Zdecydowana większość z nas lubi nagrody; istnieją jednak takie wyróżnienia, których otrzymania (a nawet bycia nominowanym) lepiej unikać. Mimo to, warto o nich wspomnieć – choćby po to, by poprawić sobie humor i wysnuć budujący wniosek, iż na tle ogólnego poziomu inteligencji ludzkości plasujemy się całkiem wysoko.
Nagroda i ewolucja
Pan Darwin, autor teorii ewolucji, miał w życiu kilka przebłysków. Co prawda, złośliwcy zauważają, że skupił się wyłącznie na kręgowcach, które stanowią jakieś cztery procent ogółu organizmów na tej planecie, ale nie czepiajmy się tak nieistotnych szczegółów.
Co ciekawe, na przekór panu Darwinowi postąpiła nawet sama natura, a konkretnie – zwierzaczek nazwany... chrząszczem Darwina. Uczony sam, osobiście go złapał, a nawet włożył do ust, co okazało się niezbyt przemyślanym ruchem. Chrząszcz ma bowiem tę brzydką przypadłość, iż zaniepokojony, wypuszcza bardzo żrącą substancję. Heca polega jednak nie na tym, że Darwin odchorował spotkanie z chrząszczem, ale że znacznie później okazało się, iż zwierzątko przeczy słynnej teorii uczonego. Posiada bowiem tak bardzo skomplikowany system obrony (w dodatku oparty o broń chemiczną), że jest pewne, iż nie mógł on powstać w drodze ewolucji.
Mimo to, trudno nie zauważyć, że pewne cechy (na przykład inteligencję) jednak się dziedziczy – czyli teoria ewolucji nie jest tak zupełnie bez sensu. Dlatego też ludzie doszli do wniosku, że osobnicy, którzy zginęli szczególnie kreatywną (bądź po prostu głupią) śmiercią, zasługują na Nagrodę Darwina – w końcu powinniśmy być im wdzięczni, iż uwolnili ludzkość od swoich genów.
Poniżej przedstawiamy kilka przykładów ludzi, którzy albo rzeczoną nagrodę otrzymali, albo przynajmniej byli mocnymi kandydatami. Wszystkie postacie są autentyczne i wszystkie mają coś wspólnego z wodą - chociaż zaznaczamy, że nie zawsze chodziło o jakiś rozległy akwen.
Numer 4 – selfie ponad wszystko
Jakiś czas temu głośno było o człowieku, który – na własne szczęście – nagrody nie otrzymał; ale niewiele brakowało. Co dokładnie się wydarzyło?
Otóż, pewien mężczyzna tak bardzo zachwycił się naszym ORP Błyskawica, iż postanowił go uwiecznić na fotografii. No, ale przecież co to za zdjęcie bez oblicza fotografa, prawda? Postanowił więc zrobić sobie „selfika” z Błyskawicą w tle.
Pomysł był z gruntu nie najgorszy – niestety, mężczyzna, szukając idealnego ujęcia, cofał się i cofał, aż w końcu zrobił o jeden krok za dużo, skutkiem czego wpadł do lodowatej wody. Dzięki temu mógł przyjrzeć się Błyskawicy z nieznanej dotąd perspektywy, ale tym samym naraził się na hipotermię.
Na szczęście, krzyki fotografa usłyszał pełniący wachtę marynarz, więc obyło się bez Nagrody Darwina. Co ciekawe, pomimo iż pechowiec niemal stracił życie, nadal nie wypuścił z rąk telefonu. I to się nazywa mieć jasno ustalone priorytety.
Numer 3 – przezorny zawsze zabezpieczony
Niektórzy ludzie wykazują daleko idącą podejrzliwość w każdej dziedzinie życia. Oraz śmierci. Tym właśnie tropem podążył pewien Francuz, pan Jacques LeFevier, który pewnego dnia postanowił definitywnie zakończyć żywot na tym łez padole.
