Długi John Silver stał na dziobie swojego szkunera i wpatrywał się ze skupieniem w wodę. Już od trzech dni płynęli po czymś, co przypominało gęstą zupę grzybową. Morze po prostu zmieniło barwę z błękitnej na ciemno brązową. Znajdowali się u ujścia jednej z wielkich rzek Ameryki Południowej.
John wypatrywał pni drzew, które płynąc tuż pod powierzchnią wody zagrażały jego statkowi. Nie życzył sobie żadnych kłopotów. Wiedział, że mniej więcej za parę godzin znajdzie się w delcie tej rzeki, popłynie w górę i kiedy natrafi na niewielką indiańską wioskę zacumuje i będzie czekał na znak od swoich kamratów, którzy tam właśnie mają dostarczyć towar.
Oczywiście nie nazywał się John Silver, to przezwisko nadali mu ludzie, którzy nie tylko znali jego przemytniczą profesję, ale także skojarzyli jego kalectwo – brak stopy i kawałka nogi, jakiego nabawił się podczas ścigania się na motorach – z literacką postacią jednonogiego pirata z „Wyspy Skarbów”. Trzeba przyznać, że z tego przezwiska był zadowolony i tym bardziej wcielał się w tę zawadiacką postać. Długie, już siwe włosy wiązał w kucyk, w uchu miał kolczyk, wkładał krwistoczerwone koszule i dawał w rozmowach do zrozumienia, że na swoim koncie ma co najmniej kilku nieboszczyków, którzy nieopatrznie weszli mu w drogę. Do pełnego obrazu brakowało mu tylko papugi na ramieniu, ale nie znosił zapachu mokrych ptasich piór.
Wpłynęli w deltę rzeki, brzegi szybko zaczęły się do siebie zbliżać, szkuner z trudem pokonywał wartki prąd wody, ale powoli piął się w górę nurtu. Dojrzał niewielki pomost i dachy kilku chat, postanowił jednak nie dobijać do brzegu, lecz stanąć na kotwicy, a na brzeg wybrać się pontonem. Wiedział, że na ładunek musi parę dni poczekać. Teraz tylko chciał wybrać się na brzeg po to, aby zaopatrzyć się w dojrzałe avokado. Tu rosły ich tysiące, od dawna myślał o tym, aby zjeść ten wspaniały owoc wraz z krewetkami, które udało mu się kupić u rybaka, którego mijał dzień wcześniej. Miał też od dawna przygotowany sos morski, który znakomicie uzupełniał smak potrawy. Tu trzeba przyznać, że John poszedł na łatwiznę, bowiem sos kupił wcześniej w sklepie i trzymał go w firmowej butelce, ale i tak avokado było znakomite.