TYP: a1

Konik Morski - legenda przedwojennej Polski

wtorek, 19 lutego 2019
Anna Ciężadło

Od razu wyjaśniamy: to nie będzie tekst o rybce. Konik Morski to niewielki slup, wyróżniający się dzielnością i osiągami… ale to samo można powiedzieć o paru innych jednostkach. Dlaczego zatem Konik był taki wyjątkowy? I czy dzisiaj, w XXI wieku, można na nim jeszcze popływać?

[t]Leonid Teliga na Opty[/t] [s][/s]

Początki

Polska jako państwo odrodziła się w 1918 roku. A jako producent jachtów? No cóż. Powiedzmy sobie szczerze: w chwili, gdy po przeszło 100 latach niebytu nasi przodkowie usiłowali podnieść kraj z ruiny, szkutnictwo morskie nie należało do priorytetów.

Byli jednak zapaleńcy, którzy chcieli zmienić ten ponury stan - a chociaż „przejściowe trudności” robiły wiele, by pokrzyżować im plany, w końcu dopięli swego i powstała legenda. Z tym, że… nie tak od razu. W latach międzywojennych w Polsce działało kilka stoczni jachtowych, ale produkowały one głównie jednostki śródlądowe, tylko okazjonalnie wypuszczając coś większego.

Sytuacja uległa zmianie dopiero w 1934 roku, gdy powstała Stocznia Yachtowa w Gdyni. Była ona pierwszym (i jedynym) przedsiębiorstwem w przedwojennej Polsce, produkującym wyłącznie jednostki morskie. Żadne tam szuwarowe łódeczki; tylko poważne wyzwania.

 

„Ojcowie założyciele”

Cel był zatem ambitny, co jednak nie powinno nas dziwić - stocznia powstała głównie z inicjatywy oficerów Polskiej Marynarki Handlowej. A to nie byli ludzie, którzy mieliby zwyczaj poprzestawać na byle czym.

Założycielami stoczni byli:

Leonid Tumiłowicz - żeglarz YKP i konstruktor,

Zbigniew Deyczakowski - żeglarz YKP, a zarazem kapitan żeglugi wielkiej,

Jan Benedykt Witkowski - kapitan żeglugi małej,

Stanisław Rzepecki - żaglomistrz.

 

Pod górkę

Mimo szumnych planów, doświadczenia oraz zaangażowania założycieli, początki działalności przedsiębiorstwa były takie, jak zwykle: czyli trudne. Przez pierwsze dwa lata stocznia przynosiła głównie straty, w 1935 roku zmarł Jan Witkowski, a inni udziałowcy pomału, ale regularnie się wykruszali.

Taka sytuacja miała dwojakie efekty: z jednej strony sprawiła, że stocznia stanęła na granicy bankructwa (a prawdę mówiąc, nawet ją przekroczyła), więc zupełnie realną opcją stała się jej likwidacja. Innym skutkiem był jednak wzrost znaczenia roli Jerzego Tumiłowicza. A to później okazało się kluczowe.

Na razie jednak stocznia ratowała się głównie szyciem żagli i przeprowadzaniem remontów. Mimo to, w 36 roku wypuściła kilka jednostek - a w rok później, na bazie zdobytych w ten sposób doświadczeń, stworzono pierwszego Konika Morskiego. Łódeczka powstała na zamówienie środowiska wojskowego, a jej konstruktorem stał się Tumiłowicz.

 

Taki tam eksperyment

Pierwszy egzemplarz zwodowano 25 października 1937 roku, a ochrzczono go skromnym, aczkolwiek wiele mówiącym imieniem „Eksperyment”. Swoją późniejszą nazwę  - Konik Morski - łódeczka zawdzięczała Andrzejowi Bohomolcowi. Jednostka okazała się tak dobra, że w niedługim czasie posypały się zamówienia na kolejne Koniki: Liga Morska zakupiła pięć sztuk, a ZHP - następnych pięć.

Taki rozwój wydarzeń sprawił, że Stocznia Yachtowa mogła w końcu rozwinąć skrzydła. Wkrótce zbudowano nowe warsztaty oraz hale montażowe i znacznie zwiększono załogę. Stocznia stała się nawet ówczesną celebrytką, bowiem Polska Agencja Telegraficzna nakręciła o niej materiał do kroniki filmowej.

Niestety, był to już rok 1938, więc sielanka nie mogła trwać zbyt długo. Mimo wszystko, zanim Niemcy uprzejmie zajęli należną im przestrzeń życiową, udało się zbudować 26 egzemplarzy Koników Morskich. 

 

Koniec?

Podczas działań wojennych zabudowania Stoczni zostały zniszczone, a w 1942 roku władze niemieckie oficjalnie wykreśliły ją z KRS. Po wojnie Jerzy Tumiłowicz próbował reaktywować stocznię - i trzeba przyznać, że z pewnym powodzeniem. Odrodzona firma zbudowała około 30 jednostek, głównie kutrów i szalup. Niestety, jako prywatna inicjatywa, nie miała w czasach realnego socjalizmu żadnych szans i w 1950 roku została odgórnie zlikwidowana.

Co z niej zostało? To co najistotniejsze, czyli projekty Tumiłowicza. Dotyczyły one nie tylko oryginalnego Konika Morskiego, ale też jego „potomków”, bowiem z czasem konstrukcja nieco ewoluowała. Najsłynniejszym wariantem Konika był zbudowany w latach ’60 „Opty”.

 

Optymista

„Opty” - legendarny jacht, na którym Leonid Teliga samotnie opłynął świat, stając się pierwszym w historii Polakiem, któremu udała się ta sztuka. Tyle wiemy z encyklopedii. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, skąd w ogóle wzięła się taka nazwa?

Legenda głosi, że Teliga, zbierając pieniądze na budowę jachtu mawiał, iż jeśli uda mu się uzbierać potrzebną kwotę, nazwie jednostkę „Opty” - od OPTY-mista. W przeciwnym wypadku planował poprzestać na kajaku, który nosiłby imię… PESY.

„Opty” szczęśliwie powstał i, jak na Konika przystało, stanął na wysokości postawionego przed nim zadania. Później co prawda nie było już tak różowo; magazyn „Morze” z 1971 roku opisywał, jak to zastanawiano się, co z nim zrobić po zakończeniu rejsu - i jednym z pomysłów było… zniszczenie jachtu. Na szczęście, ten chytry plan został odrzucony i dzisiaj można podziwiać jednostkę w oddziale Morskiego Muzeum Narodowego w Tczewie.

„Opty” to jednak nie jedyny Konik, jaki dotrwał do naszych czasów. Jeśli chcecie popływać na nieco mniej znanym egzemplarzu, to… jest taka opcja. Jeden z nich - „Radogost” - śmiga bowiem po dziś dzień. Co dowodzi, że naprawdę dobre pomysły nie mają daty ważności.

 

 

 

 

Tagi: Konik Morski, stocznia, Leonid Teliga
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 22 grudnia

W stoczni Multiplast w Vannes wodowano katamaran "Orange II".
środa, 22 grudnia 2004
Na Barbados dopływa Arkadiusz Pawełek na pontonie "Cena Strachu"; Polak jest drugim człowiekiem na świecie, który pontonem przepłynął Atlantyk (41 dni, 3000 Mm).
wtorek, 22 grudnia 1998
Opłynięcie Hornu przez "Pogorię" pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego.
czwartek, 22 grudnia 1988