnymi matkami często zostawały żony wysoko postawionych dygnitarzy Polski Ludowej.
A skoro o chrzcinach mowa – wybierając imię, warto zadbać o to, by było ono łatwe do wymówienia. Również dla matki chrzestnej. Wyobraźmy sobie ten stres: setki reporterów, tysiące ludzi i wszystkie kamery nakierowane na kobiecinę, która wymawia nieśmiertelne słowa: „Płyń po morzach i oceanach świata, sław imię stoczniowca i polskiego marynarza, nadaję Ci imię...” i tu się przejęzyczy. Skutki? Nie tylko siara na resztę życia, ale i pech dla statku; o memach internetowych nie wspominając.
Co na to prawo?
Zarządzenie Ministra-Kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej z dnia 31 grudnia 1984 w sprawie nadawania nazw statkom morskim głosi, iż na podstawie art. 16§ 3 Kodeksu morskiego (Dz. U. z 1961 r. Nr 58, poz. 318 oraz z 1977 r. Nr 8, poz. 31) zarządza się, co następuje:
1. Nazwa statku powinna być zrozumiała w języku polskim, godna bandery polskiego statku morskiego oraz odpowiednia do wielkości i charakteru statku.
2. Statki budowane seryjnie powinny posiadać nazwy o jednolitej tematyce w ramach danej serii.
3. W szczególności nazwami statków mogą być:
nazwy zakładów pracy i zawodów,
nazwy miast i regionów kraju,
imiona i nazwiska osób zasłużonych dla gospodarki i obronności kraju oraz dla kultury i nauki polskiej,
nazwy zdarzeń historycznych,
skrót rodzaju statku, skrót nazwy armatora (właściciela) oraz kolejny numer danego rodzaju statku.
Jak widać, pole do popisu jest szerokie, chociaż do pewnych rozsądnych granic. I bardzo dobrze – znając przekorę internautów, jest bardzo prawdopodobne, że nasz kolejny żaglowiec nazywałby się „Janusz i Grażyna”.
Tagi: żaglowiec, imię, chrzciny