Obywatel świata, geolog, inżynier, pechowiec, belfer, meteorolog, hrabia… A przy okazji, dobry człowiek, który rozsławił imię Polski na drugim końcu świata (ponoć nawet dalej, niż San Escobar). Kim właściwie był Ignacy Domeyko i dlaczego Chilijczycy kochają go bardziej, niż Polacy?
Początki
Mały Ignaś urodził się w ziemiańskiej rodzinie: posiadał herb, okazały dworek i dobre widoki na przyszłość. Sielankę zmąciła co prawda przedwczesna śmierć jego ojca, jednak, jak się jednak okazało, właśnie ten smutny fakt sprawił, że Ignaś wyrósł na wybitnego uczonego, a Chile – na liczący się na świecie kraj.
Po śmierci ojca, opiekę nad rodziną przejął bowiem stryj, który zaszczepił chłopcu zainteresowanie mineralogią – i to na tyle skutecznie, że Ignacy konsekwentnie szedł tą drogą: zarówno w szkole powszechnej, jak i na Cesarskim Uniwersytecie Wileńskim, kształcił się w kierunku nauk z grubsza przyrodniczych, a więc mineralogii, fizyki, matematyki czy astronomii. Przy okazji zgłębił też filozofię, literaturę i historię Polski, ale cóż, nawet najbardziej ścisły umysł potrzebuje czasem odskoczni.
Błędy młodości
W czasie studiów Ignacy nieopatrznie przyłączył się do Towarzystwa Filomatów, gdzie został kierownikiem działu - a jakże - przyrodniczego. Ta działalność zemściła się na nim boleśnie, bowiem został aresztowany i tylko dzięki staraniom dobrze ustosunkowanych stryjów udało mu się uniknąć zesłania. Został za to dożywotnio odsunięty od służby wojskowej (co w praktyce oznaczało towarzyski i zawodowy niebyt) i skazany na dozór policyjny, co było szczególnie uciążliwe.
Nie mając już widoków na karierę (za to posiadając niewygodnego „anioła stróża”), Ignacy przez sześć lat pełnił funkcję przykładnego gospodarza ziemskiego. Stateczny, acz nudny żywot ziemianina przerwało dopiero powstanie listopadowe: gdy tylko młody Ignacy o nim usłyszał, pobiegł w te pędy do znajomych Żydów, u których zakupił stosowne na tę okazję wyposażanie, a więc pałasz oraz strzelbę kawaleryjską.
Powstaniec czy szpieg?
Mimo, iż Ignacy bardzo chciał przyłączyć się do powstania, na początku nieszczególnie mu poszło - przedzierając się z ważnym meldunkiem przez las, został bowiem uznany za szpiega. Za takie przewinienie przewidziana była tylko jedna kara (i bynajmniej nie był to dozór policyjny), a fakt, że Ignacy przeżył, zawdzięczamy księdzu, który tuż przed egzekucją odprowadził skazańca na stronę, celem oczyszczenia jego duszy, a następnie kazał mu wiać w te pędy. Co Ignacy z ochotą uczynił.
Niezrażony niefortunnym początkiem, Domeyko dołączył do korpusu generała Chłapowskiego, gdzie zresztą spotkał takie osobistości, jak Emilia Plater czy doktor Marcinkowski. Po klęsce kampanii litewskiej Domeyko musiał wiać do Prus, gdzie pomagał doktorowi w leczeniu chorych na cholerę oraz grzebaniu tych, których wyleczyć się nie udało. Tułał się po Niemczech i Francji, co z pewnością nie było losem, jaki sobie wymarzył – mimo ciężkiego położenia, nie zapomniał jednak o zainteresowaniach naukowych i przy okazji przymusowej emigracji zwiedził kopalnie srebra we Freibergu oraz skały Bastei Szwajcarii (tę ostatnią wycieczkę odbył zresztą w doborowym towarzystwie swojego przyjaciela, niejakiego A. Mickiewicza).
W kolejnych latach Domeyko poświęcił się studiom naukowym na Sorbonie i College de France, i skupił się na szukaniu złóż rud w Alzacji. Tam właśnie dostał ciekawą propozycję: miał udać się do Chile i zostać wykładowcą mineralogii oraz chemii. Domeyko nie zastanawiał się długo, tym bardziej, że propozycja wiązała się z wysoką pensją i zwrotami kosztów podróży (a podróż była konkretna, bowiem zajęła drobne… cztery miesiące).
