Geografia naszego kraju przyzwyczaiła nas, że musimy wybrać: albo góry - albo morze. Majorka idzie zupełnie w poprzek tym wyobrażeniom, bowiem znajdziemy tam góry dokładnie nad morzem. Co więcej, w odróżnieniu od naszych rodzimych szlaków w Tatrach czy Beskidach, wcale nie jest tam szczególnie tłoczno. Bo wszyscy albo smażą się na plaży, albo tracą czas (i pieniądze) w klubach.
Majorka inaczej
Jeśli w towarzystwie (nawet, jeśli będzie to jedynie towarzystwo laptopa) rzucicie hasło „Majorka”, spotkacie się z opisem plaż, palm, słońca, a potem znowu plaż. No i wspomnianych wcześniej klubów. I może jeszcze wina.
Tymczasem, można (i naprawdę warto, choćby z czystej przekory) doświadczyć Majorki zupełnie inaczej, niż reszta ludzkości - na przykład wybrać się na malowniczą wyprawę trekkingową. Co prawda, daleko nie zajdziecie, bo co 5 kroków natraficie na tak uroczy widok, że konieczny będzie selfik; albo dwa. A za następnym zakrętem - kolejny. I tak dalej.
Mimo to, warto opuścić port, turystów, plażę i popatrzeć na świat z nieco innej perspektywy. Poniżej przedstawiamy listę (subiektywną, jak to większość tego rodzaju wyliczanek) miejsc, do których warto wybrać się, jeśli tylko uzbrojeni jesteście w przyzwoite buty i nieco wolnego czasu. A ponieważ kondycja różnych żeglarzy, podobnie jak ich chęci na dłuższe wyprawy w ciepłym klimacie, może znacząco się różnić, propozycje zostały podzielone według stopnia trudności.
Dla średnio zaawansowanych: ścieżki w Serra de Tramuntana
Brzmi podejrzanie? No dobra, to była nazwa katalońska. Po hiszpańsku to Sierra de Tramontana, malownicze pasmo górskie, położone we wschodniej części wyspy. Pasmo nie jest jakoś szczególnie wyniosłe - jego najwyższy szczyt, noszący zresztą nazwę… Puig Major (czyli najwyższy szczyt) osiąga niespecjalnie imponujące 1445 m. Z drugiej jednak strony, zauważmy, że jest to wysokość - dosłownie - nad poziomem morza, więc przewyższenie jest całkiem spore. A przynajmniej większe, niż zwykle pokonujemy podczas rejsów, kursując w górę i dół zejściówki. Zresztą, akurat na sam Puig Major raczej nie wejdziemy - jest to bowiem teren wojskowy, najeżony antenami i innym drogim sprzętem, który moglibyśmy nieopatrznie zepsuć. Pozostaje nam zatem drugi co do wysokości, liczący 1364 m Puig de Massanella.
Po co w ogóle warto się tam włóczyć? Przede wszystkim dla ochłody; nazwa pasma pochodzi od zimnego wiatru tramontana, a ponieważ rzeczone góry uprzejmie wyrosły właśnie tam, gdzie wyrosły, stanowią one naturalną barierę dla tego wiatru. Za nimi jest więc piekarnik, za to na szlaku - miły chłodek. No i te widoki… Gdyby jednak nie wystarczało nam to, co zgotowała natura, na trasie spotkamy szereg interesujących obiektów, będących świadkami uporu lokalsów, którzy mimo niesprzyjających warunków starali się tam jednak coś posadzić: znajdziemy więc stare akwedukty, studnie, urokliwe gaje oliwne i inne zabytki, które sprawiły, że cały ten teren wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Jak tam dotrzeć? Pasmo jest całkiem długie, bowiem rozciąga się niemal na 100 km. Dopłynąć możecie tam albo od północy, parkując w Port de Pollenca, albo od południa - w Port d’Andratx.
Dla zupełnie niezaawansowanych: wsiąść do pociągu byle jakiego
Tak naprawdę pociąg, jaki chcemy Wam zaproponować, wcale nie jest „byle jaki”; przeciwnie, jest absolutnie wyjątkowy, choćby z tego powodu, że jest drewniany. I niezwykle urokliwy, podobnie zresztą, jak widoki, które można podziwiać z jego okien. Jeśli, wbrew zdrowemu rozsądkowi, postanowicie zwiedzić Majorkę parkując łódź w Palmie, taki pociąg da Wam niepowtarzalną szansę, by uciec od zgiełku i tłumu turystów, a przy okazji zobaczyć nieco inną Majorkę.
Jak widać, jest to propozycja albo dla mniej wytrawnych piechurów, albo dla załóg, mających w składzie dzieciarnię, która podczas tradycyjnego trekkingu może wielokrotnie zgłaszać sprzeciw wobec całkowicie bezsensownego wysiłku wspinania się na górę tylko po to, żeby potem zejść. Pociągiem można dojechać do Soller - a jeśli uznacie, że jeszcze nie dość Wam podróżowania, możecie tam przesiąść się w… tramwaj (też uroczy, też fajny, a w dodatku wyposażony w tarasiki, umożliwiające bliski kontakt z przyrodą) i pojechać do Port de Soller.
Dla prawdziwych kozaków: wspinaczka na Puig de l’Ofre
Góra Puig de l’Ofre położona jest w obrębie pasma Sierra de Tramontana, a chociaż mierzy zaledwie 1093 m wzrostu, wcale nie jest łatwa do zdobycia. Szlak startuje z Soller, gdzie możecie albo dopłynąć, albo dojechać z Palmy wspomnianym wcześniej pociągiem i tramwajem, lub ewentualnie autobusem.
Mimo mało imponujących wysokości, droga na szczyt prezentuje prawdziwie „tatrzański” charakter, bowiem wiedzie między skałami, wodospadami i potokami. Co więcej, nie jest zbyt dobrze oznaczona (prawdę mówiąc, jest oznaczona naprawdę kiepsko, a momentami - wcale), więc trzeba dobrze pilnować szlaku, co dodaje wyprawie pewnego dreszczyku emocji. Żeby było jeszcze ciekawiej, pod szczytem szlak właściwie znika, więc ostatnie metry trzeba pokonać… na przełaj po skałach, idąc taką drogą, jaką jest Wam wygodnie (i spróbujcie odstawić taki numer w TPN). Wymaga to oczywiście nieco wysiłku, za to widok ze szczytu jest prawdziwie obłędny, bowiem obejmuje nie tylko inne góry, ale i zbiornik wodny (co prawda sztuczny, ale i tak uroczy).
Tekst powstał we współpracy z Charter Navigator
Tagi: Majorka, góry, trekking, zwiedzanie