Przed nami kolejny z tekstów nagrodzonych w konkursie "Tratwą przez Bałtyk" - autorstwa Macieja Maksymowicza
Sześćdziesiąt lat temu, pod koniec sierpnia, nie posiadający jeszcze dużego doświadczenia żeglarskiego, 21 letni Andrzej Urbańczyk przygotował i przeprowadził swoją osobistą „Wyprawę Kon-Tiki”, którą po raz pierwszy zapisał się w dziejach światowego żeglarstwa. Dodatkowo wszystko to dokładnie opisał i opublikował w książce pt. „Tratwą przez Bałtyk” wydanej w wielu językach, którą do dziś można kupić w księgarniach. W 1957 roku rozpoczęła się dla Andrzeja Urbańczyka kariera podróżnika i zdobywcy rekordów, z czego on sam czerpał najwięcej satysfakcji, jak również rozpoczęła się dla niego kariera pisarza, co miało znaczenie dla szerokiego grona jego czytelników.
Andrzej Urbańczyk wraz z Stanisławem Kostką, Jerzym Fischbachem i Czesławem Breitmeierem dokonali czegoś niezwykłego, w dniu 28 sierpnia 1957 roku wypłynęli z Łeby i bez większych przeszkód, mimo ciężkich warunków pogodowych i politycznych, dotarli do szwedzkich wybrzeży na własnoręcznie zbudowanej, przez dwóch ludzi w dwa miesiące, drewnianej tratwie. Już po 6 dniach rejsu ujrzeli Gotlandię, po czym sztorm zmusił ich do lądowania na małej wysepce Lilla Karlsö. Załoga „zacumowała” do skał swoją jednostkę i wyniosła do suszenia jej wyposażenie. Nieszczęśliwie wiatr zmienił kierunek, poziom wody opadł i tratwa osiadła bezpowrotnie na skalistym dnie. Załoga pierwszego przelatującego samolotu ogłosiła światu nieprawdziwą informację, że zauważyła rozbitą tratwę bez załogi. Była to woda na młyn dla wszystkich, którzy twierdzili że „pływanie na tratwie to tak, jak gdyby chodzenie po ulicy na kolanach”. Prawda była zgoła inna młodzieńcy wbrew systemowi dopłynęli do wolnego świata, gdzie udzielali wywiadów prasowych i mogli swobodnie spacerować po ulicach. Było to w czasie kiedy, jak pisał Andrzej Urbańczyk: „jachtom nie pozwalano żeglować po morzu, ba – zwykle nie wypuszczano ich nawet na Zatokę”. Odnieśli wielowymiarowy sukces, ponieważ poza osiągnieciem żeglarskim, udało im się legalnie, działając niejako z zaskoczenia wydobyć się z komunizmu, gdzie ze strachu bronowano bałtyckie plaże. Cała załoga tratwy w komplecie powróciła do kraju na pokładzie m.s. „Noteć”, co biorąc pod uwagę realia wczesnego PRL, nawet w czasie odwilży gomułkowskiej, było dość niezwykłe.
Dla większości podjęcie próby przeprawy przez Bałtyk w tamtych czasach wiązało się z podróżą w jedną stronę. Andrzej Urbańczyk, wraz ze swoją drugą połową, rozpoczął taką podróż w jedną stronę, do tego w poszukiwaniu kangurów, dopiero po kilkunastu latach, w dniu 4 października 1970 roku. W latach pięćdziesiątych w PRL samodzielna przeprawa przez Bałtyk była przełomem dla tych, którzy zdecydowali się pozostać po drugiej jego stronie. Ci, którzy powracali, obejmowani byli specjalnym nadzorem i przez wiele lat, czasem dosłownie, mieli związane ręce. W przypadku organizatora wyprawy Andrzeja Urbańczyka na szczęście było inaczej. Zorganizowanie pierwszego z szeregu jego rekordowych rejsów, przerodziło się w pozytywny przełom życiowy, który związany był przede wszystkim z rozpoczętą karierą pisarską, która dała mu swego rodzaju niezależność w rodzimej rzeczywistości. Opisał on początkowo w odcinkach na łamach czasopisma, a następnie w książce przeprawę tratwą, ocalając od zapomnienia i przekłamań wyprawę, jak również jej uczestników. Nie rezygnując ze swoich pasji inżynierskich, sportowych, podróżniczych, rozwinął kolejną z nich i został pisarzem, który przez kolejne sześćdziesiąt lat wydał ponad pół setki książek i wiele artykułów. Opisał w nich między innymi swoje rejsy morskie, które odbyły się w większości na kolejnych „Nordach”, gdzie pokonał przynajmniej 120 tysięcy mil morskich, w tym 75 tysięcy samotnie (częściowo z Myszołowem). Od rejsu w 1957 roku Andrzej Urbańczyk mógł niejako samodzielnie kształtować swoje „pyszne życie”, stał się on „Sam sobie sterem..”, a wszystko to, jak często sam podkreśla, a w co ciężko uwierzyć, bez jakiejkolwiek providentia.
Prawie dokładnie sześćdziesiąt lat od wypłynięcia tratwy „Nord” na Bałtyk, pływak Sebastian Karaś 28 sierpnia 2017 roku wystartował z kołobrzeskiej plaży o godzinie 19.09 i przypłynął następnego dnia w nocy o godzinie 23:30 na wyspę Bornholm. W około 28 godzin i 30 minut jako pierwszy na świecie pokonał Bałtyk wpław. Dokonał podobnie jak załoga tratwy niezwykłego wyczynu i łamiąc wszelkie przyjęte konwencje przeprawiania naszego morza dotarł, podobnie jak załoga „Nord”, szczęśliwie do bałtyckiej wyspy. Zbieżność niekonwencjonalnej formy i dat obu wyczynów warta jest odnotowania.
Tagi: tratwa, Bałtyk, konkurs