W ubiegłą środę doszło do gigantycznego pożaru na pokładzie statku Felicity Ace, przewożącego luksusowe samochody do USA. Gaszenie wciąż trwa, a akcji nie ułatwia fakt, że część pojazdów zawiera baterie litowo-jonowe, które podtrzymują pożar i uniemożliwiają zastosowanie tradycyjnych środków gaśniczych.
UPDATE: Li-ion batteries in the EVs on board the vehicle carrier Felicity Ace have caught fire & the blaze requires specialist equipment to extinguish. It wasn't clear whether the batteries first sparked the fire.
— Sawyer Merritt ???????? (@SawyerMerritt) February 18, 2022
Around 1,100 Porsches & 189 Bentleys were on board, no Teslas. https://t.co/VAj6Bak88c pic.twitter.com/gmzRrW1588
Co tam się stało?
Kiedy doszło do pożaru, przewożący luksusowe samochody statek Felicity Ace był właśnie w okolicy Azorów, zmierzając na Rhode Island. Nie wiadomo jeszcze, co było powodem wystąpienia ognia, ale spekuluje się, że mogły to być właśnie wspomniane baterie, zamontowane w samochodach elektrycznych.
Można przy tym powiedzieć, że incydent jest prawdziwie międzynarodowy: statek pływa pod banderą Panamy, jego właścicielem jest firma z Japonii, a na pokładzie znajdują się głównie pojazdy należące do niemieckiego koncernu samochodowego, które przewożono dla North Atlantic Distribution Inc., będącego jednym z największych importerów w Ameryce Północnej. Na miejscu pracuje portugalska marynarka wojenna, a do pomocy w gaszeniu jednostki wezwano specjalistów z Hiszpanii i Niderlandów.
Co z załogą?
Na szczęście wszyscy są bezpieczni. Kiedy tylko zorientowano się, że wybuchł pożar, załoga opuściła pokład. Jak poinformował rzecznik właściciela statku, japońskiego przedsiębiorstwa Mitsui OSK Lines, wszyscy marynarze przebywają obecnie w hotelu na Azorach. Strat w ludziach na razie nie ma, co jednak nie oznacza, że sytuacja jest opanowana. Specyfika uszkodzonych baterii litowo-jonowych stwarza bowiem poważne ryzyko eksplozji.
Wedle informacji podawanych przez portugalską marynarkę wojenną, na Felicity Ace wszystko powyżej linii wodnej spłonęło. Jak powiedział kapitan najbliższego portu na azorskiej wyspie Faial, João Mendes Cabeças, gaszenie musi być wykonywane bardzo powoli. Wejście na pokład płonącej jednostki byłoby zbyt niebezpieczne, dlatego wszelkie prace mogą odbywać się tylko z zewnątrz.
Po opanowaniu sytuacji Felicity Ace ma zostać odholowany na Bahamy lub do kontynentalnej Europy. Holowniki, mające przetransportować jednostkę, przybędą do niej w najbliższą środę, 23 lutego.
Co z samochodami?
No i tu zaczynają się schody. Okazuje się, że albo nikt nie wie, co dokładnie przewożono (chociaż ta wersja wydaje się mocno naciągana), albo z jakichś przyczyn poinformowani nie chcą podzielić się wiedzą zresztą świata.
Faktem jest, że branża samochodowa od pewnego czasu boryka się ze sporymi problemami. W związku z pandemią i nerwowymi ruchami rozmaitych krajów łańcuchy dostaw zostały mocno nadwyrężone, a niekiedy wręcz zerwane. Pożar Felicity Ace raczej nie uzdrowi sytuacji, a zniecierpliwieni klienci będą musieli dłużej poczekać na nowe pojazdy.
Serwis Automotive News spekuluje, że na pokładzie statku znajdowało się 3965 samochodów (właściciele jednostki nie potwierdzają tych informacji, ale jest to prawdopodobne, bo statek może pomieścić do 5000 aut). Zdecydowaną większość ładunku miały stanowić VW, Porsche oraz Audi. Do tego dochodzi „nieokreślona liczba” Lamborghini i około 200 Benlteyów. Nie wiadomo też, ile z pojazdów było wyposażonych w baterie litowo-jonowe. Z pewnością jednak nie były to modele budżetowe. Wspomniany wyżej serwis oszacował straty na co najmniej 255 milionów dolarów. Kwota ta obejmuje jedynie samochody – bez zniszczeń statku i innych kosztów dodatkowych.
Tagi: pożar, samochody, ocean, Azory, statek