W ciągu ostatniego weekendu na Morzu Bałtyckim w okolicy Redłowa miał miejsce groźny incydent. Musiała interweniować Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa, WOPR, a także śmigłowiec Marynarki Wojennej. Misja zakończyła się sukcesem – ratownikom udało się uratować dwóch żeglarzy. Niestety, jacht, na którym płynęli, zatonął.
Zgodnie z informacjami, jakich udzielił rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa Rafał Goeck, akcja rozpoczęła się 23 maja o godz. 12.50. W tym czasie jeden z żeglarzy zadzwonił do Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni z informacją, że jednostka, na której się znajduje wraz z inną osobą, tonie.
Służby natychmiast przystąpiły do interwencji. Sytuację mocno utrudniał fakt, iż mężczyzna nie umiał podać swojego dokładnego położenia. Jedyną informacją, której potrafił udzielić, był to, że tonąca jednostka niedawno znajdowała się w okolicy toru podejściowego do portu w Gdyni. Kontakt z żeglarzem urwał się nagle, ponieważ jacht zatonął. W akcji ratowniczej wzięły udział cztery jednostki MSPiR i dwie WOPR, a także śmigłowiec Marynarki Wojennej.
Pomocy udzieliła również policja. Dzięki informacjom pozyskanym od funkcjonariuszy udało się ustalić, że telefon komórkowy pechowego żeglarza po raz ostatni logował się w okolicy Redłowa. Pozwoliło to na zawężenie obszaru poszukiwań. Ostatecznie akcja zakończyła się sukcesem – około 14.00 odnaleziono obu mężczyzn. Znajdowali się w odległości około 2 mil morskich od Redłowa. Byli w dobrym stanie, mieli jedynie objawy wyziębienia. Jak podkreśla rzecznik MSPiR, kluczowy dla powodzenia całej akcji był fakt, iż żeglarze mieli na sobie kamizelki ratunkowe.
Tagi: Bałtyk, wypadek, policja, służby, kamizelka ratunkowa, Redłowo