Prezentujemy kolejną pracę, nagrodzoną w konkursie "Tratwą przez Bałtyk"
W 60. - DIAMENTOWĄ - ROCZNICĘ REJSU ŚWIERKOWĄ TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK
Choć urodziłam się zaledwie dwa lata po wypłynięciu Świerkowej Tratwy z łebskiego portu i jako łebianka z mlekiem matki wyssałam romantyczną opowieść o przystojnym Szaleńcu na Tratwie, to dokąd osobiście tego Szaleńca nie spotkałam (i nie dotknęłam), to nie wierzyłam, że TAMTO wydarzenie naprawdę miało miejsce. A jak już „dotknęłam i uwierzyłam”, to wtedy skończyło się moje spokojne żyćko, a zaczęła życiowa przygoda, która trwa…
Było to 20 lat temu, gdy wiedziona kocim zmysłem trafiłam na celebrację 40. rocznicy rejsu Tratwą przez Bałtyk na „Darze Pomorza” i spotkałam tam (oraz dotknęłam) Kapitana Andrzeja Urbańczyka. Błysk w oczach Kapitana w jednej chwili uwierzytelnił mi wszystkie wcześniej słyszane, bajane i czytane opowieści o wyprawie Tratwą przez Bałtyk. A więc TO wszystko była prawda, najprawdziwsza prawda, TO naprawdę się wydarzyło.
Od tamtego czasu każdego 28 sierpnia świętuję kolejne rocznice wypłynięcia Świerkowej Tratwy NORD z łebskiego portu na bezkresny Bałtyk. I za każdym razem chylę czoło z szacunku dla Andrzeja Urbańczyka, Kapitana NORD, za rejs Tratwą przez Bałtyk - arcydzieło, które powstało z Jego marzeń, fantazji, naukowego i marketingowego geniuszu oraz żelaznej konsekwencji.
Naturalnym następstwem odkrycia tego arcydzieła była i jest dla mnie potrzeba podzielenia się tym z innymi. I stąd za przyczyną wyprawy i jej Kapitana zawarłam wiele cennych znajomości oraz zrealizowałam w ramach (i poza nimi) działalności zawodowej kilkadziesiąt wydarzeń, w tym kilka wystaw, z których co najmniej trzy były – co piszę bez udawanej skromności – dużo bardziej udane niż ta z okazji 60-lecia NORD przygotowana przez Narodowe Muzeum Morskie na „Darze Pomorza”. Dwie z „moich” wystaw wciąż są w Łebie i wywołują u oglądających je turystów duże zainteresowanie, a często wręcz szok poznawczy. W łebską tradycję wpisały się też „moje” żeglarskie wieczory przy Świerkowej Tratwie NORD w bibliotece miejskiej każdego 28 sierpnia, w kolejne rocznice wypłynięcia Tratwy. Gromadzą one łebian zafascynowanych wyprawą i jej Kapitanem, świadków wypłynięcia (jeden z nich wspomina, że wtedy były dwa wydarzenia: lot Sputnika w Kosmos i rejs Tratwą przez Bałtyk) i zaintrygowanych turystów, którym szczęki opadają (czasem wypadają) z wrażenia, a oczy robią się okrągłe jak po atropinie.
„Szok poznawczy” to – jak przez dwadzieścia lat czynnej znajomości z NORD zauważyłam – najbardziej naturalna reakcja osób po raz pierwszy dowiadujących się o wyprawie Tratwą przez Bałtyk. Sama przeszłam przez ten etap, a właściwie to wciąż przechodzę, bo przy każdym spotkaniu z Tratwą jej historia wciąż mnie zaskakuje, powala i porusza.
A także - za co z upływem czasu najbardziej Tratwę cenią – mobilizuje do ŻYCIA.
Moje reakcje nie są niczym wyjątkowym. Od osób, z którymi od lat „na sucho” żegluję Świerkową Tratwą, usłyszałam wiele podobnych świadectw i wyznań: „Tratwa pozwala mi pokonywać trudności”. „Dzięki Tratwie zawsze dokonuję dobrych wyborów”. „Pamięć o Tratwie zmobilizowała mnie do aktywności”. „Z powodu Tratwy nigdy nie wymiękam”. „Historia wyprawy Tratwą inspiruje mnie w różnych działaniach”. „Dzięki tratwie poznałem wspaniałych ludzi, a konkretnie to tę Ewę z blond warkoczem”...
Cóż… Nie jestem Ewą z blond warkoczem, tylko Marysią z czarną grzywką i pewnie dlatego w swojej znajomości z Tratwą i jej Kapitanem zaliczam dryfy i mielizny. I skutkiem tego wciąż celebruję tylko wypłynięcie Tratwy, a nie jej dopłynięcie. Bo dopłynięcie będę celebrować dopiero wówczas, gdy nie gubiąc kursu zakotwiczę wreszcie w Porcie Świerkowej Tratwy. Gdziekolwiek ten Port będzie… A że będzie, to wiem na pewno.
Marysia z Czarną Grzywką
Tagi: konkurs, Andrzej Urbańczyk, NORD, tratwa