Nasi zachodni sąsiedzi miewają niekiedy dziwne pomysły. Tym razem postanowili połączyć w jedną, zgrabną całość następujące elementy: laboratorium, nietoperze i wirusy. Owszem, również TE wirusy… Coś Wam to przypomina?
Taka tam wysepka
Riems to niewielki kawałek lądu na Morzu Bałtyckim, będący w zasadzie enklawą miasta Greifswald. Mieści się tam otoczony wysokim murem, zwieńczonym drutem kolczastym instytut wirusologiczny, a dokładnie: Friedrich-Loeffler-Institut. Placówka działa od 1910 roku. Przed II wojną światową opracowywano w niej szczepionki przeciwko pryszczycy, później instytut zmienił jednak charakter – Niemcy prowadzili tam badania nad bronią biologiczną.
Laboratoria na Riems funkcjonują już od 111 lat - sprawa nie jest zatem nowa. Nikt nie ma tam wstępu (co jest oczywiste w przypadku potencjalnego zagrożenia biologicznego), ale wiadomo, że ostatnimi czasy prowadzone są tam badania dotyczące koronawirusów i nietoperzy. A od 2019 roku na taką kombinację świat zaczyna reagować dość nerwowo. I chyba można to zrozumieć.
Czego się dowiedzieli pismacy
Dziennikarzom z niemieckiego BILD udało się porozmawiać z jedną z osób zaangażowanych w badania prowadzone w Friedrich-Loeffler-Institut – dr Anne Balkema-Buschmann. Pani doktor piastuje funkcję zastępcy dyrektora Instytutu Nowych Patogenów Zwierzęcych. Przyznaje, że do pracy przychodzi w kombinezonie ochronnym oraz rękawicach.
Badania, jakie prowadzi się na wyspie Riems, dotyczą nie tylko nietoperzy, ale od 2019 roku to właśnie te sympatyczne ssaki stanowią jeden z głównych obiektów zainteresowania naukowców. Z oczywistych przyczyn.
Jak wygląda badanie?
Z punktu widzenia nietoperza – niezbyt fajnie. Łapie się takiego zwierzaka (nie jest to trudne, bo testy prowadzone są na łagodnych odmianach owocożernych), po czym wkrapla mu się do nosa specjalny płyn. W ten sposób nietoperz zostaje zainfekowany wirusem.
Potem jest już tylko gorzej – zwierzak jest monitorowany w celu znalezienia objawów choroby, pobierane są próbki wymazów, a po dwóch tygodniach nietoperz zostaje uśmiercony. Potem czeka go jeszcze sekcja zwłok, mająca na celu określenie, czy infekcja wyrządziła jakieś szkody w jego organach wewnętrznych.
Po co to wszystko?
Jak powiedział prof. Thomas Mettenleiter, będący prezesem Instytutu, głównym celem przeprowadzanych w tej jednostce badań jest zapewnienie zdrowia zwierzętom hodowlanym (hodujecie nietoperze, prawda?). Celem pobocznym jest także zapewnienie ochrony ludziom, którzy mogliby zarazić się chorobami odzwierzęcymi.
Badania dotyczą również koronawirusów. Wiadomo już, że nietoperze mogą być zarażone, ale same nie chorują (a może chorują bezobjawowo?). Niemcy nie poprzestali jednak na latających ssakach. Udało im się m. in. stwierdzić, że podobnie jak nietoperze zachowują się wobec koronawirusów fretki, norki oraz szopy pracze. Z kolei chomiki zapadają na tę chorobę, niekiedy przechodząc ją dość ciężko – niektóre z nich mogą nawet dostać zapalenia płuc.
Z tego właśnie powodu, jak powiedział prof. Mettenleiter, chomiki stały się, nomen omen, królikami doświadczalnymi do testowania szczepionek przeciw covid. Dlaczego szczepionek, a nie leków? I czy to na pewno jest bezpieczne?
Procedury ratują świat
Warto przypomnieć, że w przeszłości badania prowadzone w Instytucie kilkukrotnie wywoływały epidemie pryszczycy w okolicach Greifswaldu.
Prof. Mettenleiter rozwiewa jednak wszelkie wątpliwosci co do ewentualnych zagrożeń i zapewnia, że z uwagi na technologię oraz środki bezpieczeństwa, jakie się obecnie stosuje, wydostawanie się wirusów z Instytutu to pieśń przeszłości. Podkreśla też, że o ile badania będą prowadzone zgodnie z procedurami, nie ma żadnego zagrożenia. W Wuhan prawdopodobnie te procedury zostały zlekceważone - i mamy to, co mamy.
Tagi: Niemcy, badania, wirus, Wuhan, Bałtyk, Riems, nietoperz, instytut