Chorwacja - Włochy, czyli tam i z powrotem
Przeżeglowaliście już całe Mazury lub inne akweny śródlądowe, zwiedziliście może nasze polskie zatoki, później Chorwację, która z racji dobrego oznakowania i gęsto rozmieszczonych portów schronienia jest uznawana za akwen stosunkowo łatwy i bezpieczny… I pojawił się niedosyt. Pora na coś nowego, trudniejszego, a zarazem ciekawszego. Ta sytuacja wyda się pewnie znajoma niejednemu żeglarzowi, choć zaprawieni w bojach na naszym rodzimym Bałtyku zapewne uznają informacje zawarte w poniższym artykule za oczywiste.
ACI Marina Pomer, fot. Weronika Morys |
My, czując ten niedosyt, postanowiliśmy wyczarterować jacht w Chorwacji, a następnie popłynąć do Włoch, a konkretniej do Wenecji. Jacht Elan 431 wynajęliśmy od firmy Adriatic Yacht Charter (ayc.hr) z położonego niedaleko Puli Pomeru. Tam podczas checkin-u wypytaliśmy przedstawiciela armatora o formalności, jakie należy spełnić, żeby popłynąć z Chorwacji do innego państwa.
Czarterując jacht w północnej Chorwacji (Istria i Kvarner) możemy odwiedzić Słowenię i Włochy. Jeśli zdecydujemy się na wypożyczenie jednostki w Południowej Dalmacji, np. w Dubrowniku, w naszym zasięgu pojawia się Czarnogóra. |
Podstawową kwestią, o którą musimy się zatroszczyć przed rejsem jest posiadanie przez jacht pozwolenia na opuszczenie wód chorwackich. Należy też sprawdzić w warunkach czarteru, czy jednostka nie ma ograniczenia wyłącznie do pływania dziennego. Te sprawy trzeba oczywiście omówić z armatorem jeszcze przed podpisaniem umowy na czarter konkretnej jednostki, aby na miejscu nie być zmuszonym do nieoczekiwanej zmiany planów. Należy również upewnić się, czy będziemy mieć na pokładzie komplet map obejmujący obszar, który planujemy odwiedzić.
Nasz jacht - Elan 431 "Lisa IX", fot. Jola Siedlecka |
Żeglując z Chorwacji do Włoch na jachcie pod chorwacką banderą oficjalnie musimy zrobić odprawę na wyjście (check out) w Chorwacji, następnie odprawę na wejście (check in) we Włoszech, check out we Włoszech i check in w Chorwacji. Procedura odprawy wygląda następująco: w Chorwacji musimy udać się do kapitanatu portu z dokumentami jachtu, listą załogi oraz dokumentami podróży załogantów, a następnie z pieczątką z kapitanatu - do policji portowej. We Włoszech wystarcza wizyta na policji. Cała procedura trwa kilkanaście minut.
Tyle teoria. W praktyce rejs do Włoch i z powrotem na chorwackim jachcie można odbyć bez wymeldowywania się i meldowania po drodze - we włoskich portach dopełnienie tej procedury nie jest przestrzegane (mimo że Chorwacja nie należy jeszcze do strefy Schengen). Inaczej sprawa ma się ze Słowenią. Według informacji armatora, od którego czarterowaliśmy jacht, przestrzeganie określonych procedur jest tam ściśle kontrolowane i bez zrobienia checkout-u w Chorwacji nie zostaniemy przyjęci w słoweńskich marinach. Lepiej nie ryzykować.
