Źródło: kormoran.aplus.pl |
Słów kilka o człowieku, który bez kapitańskich szlifów i większego doświadczenia dokonał rzeczy wielkiej – na samodzielnie zbudowanym mieczowym jachcie popłynął w kilkuletni rejs Dunajem, dalej przez morza Czarne i Śródziemne, przez Adriatyk do Miami na Florydzie. Lech Kosakowski pochodził z Kraszewic, małej miejscowości położonej w Kotlinie Grabowskiej, w południowej części województwa wielkopolskiego. Bogactwo jezior ziemi ostrzeszowskiej umożliwiały mu oddawanie się pasji – żeglarstwu. Kosakowski od lat był Honorowym Członkiem Jacht Klubu „Orion” z Ostrzeszowa. Dopóki pracował mógł pozwolić sobie na krótkie rejsy, na ogół jedynie po śródlądziu. Jednak marzeniami wybiegał dalej, poza granice Polski, na wielkie morza i oceany. Od pragnień do czynów droga daleka, ale upór i wiara we własne siły pomogły urzeczywistnić życiowy cel.
Przygotowania do rejsu zajęły mu kilka lat. Gromadził dokumentację i pomoce nawigacyjne, zbierał dane geograficzne, oszczędzał. Gdy odszedł na zasłużoną emeryturę rozpoczęła się organizacja wyjątkowej wyprawy. Kupił uszkodzoną skorupę jachtu i zabrał się za jego wykończenie. Sam wykonywał wszystkie prace, kleił maszt i bom z listew, robił zabudowę wnętrza.
Kilkanaście dni po odejściu na emeryturę, w maju 1997 roku Lech Kosakowski podjął się nie lada wyzwania, wypłynięcia na małym, zaledwie 7-metrowym mieczowym jachcie typu Pegaz 696 w kilkuletni rejs do Stanów Zjednoczonych. Najpierw „Nona” na przyczepie została przetransportowana do Bratysławy i zwodowana na Dunaju. I to tylko dlatego, że Kosakowski nie miał kapitańskich szlifów. Posiadał on wówczas najniższego ze stopni – żeglarza, a wtedy na mocy obowiązujących przepisów z takim doświadczeniem nie zostałby wypuszczony nawet poza granice polskich portów. Ze stolicy Słowacji Lech z dwuosobową załogą poprowadził jacht Dunajem, na Morze Czarne do Odessy.
Najtrudniej płynęło mu się przez Jugosławię, nie ucichły jeszcze odgłosy wojny na Bałkanach, co jakiś czas dały się słyszeć pojedyncze serie z automatów. Etap dunajski trwał pięć tygodni, a jedyny nieprzyjemny incydent miał miejsce w Rumunii, kiedy to rumuńscy żołnierze z karabinami w ręku ściągnęli całą załogę do brzegu, zawieźli na posterunek, a podczas przesłuchania ograbili ich z części wyposażenia i zapasów żywności. Na szczęście na Ukrainie Polacy spotkali się z dużą życzliwością. Z Odessy Kosakowski pokonał następny odcinek Jałta – Fiumicino już samotnie. Odwiedzając Sewastopol i Jałtę podobno był pierwszym polskim żeglarzem, który dopłynął tu pod polską banderą. Potem obrał kurs na Dardanele i Grecję. Dopłynął do Fiumicino we Włoszech i tam przezimował. Kontynuację rejsu rozpoczął wiosną 1998 roku, wraz z załogantem popłynęli na Sardynię, dalej przez Cieśninę Bonifacio na Baleary, po nich na Gibraltar. Kolejne odcinki trasy, na Wyspy Kanaryjskie i na Barbados pokonał samotnie. Na Atlantyku urwał mu się ster, ale i to nie zdołało przerwać jego wyprawy. W zatoce Carliste w Bridgetown Kosakowski spotkał s/y "Gemini" pod wodzą kapitana Andrzeja Piotrowskiego z Chicago, który przyjął go w poczet obywateli Karaibskiej Republiki Żeglarskiej.
Początkowo miał to być tylko rejs dookoła Europy z metą w Świnoujściu. Kosakowski zmienił plany w drodze, już w trakcie trwania rejsu. Popłynął przez Morze Śródziemne i Atlantyk, przez Karaiby dotarł do Miami na Florydzie. W ciągu dwóch lat przepłynął trasę o długości 10 258 mil morskich, z czego 6 563 mil w samotności.
Za ów wyczyn – rejs Dunajem, Morzem Czarnym i Śródziemnym przez Atlantyk do Miami na s/y „Nona” – Lech Kosakowski został uhonorowany nagrodą Rejs Roku 1999 i nagrodą Srebrny Sekstant w konkursie "Głosu Wybrzeża". Żeglarz został również nominowany do nagrody Kolosy za wyczyn roku w kategorii „Żeglarstwo”. To nie tylko szacunek dla sportowego wyczynu, ale przede wszystkim podziw dla determinacji, wiary i walki w dążeniu do celu. Po powrocie z życiowego rejsu Kosakowski nadal realizował swe marzenia. Jednym z nich był spływ kajakiem rzeką Dniestr w kierunku Morza Czarnego.
Lech Kosakowski początkiem grudnia 2008 roku odszedł na wieczną wachtę. Cześć Jego pamięci.
Bibliografia:„Rejs. Magazyn Żeglarzy i Motorowodniaków” nr 7 lipiec 2000Regionalny Tygodnik Informacyjny www.czasostrzeszowski.plhttp://kolosy.pl