Czy dumny posiadacz patentu żeglarza jachtowego może samodzielnie prowadzić jacht w Chorwacji? Hmmm. Tak naprawdę, właściwie zadane pytanie brzmi: czy powinien? Bo w zasadzie to może, o ile poradzi sobie z radiem UKF. Natomiast to, na ile rozsądne będzie takie posunięcie, to już inna sprawa.
O co tyle hałasu?
Czy naprawdę uprawnienia zdobyte na niewielkim jeziorku wystarczą nam, by bezpiecznie wypłynąć na morze? Oj tam, zaraz na morze – chcemy pływać po „naszej”, swojskiej, dobrze znanej Chorwacji; przecież nie wybieramy się na ocean.
Zacznijmy więc od porównania, które nasuwa się samo: prawo jazdy. Każdy początkujący kierowca zaczyna od prób okiełznania pojazdu wyróżniającego się niewielkimi gabarytami, mało oszałamiającymi osiągami i rozsądną ceną. Po czym (zwykle za którymś podejściem) zdobywa uprawnienia i... tyle go widzieli. Tylko zdrowy rozsądek chroni go przed wypożyczeniem terenowego BMW, wyjechaniem na autostradę i sprawdzeniem, czy fajnie jest śmigać z maksymalną prędkością. Ale z drugiej strony, ten sam kierowca po kilku tygodniach bezwypadkowej jazdy czuje się już bardzo doświadczony i prawdopodobnie nie widzi powodu, by ograniczać się do starego fiata punto i osiedlowych dróżek.
W przypadku prowadzenia jachtów rzecz wygląda podobnie – zdobywamy patent, pożyczamy łódkę, pływamy po tych Mazurach i czujemy, że od zawsze właśnie to chcieliśmy w życiu robić. Tylko jakieś takie małe te jeziora. Ograniczone. Nie no, fajnie jest... ale ileż można? Przecież jesteśmy żeglarzami, a nie wodnikami-szuwarkami. Czas na morze. W końcu Chorwacja to takie trochę większe Mazury. A poza tym, można tak ustalić trasę rejsu, by zawsze widzieć jakiś brzeg. Damy radę.
Przepisy
Co więcej, wolno nam. Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, żeglarz jachtowy może prowadzić jachty żaglowe o długości do 12 m po morskich wodach wewnętrznych, a na pozostałych wodach – do 2 mil morskich od brzegu. Co prawda, w porze dziennej, ale nic to, i tak na wieczór fajnie jest zawinąć do jakiejś tawerny. Ok, ale nie chcemy pływać po Bałtyku – co zatem daje nam polski patent w Chorwacji?
W tym przypadku rzecz wygląda dość podobnie: wolno nam prowadzić jachty żaglowe do 12 m, zarówno w celach prywatnych, jak i czarterowych (wow, czyli możemy na tym... zarabiać. A taka perspektywa roztacza przed nami zupełnie nowe możliwości). Istotna zmiana dotyczy jednak odległości, na jaką możemy odpłynąć od brzegu. Wolno nam bowiem pływać po wodach wewnętrznych i terytorialnych Republiki Chorwacji do jednej mili od stałego lądu lub od wyspy.
Dodatkowym warunkiem, jaki musimy spełnić, jest posiadanie certyfikatu operatora UKF krótkiego zasięgu (certyfikat bywa też nazywany SRC – Short Range Certificate). I to właściwie byłoby na tyle. Serio-serio.
Na równi z żeglarzem jachtowym traktowany jest sternik motorowodny (czyli odległość 1 mili od linii brzegowej plus certyfikat obsługi UKF). Ciekawą opcją jest także chorwacki patent Voditjela Brodice, który też pozwala nam śmigać po morzu, ale wyłącznie dla własnych potrzeb; wolno nam zatem żeglować z rodziną i przyjaciółmi, ale nie możemy pływać jako zawodowy skipper, który otrzymuje z tego tytułu wynagrodzenie.
To co, płyniemy?
A zatem – można. Tylko czy warto? Czy i kiedy nasze umiejętności będą na tyle duże, żeby wakacje pod żaglami były czasem odpoczynku, a nie dodatkowym stresem? Na to pytanie chyba nikt nie jest nam w stanie odpowiedzieć. Z całą pewnością każdy kolejny mazurski rejs przybliża moment, kiedy będziemy gotowi popłynąć na morze. Ale to, kiedy ów moment nastąpi dla konkretnego żeglarza, jest rzeczą bardzo indywidualną.
Jeśli czujemy zew morza (albo ambicji) i bardzo chcemy spróbować, dobrze jest na początek popłynąć w dwie łódki i mieć na tej drugiej kogoś bardziej doświadczonego, kto będzie nam na bieżąco służył radą. OK, skoro jest na innym pokładzie, to jego pomoc niejako z definicji będzie lekko ograniczona - ale w razie przysłowiowego „wu” będziemy mieć na podorędziu człowieka, który uratuje nam łódkę, kaucję, a może i życie.
Tagi: rejs, Chorwacja, patent
Osobiście odważyłem się na sternikowanie na Adriatyku dopiero po odbyciu 3-dniowego kursu manewrowania. Mimo że patent sternika już miałem wcześniej, tak jak i kilka rejsów stażowych po Bałtyku i Północnym.