Bursztynek bursztynek, znalazłam go na plaży - śpiewała kiedyś... Żaba Monika. Jeśli Wy również chcielibyście znaleźć ten bałtycki skarb, podpowiadamy, w jaki sposób możecie zwiększyć swoje szanse na sukces.
Na początek dobra wiadomość: około 90 proc. (!!!) światowych złóż bursztynu zlokalizowane jest w Bałtyku. Fajnie, co? I troszkę gorsza wiadomość: większość z tego znajduje się Obwodzie Kaliningradzkim. Ale to przecież tuż za płotem...
Czym jest bursztyn?
Właściwie, skoro znaleźliśmy go na polskiej plaży, to wcale nie jest bursztynem, tylko jantarem. Słówko bursztyn pochodzi bowiem z języka niemieckiego. Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że bardziej „słowiańska” nazwa jantar ma z kolei rosyjskie korzenie. Prowadzi to do wniosku, że ten piękny kamień doskonale podsumowuje nie tylko naszą geografię, ale też historię.
Zostawmy jednak na boku rozważania natury geopolitycznej i skupmy się na istocie bursztynu, który, jak może pamiętamy ze szkoły, jest w gruncie rzeczy skamieniałą żywicą, pochodzącą z choinek (głównie sosen), jakie kiedyś rosły w tym samym miejscu, w którym teraz pływają śledzie.
Bursztyn najczęściej występuje w różnych odcieniach żółtego, ale zdarzają się też okazy białe, albo przeciwnie - niemal czarne. Ogólnie wyróżnia się około 60 odmian, więc trudno oczekiwać, że wszystkie będą do siebie podobne.
Jak na substancję pochodzenia organicznego przystało, bursztyn może zawierać rozmaite paproszki (mówiąc fachowo: inkluzje), które w żadnej mierze nie obniżają jego wartości – a jeśli paprochami okażą się całe zwierzęta (nawet komary), wartość takiego znaleziska wymiernie wzrośnie. Zresztą, poza dożartymi krwiopijcami, w bursztynach można też znaleźć termity, cykady, stonogi, pająki, a nawet motyle.
Cena bursztynu
Bursztyn od zawsze uważany był za surowiec bardzo cenny, toteż ludzie niemal od razu uznali, że trzeba by jakoś sformalizować zawody z nim związane. Dlatego też w 1410 r., zamiast tłuc Krzyżaków pod Grunwaldem, co bardziej zapobiegliwi rzemieślnicy, trudniący się obróbką bursztynu, utworzyli własne cechy, które miały chronić ich interesy (czyli w praktyce – zapewniać im monopol) i reprezentować ich przed sądem. Oczywiście – sądem bursztynowym, który wbrew nazwie, wcale nie był instytucją sympatyczną, bowiem miał prawo nałożyć wysoką grzywnę, a nawet skazać kogoś na śmierć.
W późniejszych epokach spuszczono z tonu. Ale tylko troszeczkę. W czasach, gdy Pomorze należało do Prus, za wywiezienie kawałka znalezionego na plaży bursztynu groziła kara w wysokości 300 marek oraz 6 tygodni więzienia.
Zresztą, jeszcze prawo z 1924 roku wyraźnie zakazywało zbierania bursztynu bez posiadania specjalnego zezwolenia, a dotyczyło ono nie tylko miejscowych, którzy mogli sprytnie obczaić najlepsze miejsca, ale nawet kuracjuszy, przybywających nad Bałtyk „dla zdrowotności”.
Szansa na sukces
Dziś bursztyn nieco staniał, ale nadal należy do bardzo cenionych kamieni ozdobnych, a oprawiany bywa nawet w złoto. Tym przyjemniej byłoby znaleźć własny kawałek, prawda? Jak zatem pomóc szczęściu i zmaksymalizować własne szanse na odnalezienie bursztynu?
Przede wszystkim, należy wiedzieć:
a) jak go rozpoznać – możemy bowiem w łatwy sposób upewnić się, że znaleziony na plaży obiekt jest bursztynem, a nie kawałkiem butelki;
b) gdzie należy szukać – jeśli myślicie, że tylko nad Bałtykiem, to jesteście w błędzie. Sunący na południe lądolód bałtycki sprawił, że część złóż znajduje się nawet na Mazurach. Nad samym zaś morzem również istnieją miejsca lepsze i gorsze, ale o tym za chwilę.
c) kiedy najlepiej jest szukać – i czy na pewno rankiem po burzy?
Bursztyn czy nie?
Jeśli zlokalizowaliśmy na plaży kawałek dziwnej, żółtawej materii, może to oznaczać, że właśnie weszliśmy w posiadanie bursztynu; albo szkiełka, albo skamieniałego żelka, albo... no dobra, powstrzymajmy się od bardziej drastycznych przypuszczeń. Jak zatem możemy domowymi sposobami sprawdzić, czy to na pewno bursztyn?