Mężczyzna był na tyle zdecydowany co do swojego kroku, iż chciał mieć absolutną pewność, że nie przeżyje – w tym celu podjął więc następujące kroki:
a) stanął na krawędzi nadmorskiego urwiska i przywiązał sobie do szyi ciężki kamień
b) wypił truciznę
c) i dla pewności podpalił na sobie ubranie.
W sumie powinno się udać, ale żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, nieszczęśnik w czasie skoku próbował się jeszcze zastrzelić.
No i tu zaczęły się kłopoty; po pierwsze, nie trafił. To znaczy, trafił - ale nie we własną głowę, lecz w linę, jaką przywiązany był kamień. Po drugie, kiedy już znalazł się na dole, woda morska ugasiła ogień. A po trzecie - ta sama woda zalała mu usta, co wywołało gwałtowne wymioty, które usunęły z żołądka truciznę.
Ostatecznie biedaka wyciągnęli rybacy. Mimo to, można powiedzieć, że Francuz dopiął w końcu swego; zmarł w szpitalu na skutek hipotermii. Czyli jednak sukces.
Numer 2 – nurkowanie pod lodem
Ludzie miewają dziwne hobby; jedni hodują kanarki, inni zajmują się metaloplastyką, a jeszcze inni bawią się w morsy. Pewien 38-letni doktorant z Kanady postanowił jednak pójść o krok dalej: wymyślił, że zaimponuje kumplom, płynąc pod lodem od przerębli do przerębli w jeziorze Kingsmere. Żeby było jeszcze ciekawiej, uparł się, że dokona tego wyczynu w nocy. A co, jak szaleć, to szaleć!
Przeręble znajdowały się w odległości 2 metrów od siebie, więc wyzwanie wydawało się względnie realne (pomijając oczywiście sakramenckie zimno oraz generalny idiotyzm całej sytuacji). Niestety, Kanadyjczyk nie wziął pod uwagę tego, iż szanse na znalezienie otworu pod lodem nocą są właściwie zerowe – a czasu miał niezwykle mało ze względu na groźbę hipotermii.
Skutkiem tego, wlazł bohatersko do pierwszego z otworów, ale nigdy nie pojawił się w drugim. Obserwujący wyczyn koledzy, chcąc pomóc pechowemu doktorantowi, zapalili wszystkie światła w samochodach, jednak było już zbyt późno – Kanadyjczyka zabiło to samo, co Francuza, a mianowicie zimno. Dopiero następnego dnia ciało chłopaka wyłowili strażacy.
Numer 1 – pechowy guru
Chrześcijanie różnych wyznań starają się naśladować swojego Mistrza, co niestety nie zawsze jest proste - szczególnie w odniesieniu do bliźnich, którzy wcale nie ułatwiają sprawy.
Z tego powodu członkowie pewnej sekty, która wyrosła na gruncie chrześcijaństwa, doszli do wniosku, że zamiast praktykować miłość bliźniego, spróbują najpierw czegoś prostszego, a mianowicie: chodzenia po wodzie. Potem powinno być już z górki.
Wyznawcy sekty podejmowali w tym celu liczne próby, które jakoś za każdym razem kończyły się fiaskiem, co mocno podkopywało morale. Nic zatem dziwnego, że ich przywódca doszedł do wniosku, iż musi dać dobry przykład i jako pierwszy przejść się po wodzie. W przeciwnym razie straci wszystkich fanów.
Aby nabrać nieco wprawy, postanowił najpierw poćwiczyć na jakimś niewielkim akwenie; na przykład w wannie. Guru próbował i próbował przez wiele godzin, aż w końcu poślizgnął się na mydle i upadł do wanny tak pechowo, że... utonął.
Tym samym stracił wyznawców, ale w pewnym sensie odniósł jednak sukces – czego by nie mówić, naprawdę zbliżył się do Boga.
Tagi: nagroda Darwina, ORP Błyskawica