Jeśli płyniemy bezpośrednio z Chorwacji do Wenecji i chcemy, żeby przelot był jak najkrótszy, dobrym punktem, z którego można wyruszyć, jest Umag. Pozwoli to również zatankować pełen bak paliwa i da pewność, że nawet w przypadku braku wiatru nie będziemy musieli dotankować we Włoszech, co trochę bardziej bije po kieszeni (diesel w Chorwacji zatankujemy za ok. 1,3 €, we Włoszech za ok. 1,7 € za litr – ceny w październiku 2014). |
Teraz przyszedł czas na zaplanowanie trasy. Po sprawdzeniu prognozy pogody okazało się, że na cały tydzień naszego czarteru przewidywane są bardzo słabe wiatry z kierunków wschodnich. Jako że naszym priorytetem jest Wenecja, postanowiliśmy popłynąć do niej prosto z Pomeru, zahaczając po drodze tylko o Pulę, celem dokonania odprawy. Będąc już w najdalszym punkcie naszej trasy, będziemy mogli spokojnie zaplanować powrót w zależności od warunków.
Pula, niczym Rzym, położona jest na siedmiu wzgórzach. Ale to nie jedyne jej podobieństwo do Wiecznego Miasta, najbardziej znanym zabytkiem Puli jest bowiem amfiteatr rzymski, zbudowany prawdopodobnie przez cesarza Wespazjana. Ciekawostką jest fakt, że w 1583 roku weneccy dożowie planowali rozebrać budowlę w celu pozyskania budulca na swoje pałace lub w całości przenieść ją do Wenecji. |
Pula, amfiteatr rzymski, fot, Weronika Morys |
Ponieważ wypłynęliśmy z Puli dopiero wieczorem, przed nami był nocny przelot do Włoch. Kapitan podzielił nas na 4 dwuosobowe wachty. Każdego dnia na zmianę dwie osoby pełniły wachtę kambuzową, pozostali zmieniali się na wachtach nawigacyjnych. System podziału załogi na wachty sprawdza się przy dłuższych przelotach, obejmujących noce. Śmiem twierdzić, że altruiści, którzy z własnej woli, a nie z powodu nadejścia ich kolei, wstaną o 0400 na psią wachtę należą do rzadkości.
Jednostkom chorwackim, nawet jeśli posiadają pozwolenie na pływanie w nocy oraz wymagane wyposażenie związane z bezpieczeństwem, brakuje pewnych udogodnień, do których przyzwyczajeni są chociażby żeglarze czarterujący stalowe czy drewniane jachty na Bałtyku. Sztormdeski są w Chorwacji raczej nie spotykane, natomiast można znaleźć jednostkę wyposażoną w pasy lub fartuchy sztormowe. Warto też zwrócić uwagę czy jacht posiada koje piętrowe i z myślą o nocnych przelotach wyczarterować taki, na którym wszyscy załoganci będą mogli spać bez obawy zaliczenia upadku z wysokości 1,5 m najpóźniej przy drugim zwrocie. Inny element wyposażenia, którego nie mieliśmy na jachcie, a który byłby przydatny na nocnej wachcie - to oświetlenie kompasu. Niby drobiazg, ale ułatwia życie.
Wschody słońca na morzu wynagradzają trudy nocnej wachty, fot. Jola Siedlecka |
Do Wenecji dopłynęliśmy dopiero po dobie przelotu w bezwietrznej aurze, ale zazwyczaj nie zajmuje to więcej niż kilkanaście godzin (z Puli do Wenecji jest w prostej linii ok. 70 Mm, z Umagu jest jeszcze bliżej - 50 Mm).
Z Wenecji pochodzili m.in. Marco Polo - słynny podróżnik i żeglarz, oraz Casanova - najsłynniejszy kochanek świata. |
Wenecja jest niewątpliwie jednym z tych miejsc, które przynajmniej raz w życiu powinno się odwiedzić. Każdy słyszał o jej kanałach, weneckim szkle czy Festiwalu Filmowym. Transport publiczny zapewniają tramwaje wodne (vaporetto) oraz takież taksówki. Turyści z nieco zasobniejszym portfelem mogą wybrać się na przejażdżkę gondolą, ale… od czego mamy jacht. Należy oczywiście uważać na płycizny, jednak farwater jest dobrze oznakowany przy pomocy gęsto rozmieszczonych dalb. Główne kanały są wyposażone w światła nawigacyjne, umożliwiające nocną żeglugę. Poruszanie się zarówno po samej Wenecji, jak i w jej pobliżu ułatwi dokładna podejściówka i/lub mapa elektroniczna w kopicie. Przy cumowaniu trzeba pamiętać, że skok pływów w Wenecji wynosi 1 m.