Przede wszystkim, w odróżnieniu od szkieł czy innych kamieni, bursztyn jest stosunkowo lekki i ciepły. Ponieważ jednak wycieczka nad bałtycką plażę wiąże się z poważnym ryzykiem wychłodzenia (i to niemal o każdej porze roku), nasze zgrabiałe paluchy mogą mieć pewne trudności z ustaleniem tych parametrów.
Dlatego najprostszą i najszybszą metodą badawczą jest opłukanie okazu, wysuszenie, a następnie energiczne potarcie go o jakiś materiał, np. o własne spodnie. Po takim zabiegu prawdziwy bursztyn powinien wydzielać bardzo przyjemną woń, przede wszystkim – naelektryzować się, co możemy sprawdzić, zbliżając go do niewielkich kawałków papieru, np. do potarganej chusteczki higienicznej. Naelektryzowany bursztyn będzie przez chwilę przyciągał papierki na tyle mocno, że będziemy w stanie nawet je podnieść.
Kiedy najlepiej jest szukać?
Jak głosi legenda, po burzy. Czy słusznie? Poniekąd tak, bowiem solidne fale mogą wyrzucić na brzeg całkiem ładne okazy. Minusem takiej metody jest fakt, że wszyscy o niej wiedzą, więc rankiem po ustąpieniu sztormu możemy spotkać na plaży spory tłumek.
Nieco mniej osób wie jednak, że niektóre odmiany bursztynu mają właściwości fluorescencyjne. Równie dobrze możemy więc udać się na ich poszukiwanie nocą, pod warunkiem, że zainwestujemy w latarkę emitującą światło UV.
Niestety, jeśli chcemy upolować naprawdę fajny okaz, nad morze należy wybrać się... zimą. Wówczas, po pierwsze, tłum konkurencyjnych dla nas zbieraczy troszkę się przerzedzi, a po drugie – wystąpią warunki pogodowe idealne dla bursztynów, a mianowicie:
niska temperatura; tak zwany śryż (czyli właściwie lód) powoduje, że pozostała część wody morskiej jest okresowo bardziej słona, niż zwykle. A w słonej wodzie bursztyny, które dotąd zalegały na dnie, mogą zacząć pływać i fale mają szansę wyrzucić je na brzeg.
silny wiatr, szczególnie północno – wschodni, który konieczny jest by wygenerować odpowiednio okazałe fale. Oraz by, zupełnym przypadkiem, nadać im odpowiedni kierunek, czyli z Obwodu Kaliningradzkiego wprost na polską plażę.
Desperados
Strzeżcie się: ludzie trudniący się zbieraniem bursztynów twierdzą zgodnie, że jest to zajęcie mające wiele wspólnego z gorączką złota. Albo z układaniem puzzli. Albo z jedzeniem chipsów. Generalnie, jeśli raz się zaczęło, trudno jest przestać.
Jeśli Was to nie zraża, najlepiej jest zacząć poszukiwania tam, gdzie szansa na odnalezienie choćby małego bursztynka jest największa. Czyli w praktyce - na wschód od Gdańska, ze szczególnym uwzględnieniem Wyspy Sobieszewskiej.
Kiedy już się tam wybierzecie, możecie natknąć się na prawdziwych desperatów (ale bogatych; i chyba zadowolonych z własnego losu). Są to poławiacze bursztynów, czyli ludzie, którzy włażą po pas do wody (przypominamy: to jest Bałtyk. W dodatku zimą) i gruntownie przeczesują wszelkie kępy unoszących się na wodzie wodorostów w nadziei, że może zaplątał się w nie jakiś okaz. I często się zaplątuje.
Czy warto?
Skoro poszukiwaniem zajmują się specjaliści (i to chyba zmotywowani), to może lepiej dać sobie spokój?
Nic bardziej mylnego: w rzeczywistości wiele bursztynów zwyczajnie umyka uwadze poławiaczy (albo są zbyt skostniali, by się po nie schylić), więc szanse znalezienie okazu na plaży, bez nabawiania się odmrożeń, są całkiem realne.
Zresztą pamiętajmy, że nie ma tu sztywnych reguł i nigdy nie wiadomo, do kogo uśmiechnie się szczęście: największy jak dotąd bałtycki bursztyn ważył niemal 10 kg. I wcale nie znaleziono go w Kaliningradzie, ale w okolicy Kamienia Pomorskiego.
Zawsze warto więc próbować poszukiwania skarbów. Tym bardziej, że jak mawia pewna mądra księga: „gdzie jest skarb twój, tam będzie i serce twoje”. I dziwić się, że nasze jest w morzu.
Tagi: bursztyn, Bałtyk, zbiory