8000 mil non-stop: Alaska-Patagonia - "Żegnamy półkulę północną"
poniedziałek, 2 listopada 2015
Informacja prasowa | J.J. Cieliszak
Od kilkunastu dni żeglujemy w zupełnie bezludnych rejonach. Od ostatniego spotkania ze statkiem minęło tak wiele dni, że już tego nie pamiętamy. Zauważyliśmy również, że od dawna na niebie nie ma żadnych smug samolotowych.Zdani jesteśmy tylko na łaskę Neptuna...
Za to bardziej regularnie, zaczęły się łapać ryby. Królem ostatnich połowów stał się tuńczyk żółty, którego tym razem, w przepyszne sushi, zmienił Kuba. Z nadmiarem mięsa rybiego radzimy sobie świetnie. Piękne płaty z dorady przyozdobiły zawietrzny reling. W dwa dni zmieniają się w pyszną rybę wędzoną na słońcu. Dziś częściowo zapakowaliśmy ją do słoja z oliwą i ziołami, a częściowo zjedliśmy na obiad. W każdym razie nic się nie marnuje, a wszystko jest wyśmienite.
Ostatnio ktoś na niebie zauważył piękne „halo” wokół słońca. Wszyscy wyszli oglądać. W nocy podobne „halo” było wokół księżyca. W dzień znowu pojawiło się wokół słońca. Kolejna noc i znowu wokół księżyca. W końcu ktoś powiedział, że to żadne halo, że jest halo.
Finalne dni na półkuli północnej były dość uciążliwe. Pojawiły się ciemne chmury deszczowe i przez dwa dni lało prawie bez przerwy. Deszcz na chwilę zamierał, wiatr również, a potem następował silny podmuch wiatru i ulewa tropikalna. Wg satelitarnych prognoz pogodowych powinno być 15-20 węzłów. Ale u nas wiatr regularnie dochodził do 25-30 w. (ok. 50 km/h). Jedna z chmur przyniosła podmuchy ponad 40 węzłów (prawie 80 km/h) i grot początkowo zjechał do połowy ale ponieważ wiatr nie ustawał, zrzuciliśmy go całkiem. Rano wiatr zelżał i postawiliśmy drugi ref. Po raz pierwszy musieliśmy założyć drugi ref na grocie! Dla nas było Wydarzenie przez duże WU!
Jednym słowem monsun, gorąco, ulewnie i wietrznie. Na prawo od naszej trasy rozbudowała się silna depresja, z której narodził się najpierw tropikalny sztorm (na zdjęciu), a potem potężny huragan o wdzięcznej nazwie Patrycja. Pani Patrycja urosła w ogromną, rekordową siłę – z różnych źródeł wiemy, że Pati dmuchnęła z siłą 150-175 węzłów! (czyli ponad 320 km/godz). Z furią kobiety i diabeł nie wygra, doszły nas słuchy, że nieźle zdemolowała wybrzeże Meksyku. My prześlizgnęliśmy się między nią, a panem Olafem, który tydzień wcześniej przeciął nam trasę i poleciał szaleć na Hawajach.
Neptun nam sprzyja! 200 mil przed równikiem zrobiliśmy zwrot i rozpoczęliśmy długą, żeglugę bajdewindem lewego halsu. Znaleźliśmy się w objęciach południowego pasatu. Tworzą się zakłady ile mil przepłyniemy bez zwrotu. Ja obstawiam, że 2000 ale wszystko wyjdzie w „praniu”.
Obecnie (28.10.2015, 08st 08S i 114st 24W) jesteśmy w dość ciekawym miejscu. Jest to najdalej oddalony punkt od jakiegokolwiek lądu na naszej trasie przez Pacyfik. Na północ od nas, w odległości około 1150 mil znajduje się wyspa Clipperton, a na południe najbliższą ziemią jest bezludny, malutki atol Ducie – również 1150 mil. Do Wyspy Wielkanocnej niewiele dalej – 1180 mil. Na wschód znajduje się Galapagos – 1420 mil, a na zachód Markizy – 1450 mil. Dla pełnego obrazu dodam, że do wybrzeży Ameryki Południowej mamy prawie dokładnie 2000 mil. Żeglujemy non-stop, od Alaski zrobiliśmy już 5240 mil (ponad 9 700 km), jednak przed nami... hmm, no jeszcze trochę:) Dla przykładu z Florydy do Portugalii jest 3500 mil, a przepłynięcie Atlantyku z Wysp Zielonego Przylądka na Karaiby to „tylko” 2500 mil.
W nocy staramy się ratować rybki latające, które wpadają na pokład. W dzień latają całymi ławicami. Skrząc się w promieniach słońca przelatują czasem bardzo długie odległości, pięknie to wygląda. W nocy niestety wpadają również na Selmę.
Życie na jachcie toczy się swoim własnym rytmem. Ale są także dni specjalne. Tak jak 25ty dzień rejsu:
Urodziny Kuby były już kilka dni temu. Ale w dalszym ciągu staramy się kontynuować tradycje dobrej kuchni. Na długich rejsach to bardzo ważne. Dziś podano w kokpicie świeży, chrupiący chleb z oliwą i solą, a do tego: marynowana w oliwie z ziołami, wędzona na słońcu dorada. Uch... ale dobre. Brakowało schłodzonego białego wina, ale zastępujemy je wodą z cytryną.
Płyniemy jak nam wiatr pozwala i to jest piękne. Mamy też wieczorne kino – na kanale „NieboTV” nadają jakiś zachodni film...
Na wieczną wachtę odszedł Henryk Widera, żeglarz i skrzypek
środa, 26 grudnia 2018
W dorocznych regatach (od 1945 r.) z Sydney do Hobart w klasycznych regatach oceanicznych wystartował po raz pierwszy jacht pod polską banderą ("Łódka Sport", eks "Łódka Bols"); po trzech dobach jacht zameldował sie na mecie jako zwycięzca klasy IRC-A.