Wiosna nastała (przynajmniej w kalendarzu, bo za oknem sytuacja dynamicznie się zmienia), więc najwyższy czas pomyśleć o poważnie o przygotowaniu łódki do sezonu.
No i tu pojawiają się dwie istotne kwestie:
Punkt pierwszy każdy musi niestety rozpracować we własnym zakresie, jednak z drugą kwestią możemy uporać się wspólnie; zawsze to raźniej. Co zatem mamy do zrobienia? Wiele w tym względzie zależy od stanu i wieku naszej łódeczki, oraz od tego, jak bardzo chciało nam się zabezpieczyć ją jesienią (a chciało się, prawda?). Zmiennych jest więc sporo, ale pewien schemat można jednak założyć.
Punkt 1 – oglądamy kadłub
Tu powinniśmy zacząć od dokładnego przeglądu, a w szczególności od zlokalizowania ewentualnych nieszczelności, otarć i innych brzydkich rzeczy, które mogły nam umknąć jesienią, albo pojawiły się w ciągu zimy (niektóre łódki tak już mają, że cierpią bardziej gdy są na brzegu i z tęsknoty - albo złośliwości - lubią się jakby rozłazić). Jeżeli stwierdzimy jakieś ubytki, trzeba je będzie oczywiście uzupełnić; jeśli nie, wystarczy dokładnie oczyszczenie kadłuba i pomalowanie farbą antyporostową.
Warto też sprawdzić szczelność wszystkich luków i iluminatorów. Tu samo oglądanie może nie wystarczyć, bowiem woda ma to do siebie, że potrafi wciskać się w zupełnie niewidoczne szczelinki. Kontroli należy zatem dokonać z użyciem wiadra oraz wody; najlepiej czystej, na wypadek, gdyby jednak udało się stwierdzić jakąś nieszczelność.
Punkt 2 – sprawdzamy mocowanie
Mocowanie czego? Wszystkiego. W ramach wycieczki po łódce, oglądamy dokładnie (a nawet próbujemy urwać) wszelkie knagi i relingi, mocowania masztu, achtersztagu i want, a także płetwy sterowej. Wszystko, co się rusza, a nie powinno, trzeba będzie oczywiście naprawić. Niestety, nie wystarczy tu posłużyć się srebrną taśmą McGyvera (chociaż zawsze dobrze jest mieć ją na pokładzie;)). Co więcej, poluzowanych elementów nie można tak po prostu wziąć i dokręcić: najpierw trzeba je… odkręcić, oczyścić, nałożyć uszczelniacz i dopiero porządnie zamocować.
Warto także poświęcić chwilę kabestanom – tu sprawdzamy nie tylko mocowanie, ale i to, czy przypadkiem nie są zatarte. Częstym źródłem awarii jest tu zapadka albo sprężyna, a naprawa kabestanu zanim stanie się naprawdę potrzebny jest o niebo lepszą alternatywą, niż przekonanie się o jego awarii podczas rejsu.
Punkt 4 – oglądamy żagle, liny i linki
Na temat przechowywania żagli poza sezonem już kiedyś pisaliśmy, więc nie będziemy Was tu zanudzać; załóżmy, że wiecie, co szkodzi żaglom i dołożyliście wszelkich starań, by przetrwały zimę w jak najlepszym stanie. Teraz zatem pozostaje dokonać gruntownego przeglądu, który polega głównie na wytropieniu malutkich rozdarć, które w bardzo niedługiej perspektywie staną się dużymi - i kosztownymi - rozdarciami.
Warto także sprawdzić liklinę (powinna być porządnie wszyta i nie wykazywać żadnych rozdarć) lub pełzacze (powinny być oczywiście kompletne).
Przyjrzyjmy się też fałom (nie tylko żagli, ale też płetwy mieczowej i sterowej) oraz cumom: wszelkie otarcia, zmechacenia oraz urocze krowie ogony powinny zostać poważnie wzięte pod uwagę.
Punkt 5 – sprawdzamy instalację paliwową
Fenomenalną jakość naszych paliw najlepiej można ocenić po stanie oraz stopniu zanieczyszczenia filtrów. Poza ich wymianą, należałoby również pozbyć się wody, jaka kondensuje się na ściankach zbiorników paliwa (możemy tego dokonać za pomocą specjalnego separatora). Przy okazji, zwróćmy też uwagę na mocowania końcówek węży, ewentualne przecieki oraz wszelkie nieszczelności instalacji paliwowej. Naprawdę, nie chcecie sprawdzać, czym grozi nieszczelna instalacja.
Punkt 6 – sprawdzamy układ chłodzący silnika
Niezależnie od tego, czy nasza łódeczka posiada dorosły silnik stacjonarny, czy małe, zaburtowe „pierdzidełko”, dobrze byłoby go jednak nie przegrzać. Przed rozruchem należy zatem dokonać przeglądu rotacyjnej pompy wody zaburtowej i, w razie konieczności, zreperować lub wymienić jej wirnik. Jeśli mamy silnik stacjonarny, pamiętajmy też o przeglądzie wymiennika ciepła i usunięciu z niego wszelkich żyjątek.
Punkt 7 – przepłukujemy zbiorniki wody pitnej
Zbiorniki na zimę powinny oczywiście zostać opróżnione i zdezynfekowane. Załóżmy optymistycznie, że o tym pamiętaliśmy; teraz pozostaje nam jedynie napełnić je w 1/3 wodą, po czym otworzyć wszelkie możliwe krany i spuścić całą wodę, a tym samym przepłukać instalację. Po ponownym napełnieniu zbiorników sprawdzamy, czy smak i zapach wody jest w porządku – jeśli budzi nasze wątpliwości, konieczna będzie ponowna dezynfekcja i dalsze płukanie.
Punkt 8 – schodzimy pod pokład, a tam…
… się dopiero okaże, o czym zapomnieliśmy zimą. Jeśli była to na przykład toaleta albo lodówka, nos z pewnością nas o tym poinformuje. Nie wpadajmy jednak w rozpacz – wszystko, co wonieje niezbyt przyjemnie, należy umyć dokładnie, a następnie przetrzeć wodą z octem.
Jeśli szafki zalatują myszami i wilgocią (albo wilgotną myszą, fuj!), najlepiej jest przetrzeć je dokładnie, a następnie udać się do marketu budowlanego i tam zakupić węgiel drzewny. Bynajmniej nie w tym celu, by puścić łajbę z dymem: węgiel umieszczamy na kilka dni w szafkach (zamkniętych) i czekamy, aż uprzejmie pochłonie wszelkie nieprzyjemne aromaty.
Tagi: sezon, łódź, przygotowania