Dalby, fot. Jola Siedlecka |
. |
.
|
.
|
. |
. |
.
|
Wenecja, fot. Weronika Morys
|
Marin w Wenecji i okolicach jest kilkanaście. Położone najbliżej zabytkowego centrum to Diporto Velico Veneziano (keje głównie dla rezydentów, jednak czasem można znaleźć wolne miejsca) i Marina Santelena - obie zlokalizowane w odległości 10 minut spacerem od Placu Św. Marka, oraz Marina San Giorgio, leżąca naprzeciwko Placu (żeby dotrzeć do centrum, trzeba skorzystać z transportu wodnego).
Wenecja jest położona na 117 wyspach i wysepkach. Miasto znajduje się w całości - łącznie z laguną - na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wiele o Wenecji mówią nazwy, jakimi obdarzają ją mieszkańcy i turyści: La Dominante (Dominująca), Serenissima (Najjaśniejsza), Królowa Adriatyku, Miasto na Wodzie, Miasto Masek, Miasto Mostów czy Pływające Miasto. Do najsłynniejszych atrakcji turystycznych należą z pewnością Plac i Bazylika św. Marka, Most Rialto czy Canal Grande. Warto jednak zgubić się w wąskich uliczkach i odkryć mniej znane zakątki, których urok na długo zapada w pamięć. |
Przed wypłynięciem z Wenecji sprawdziliśmy prognozy... i tu zaskoczenie. Zapowiadane jest od 3 do 5 w skali Beauforta. A miała być przez tydzień flauta. Wypływamy na noc w stronę Triestu. Około północy wiatr tężeje i faktycznie osiąga zapowiadane 5 B, a nad naszymi głowami zbierają się ciemne chmury. Fala jest dość spora, ale najgorszy jest padający deszcz, który ogranicza widoczność momentami do kilku metrów i naturalnie utrudnia przesiadywanie w kokpicie. A chętnych do tego nie brakuje, bo warunki wywołują u większej części załogi chęć oddawania pokłonów Neptunowi. Zapalamy światła dekowe, żeby było nas choć trochę widać w tej ulewie. Całe szczęście, że nie przecinamy żadnej ruty…
Pod żaglami, fot. Katarzyna Kafel |
Tu mała dygresja. Pamiętajmy, że nocą łatwiej niż w dzień wypaść za burtę, z kolei wykonanie manewru “człowiek za burtą” jest o wiele trudniejsze. Gdy do czerni nocy dochodzi trochę silniejszy wiatr, większa fala, deszcz, mgła… lepiej nie myśleć. Moim zdaniem warto wpoić załogantom zasadę, że w nocy na pokładzie zawsze używamy szelek, którymi przypinamy się do stałych elementów jachtu (najlepiej jeszcze w zejściówce), zamiast kazać im określać warunki i samodzielnie decydować czy już jest niebezpiecznie, czy jeszcze nie. Zapewni to załodze bezpieczeństwo, a skipperowi spokojniejszy sen. W sprawach bezpieczeństwa zdecydowanie lepiej dmuchać na zimne.
