Powódź zrywa i zatapia barki w Krakowie
czwartek, 2 września 2010
1 września w nocy powódź zerwała barki cumujące na Wiśle w Krakowie. Nurt przetransportował je kilkaset metrów w dół rzeki, po czym barki zatrzymały się na stopniu wodnym Dąbie. Połamane i częściowo zatopione czekają, aż woda w Wiśle opadnie.
- Jedna z barek uderzyła o filar mostu i przełamała się. Druga zatrzymała się już na niej. Szczęście w nieszczęściu, że nie rozbiły się o zasuwę, bo mogłoby być kiepsko – mówi Stanisław Szymula, pracownik Zarządu Zlewni Wisły krakowskiej.
W sumie wezbrany nurt Wisły porwał trzy barki, które zatrzymały się dopiero na stopniu wodnym Dąbie w Krakowie. Z tego powodu wstrzymano tam na kilka godzin ruch samochodowy. Jedną z barek udało się odholować, pozostałe dwie są zaklinowane. Dodatkowo jedna z nich jest częściowo podtopiona, a druga - przełamana. Dlatego nie uda się ich na razie usunąć. – Będziemy musieli poczekać, aż woda w Wiśle wróci do normalnego stanu. Komisja ekspertów nie stwierdziła uszkodzenia ani zagrożenia stopnia wodnego - mówi Szymula.
Według ustaleń policji barki, służące do transportu piachu i żwiru, należały do prywatnego przedsiębiorcy. Zacumowane w porcie rzecznym na Zabłociu miały być pocięte na złom i usunięte, jednak wyznaczony termin nie został dotrzymany. Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak twierdzi, że skoro nastąpiło ich zerwanie, musiały być źle przywiązane do nadbrzeża. Poinformował też, że zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające. Ma ono ustalić, czy doszło do narażenia utraty życia i zdrowia wielu osób i wyrządzenia szkody wielkich rozmiarów.
Barki cumujące na Wiśle w Krakowie wzbudzają od jakiegoś czasu sporo kontrowersji. Używane nie tylko do celów transportowych, ale także jako restauracje, w czasie powodzi stają się zagrożeniem. W razie wysokiego stanu wody barki powinny zostać odholowane do portów na Dąbiu lub w Nowej Hucie. Nie zawsze jednak właściciele stosują się do nakazów. Już w czasie majowej powodzi obawiano się o mosty w Krakowie - prezydent miasta Jacek Majchrowski ostrzegał, że gdyby któraś z barek się zerwała, tony żelastwa połączone wraz z naporem wody mogłyby staranować krakowskie przeprawy drogowe.
Obecnie w Krakowie obowiązuje alarm przeciwpowodziowy, ale sytuacja powoli się stabilizuje.