Antony Blinken pełniący funkcję sekretarza stanu USA oskarżył niedawno Rosję o „bezprawne roszczenia morskie” w Arktyce i wezwał ją do uniknięcia dalszej militaryzacji tego regionu. Co na to Rosjanie? Czy wezmą sobie do serca tę radę? I czy ich plany dotyczące budowy portów wzdłuż Północnej Drogi Morskiej na pewno nie mają nic wspólnego z ambicjami wojskowymi?
Jak wygląda sytuacja?
Dla większości mieszkańców naszej planety Arktyka to po prostu zimny, niedostępny region gdzieś tam na samym czubku globusa. Warto jednak pamiętać, że w tym mało przyjaznym kawałku świata można znaleźć coś więcej, niż tylko lód i misie polarne – w rzeczywistości Arktyka to ogromny, bogaty w rozmaite złoża teren. Są tam nie tylko ropa i gaz ziemny, ale też spore ilości rzadkich (a więc drogich) minerałów.
Co więcej – obecnie, kiedy lodowce topnieją, Północna Droga Morska okazuje się „przejezdna” nawet zimą i to dla stuletnich żaglowców. Dowiodła tego wyprawa „Sedova” w październiku 2020 roku. Czyż zatem nie byłoby pięknie poprowadzić tamtędy regularne szlaki handlowe?
Krótko mówiąc, Arktyka na początku XXI wieku to całkiem łakomy kąsek. No a skoro tak się już szczęśliwie złożyło, że Rosjanie mają do niego dosłownie rzut beretem...
Była taka umowa
W 1996 roku powstała tak zwana Rada Arktyczna, która miała kreować zasady pokojowej współpracy różnych krajów w rejonie Arktyki. W skład tego organu weszła między innymi Rosja.
I wszystko było dobrze, dopóki o tym kawałku świata nie przypomniał sobie Władimir Władimirowicz, który najwyraźniej dąży do przywrócenia dawnych sowieckich wpływów w tym regionie. Dążenie to przyjmuje różne formy – od prób wywołania chaosu na Svalbardzie, poprzez rozmaite akcje propagandowe i manifestację potęgi militarnej rosyjskiej marynarki wojennej. Zdaniem niektórych ekspertów, próby podniesienia znaczenia Północnej Drogi Morskiej w międzynarodowym handlu i plany budowy portów do jej obsługi są jedynie elementem większego projektu, mającego wzmocnić pozycję Rosji na arenie międzynarodowej.
Sytuacja robi się coraz bardziej napięta, dlatego sekretarz stanu USA Antony Blinken ma zamiar porozmawiać w cztery oczy ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, Siergiejem Ławrowem. Będzie to pierwsza debata na tak wysokim szczeblu od czasu zmiany na stanowisku prezydenta USA.
Po co nam Wujek Sam?
Można zadać sobie pytanie, po co wspomniani dwaj panowie mają ze sobą rozmawiać i jaki właściwie Amerykanie mają interes w ukrócaniu zapędów Rosji? Prawdopodobnie chodzi im o to, żeby utrzymać statut szeryfa świata i nie dopuścić do tego, by jakieś inne państwo zbyt urosło w siłę – szczególnie że jest to kraj, z którym łączą USA wieloletnie tradycje wzajemnych przepychanek.
Faktem jest, że Amerykanie naprawdę się przejęli swoją rolą. Antony Blinken powiedział ostatnio podczas spotkania ministrem spraw zagranicznych Islandii w Reykjaviku: „Widzieliśmy, jak Rosja wysuwa niezgodne z prawem roszczenia morskie, zwłaszcza regulacje dotyczące zagranicznych statków przepływających szlakiem Morza Północnego, które są niezgodne z prawem międzynarodowym”.
Oskarżył również Rosję o stawianie żądań, by zagraniczne jednostki musiały prosić o pozwolenie przepłynięcia przez Arktykę i były zmuszane do przyjmowania na swój pokład rosyjskich pilotów morskich.
Co na to Rosja?
O dziwo zachowała daleko idącą powściągliwość. Siergiej Ławrow powiedział, że państwa członkowskie Rady Arktyki powinny regularnie się spotykać, by na bieżąco rozwiewać tego typu wątpliwości. Czy oznacza to, że pokornie zgodził się z Blinknem? Nic z tych rzeczy. Ławrow dodał bowiem:
„Od dawna wszyscy wiedzą, że to jest nasze terytorium, to jest nasza ziemia, jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie bezpieczeństwa na naszym wybrzeżu Arktyki. A wszystko, co tam robi nasz kraj, jest całkowicie legalne i legalne”.
Czyli, krótko mówiąc, nie ma się o co czepiać, prawda?
Tagi: Arktyka, Rosja, USA, konflikt, złoża, Północna Droga Morska