Na końcu świata
Gdy Domeyko wreszcie dotarł na miejsce, okazało się, że wszyscy oczekują go, niczym zbawienia – oto przybywa człowiek, który potrafi wytopić metale z ich rud. Co prawda, Domeyko początkowo robił za belfra, prowadząc wykłady z chemii, fizyki, mineralogii i metalurgii, z czasem jednak właściciele kopalń zaczęli dostarczać mu próbki, które skrzętnie badał. Jego praca i wiedza zapewniły mu uznanie władz Chile, które niedługo mianowały go sędzią górniczym, i to orzekającym jednoosobowo i ostatecznie – czyli od wyroku Domeyki nie było odwołania.
Wakacje Domeyko spędzał w Andach, gdzie… dalej badał i katalogował próbki (to się nazywa pracoholizm), a przy okazji dokonał wielu ciekawych odkryć i zebrał pokaźną kolekcję minerałów. Ciągle jednak miał nadzieję wrócić do Europy, a może nawet do Polski, o ile takowa jeszcze kiedyś zaistnieje, a nic na to nie wskazywało.
Wszystko jednak sprzysięgło się przeciw niemu i Domeyko został w Chile znacznie dłużej, niż planował. W wyjeździe przeszkodziły mu kolejno: pożar, zlecona mu reforma uniwersytetu, wybuch wulkanu oraz… uwielbienie Chilijczyków – rząd tego kraju jednogłośnie zadecydował o przyznaniu Domeyce obywatelstwa, co było sprytnym sposobem na zatrzymanie go na miejscu, a jednocześnie ewidentnym uznaniem jego zasług dla rozwoju mineralogii i metalurgii Chile.
Idol
Zauważmy, że dla takiego kraju jak Chile, mineralogia była niezmiernie ważna; mało przyjazny klimat, niekorzystne położenie geograficzne, niski poziom wykształcenia – wszystko to stanowiło prostą ścieżkę do pełnienia mniej więcej takiej roli w ówczesnym świecie, jaką dziś pełnią państewka afrykańskie: posiadają co prawda złoża złota i diamentów, ale kto inny czerpie z nich korzyści, a tubylcy mogą co najwyżej pomachać kilofem w kamieniołomie.
Domeyko nie tylko odkrył i pokazał światu, co mieści niegościnna, choć piękna ziemia Andów, ale przede wszystkim wykształcił lokalnych inżynierów, dzięki czemu Chilijczycy mogli wziąć swój los (i swoje złoża) we własne ręce. Prowadził wykłady, opracowywał podręczniki, stworzył nowoczesny uniwersytet, dokonywał odkryć, a przede wszystkim – dawał Chilijczykom podstawy do tego, by mogli liczyć się na świecie.
Wszystko to sprawiło, że kiedy w wieku 87 lat Domeyko umarł, Chile ogłosiło żałobę narodową, ponieważ odszedł „gran sabio polaco” - czyli wielki mędrzec z Polski.
Marka Domeyko
Dokonania Domeyki sprawiły, że wdzięczni Chilijczycy oddają mu niemal boski kult po dziś dzień, nazywając jego imieniem co tylko się da. Na mapach i w encyklopediach znajdziemy zatem takie obiekty spod marki Domeyko:
· Góry Domeyki, stanowiące zachodni grzbiet Andów
· Cerro Domeyk, czyli Szczyt Domeyki w Kordylierach
· Paradero Domeyko (stacja Domeyki)
· Port Domeyki
· Minerał Domeykit (to akurat pomysł niemieckiego uczonego)
· Amonita (Amonites domeykanus)
· Małża (Nautilus domeykus)
· Pająka Lycinus domeyko
· Planetoidę 2784 Domeyko
· A także niezliczone ulice, szkoły, przedszkola, place, pomniki i inne obiekty w Chile. Co więcej, jeśli odwiedzając Chile przypadkiem napomkniemy, że jesteśmy z Polski, możemy liczyć na jeszcze cieplejsze przyjęcie, niż u Madziarów.
Polak Chilijczyk - dwa bratanki? Może warto popłynąć i sprawdzić to osobiście?
Tagi: Ignacy Domeyko, inżynier, geolog, Góry Domeyki