Podobno w dowolnym miejscu, w którym tylko znajdzie się dwóch Polaków, natychmiast pojawiają się przynajmniej… trzy opinie. No, oczywiście, że rozbieżne. Kwestia tego, w jaki sposób dbać o laminat po sezonie (czytaj: czy zimować łódź na wodzie, czy poza nią) jest dosyć kontrowersyjna - i z pewnością prowadzi do wygenerowania przynajmniej dwóch metod zimowania. Naturalnie, że rozbieżnych.
Specjalnie dla was zgłębiliśmy ten temat, a przy okazji udało nam się wyszperać bardzo ciekawy patent z… trawnikiem.
O co chodzi z laminatem?
Zacznijmy od tego, że laminat to materiał higroskopijny. Czyli, mówiąc krótko, lubi wodę - z wzajemnością. Niestety, dla laminatu jest to miłość toksyczna, bowiem w sezonie zimowym, woda wnikająca w tworzywo zamarza. A zamarzając, mocno powiększa swoją objętość, czego skutki są łatwe do przewidzenia. I kosztowne.
Co ciekawe, w rzeczywistości wrogiem laminatu wcale nie jest siarczysty mróz - ale moment, gdy temperatura powietrza (i wody w szczelinach) mija magiczne zero. Oczywiście, zamarzająca woda „puchnie” - ale kiedy mróz robi się jeszcze bardziej mroźny, lód nie zwiększa swojej objętości coraz bardziej - tylko się kurczy. Gęstość wody w temp. 0 stopni Celsjusza to 999,87 kg/m3, a przy minus 10 - to tylko 998,15 kg/m3. Wynika stąd, że najbardziej zabójcze dla laminatu nie są syberyjskie mrozy, ale wahania temperatury i liczne przejścia przez zero 0 - czyli dokładnie to, czego możemy się spodziewać po polskiej zimie. Sorry, taki mamy klimat.
Wyciągać z wody, czy nie? Oto jest pytanie
Mając to wszystko na uwadze, orędownicy wyciągania łódek na brzeg twierdzą uparcie, że jacht koniecznie należy zimować na brzegu - a procedura wyciągania go z wody powinna odbyć się jesienią, żeby laminat zdążył wyschnąć, zanim nadejdą mrozy. Jeśli wyciągniemy łódkę zbyt późno i laminat doczeka zimy niedosuszony, woda i tak go zniszczy.
Alternatywna szkoła głosi z kolei, że zimowanie na wodzie jest jak najbardziej OK, ponieważ jacht zanurzony w wodzie… nie zamarza. No fakt, pod lodem woda jest płynna, czyli jej temperatura nie spada poniżej zera - ale pytanie, co dzieje się z laminatem uwięzionym w lodzie? Pomijając już kwestię wody rozsadzającej go od wewnątrz, warto zauważyć, że kra również na niego naciska - i nie sposób się nie zgodzić, że może to prowadzić do powstania uszkodzeń i pęknięć. Mimo to, liczba właścicieli jachtów, zimujących swoje skarby na wodzie, wcale nie maleje - być może ufają producentom, twierdzącym, iż na nowoczesnych laminatach warunki atmosferyczne nie robią wrażenia?
Jeszcze dalej poszli Norwegowie, którzy z lodem i zimnem są za pan brat i mają w tym względzie wielowiekowe doświadczenia. Tam dosyć popularną metodą zimowania jest pozostawienie łódki na wodzie, pod prowizorycznym namiotem - a jednocześnie zainstalowanie systemu, który wymusza ruch wody wokół kadłuba i tym samym zapobiega jej zamarzaniu. Może jest to jakieś rozwiązanie?
Denna robota
Niezależnie od tego, czy decydujemy się na zimowanie łodzi na lądzie, czy też w wodzie, laminat należy okresowo czyścić i zabezpieczać. Jacht, który przez cały sezon pływa po wodzie, staje się do pewnego stopnia częścią wodnego ekosystemu; nic zatem dziwnego, że żyjące tam stwory próbują go kolonizować. Naszym zadaniem jest więc przeszkodzić im w tym procederze, tym bardziej, że wgryzające się w kadłub zwierzaki nie tylko nas spowalniają, ale też niszczą powłokę oraz generują mikropęknięcia, które z czasem mogą stać się makropeknięciami.
Po sezonie należy więc wyjąć łódź z wody (nawet, jeśli jesteśmy wyznawcami szkoły głoszącej wyższość zimowania na wodzie), usunąć pasażerów na gapę i pomalować kadłub farbą antyporostową. I tu nasuwa się kolejne pytanie - jaką? Opcje są bowiem przynamniej dwie. Farby antyporostowe dzielimy na miękkie i twarde. Generalnie, farby twarde rekomendowane są do jachtów regatowych, motorówek oraz łódeczek, które nawet w sezonie spędzają sporo czasu na lądzie. W pozostałych przypadkach znacznie lepiej jest postawić na farby miękkie.
Zanim jednak pokryjemy laminat farbą, należy go odpowiednio przygotować, czyli:
Dopiero tak przygotowaną powierzchnię malujemy: najpierw podkładem, a następnie farbą antyporostową - przestrzegając ściśle zaleceń producenta. I to nawet wówczas, gdy wydaje nam się, że przesadza. Pamiętajmy też, żeby oprzeć się pokusie rozcieńczania farby, chociaż może się to wydawać kuszącą opcją. I jakże „oszczędną”.
Ciekawy patent, czyli po co nam trawnik?
Oczywiście, najwięcej wysiłku będzie nas kosztowało nie tyle malowanie, ile oczyszczanie kadłuba. Na szczęście, można ulżyć własnej doli: przeszukując otchłanie Internetów, znaleźliśmy bardzo ciekawy patent na to, by akcja posezonowego oczyszczania dna nie była aż tak żmudna, jak zwykle bywa. Otóż, warto ułatwić sobie życie, stosując … sztuczną trawę.
O co chodzi? Ano o to, by łódkę dało się czyścić w sezonie na bieżąco, i to bez wyciągania jej z wody. To zastosowania procedury niezbędny będzie kawałek sztucznego trawnika, dostępny w większości marketów budowlanych. Autor pomysłu polecał pasek trawy o wymiarach 30x3000cm, co może stanowić jakiś punkt wyjścia - ale nie sugerujcie się dokładnymi wymiarami. Do przeprowadzenia operacji przydadzą się także dwa kawałki liny oraz dwie osoby oddelegowane do obsługi całego systemu.
Jak to działa? Do końców naszego trawniczka przywiązujemy liny, stajemy na burtach, po czym, działając na zasadzie moja - twoja (jak przy pile), kilkukrotnie przeciągamy trawnik pod dnem, mając oczywiście na uwadze obecność miecza. Sztuczna trawa może tu zadziałać, jak szczotka - jest na tyle sztywna, by usunąć z dna różne małe żyjątka oraz glony, a jednocześnie na tyle miękka, że nie uszkadza powierzchni laminatu. Proste, a pięknie, nieprawdaż? Być może dwóch gości, maszerujących po burtach z trawnikiem na smyczy, będzie się prezentować nieco oryginalnie, ale, jak mawiają starzy górale: jeśli coś wygląda głupio, ale działa - to nie jest głupie J
Tagi: laminat, sezon, malowanie, konserwacja