Na jachtach chorwackich rzadko spotykane są szelki, którymi można się przypiąć do stałych elementów jachtu w nocy lub podczas żeglowania w trudnych warunkach. Armatorzy wychodzą najwyraźniej z założenia, że w przypadku zaistnienia takich okoliczności, każdy “normalny” żeglarz siedzi… przy barze w portowej tawernie, a nie buja się po morzu. Chorwackie jachty przystosowane do nocnej żeglugi, posiadają zazwyczaj tychże szelek 2 komplety, a zatem jeśli chcemy mieć ich więcej, musimy to uzgodnić z armatorem lub zabrać własne. Warto również przed rozpoczęciem rejsu sprawdzić liczbę kamizelek ratunkowych - w naszym przypadku jednej brakowało, jednak armator bez problemu uzupełnił wyposażenie na naszą prośbę. Wybierając się w dalsze trasy będziemy się też na pewno czuć bezpieczniej mając na jachcie radiopławę EPIRB oraz komplet pirotechniki. |
Zapada decyzja - wchodzimy na kilka godzin do Grado, przeczekać nawałnicę. Cumujemy w Porto San Vito. Rano okazuje się, że musimy opuścić marinę przed niską wodą, bo będzie tu dla nas za płytko. Postanawiamy nie szukać innego miejsca, tylko od razu wyruszyć w dalszą drogę, do Triestu. Zbliżając się do Zatoki Triesteńskiej mijamy wielkie regatowe jachty, trenujące przed zawodami Barcalona, rozgrywanymi tu corocznie w drugi weekend października.
Trening przed regatami Barcalona w Zatoce Triesteńskiej, fot. Jola Siedlecka |
Chociaż miasto przygotowuje się do regat, na szczęście bez problemu znajduje się dla nas miejsce na jedną noc. Cumujemy w Marinie San Giusto. Budynek mariny mieści również klub żeglarski. Całość zadbana, wyposażona w całkiem duże, czyste łazienki, sympatyczna obsługa. Polecam.
Panorama zlokalizowanego na stokach wzgórz Triestu robi wrażenie szczególnie nocą. Pięknie oświetlone zabytki, takie jak Zamek Miramare, latarnia Faro della Vittoria z posągiem skrzydlatej bogini zwycięstwa na szczycie czy sanktuarium Monte Grisa są widoczne nawet z portu. Co ciekawe, wspomniana Latarnia Zwycięstwa wybudowana po pierwszej wojnie światowej, miała pierwotnie powstać w pobliżu Puli. W Trieście przeważają zabytki neoklasyczne. Znajduje się tu również, podobnie jak w Wenecji, Canal Grande i choć jest znacznie mniejszy niż ten, po którym żeglowaliśmy w Pływającym Mieście, to mieszkańcy Triestu są z niego bardzo dumni. |
Teoretycznie na wejście do Włoch powinniśmy byli się odprawić w Wenecji (nasz pierwszy port), ale prawdę powiedziawszy zupełnie wyleciało nam to z głowy, a z drugiej strony nikt tego od nas nie wymagał… A zatem odprawiamy się w Trieście. Na wejście i od razu na wyjście. Później co prawda cumujemy na chwilę w San Rocco, celem uzupełnienia paliwa (uwaga, stacja paliw poza sezonem jest czynna tylko do 12) - pewnie nielegalnie, bo po odprawie powinno się niezwłocznie opuścić wody włoskie - ale dalej już żeglujemy w stronę Chorwacji. Niestety nie zdążymy w tym rejsie odwiedzić Słowenii, zdanie jachtu mamy zaplanowane już na 1700 w piątek.
Triest, fot. Jola Siedlecka |
Fot. Weronika Morys |
Kolejna noc w morzu mija spokojnie. Przygotowane wcześniej kanapki i kawa w termosie uprzyjemniają wachty. Księżyc w pełni oświetla nam drogę. Spotykamy po drodze kilka jachtów, których kurs przecina się z naszym. Następuje szybkie przypomnienie zasad prawa drogi (“Prawy?” “Lewy?” “Ok, mamy pierwszeństwo” “Skręcają”). Mijane jachty płynęły w stronę Triestu, zmierzając prawdopodobnie na wspomniane regaty Barcalona.
W piątek popołudniu dotarliśmy szczęśliwie do macierzystej mariny naszego jachtu, czyli Pomeru i po nocy spędzonej na jachcie, wyruszyliśmy w powrotną drogę do Polski. Do zobaczenia na kolejnym rejsie!
Więcej zdjęć
Tagi:
relacje z rejsów,
Wenecja,
Pula,
Istria