Gdzie macie zamiar spędzić tegoroczną Wielkanoc? Jeśli znudziły Was tradycyjne biesiady przy suto zastawionym stole, to może w tym roku, zamiast do przysłowiowego szwagra, warto udać się gdzieś dalej? Na przykład na… Wyspę Wielkanocną? Chyba trudno o lepszy termin.
Kilka faktów
Wyspa Wielkanocna jest w zasadzie całkiem nową wyspą – utworzyły ją cztery wulkany, mniej więcej 800 tys. lat temu (w geologii to tak jakby przedwczoraj). Z drugiej strony, kiedy już przybyli na nią ludzie, przez bardzo długi czas pozostawała całkowicie odizolowana od reszty świata - nic więc dziwnego, że mieszkańcy nazywali ją Rapa Nui, czyli Wielką Ziemią (w końcu dla nich była całą ziemią, jaka znali), albo Pępkiem Świata.
Skąd właściwie wzięli się ludzie na Wyspie? Tego dokładnie nie wiadomo; archeolodzy twierdzą, że skolonizowano ją około 1200 roku n.e., a dokonali tego najprawdopodobniej Polinezyjczycy. Najprawdopodobniej – ale nie na pewno. W sumie, trudno uwierzyć, że ktoś był na tyle szalony, by wsiąść na lichą tratwę i popłynąć sobie na wycieczkę drobne 2,5 tysiąca kilometrów z nadzieją, że znajdzie tam jakąś fajną wyspę (Google Maps jeszcze nie działało).
Z kolei podobieństwo tradycji, języka oraz zwyczajów kulinarnych na wyspie sugerowało, że zasiedlili ją jednak ludzie pochodzący z Ameryki Południowej, co wydawało się jeszcze bardziej karkołomną tezą, bo to jest już 3600 km. Pewien norweski badacz, który uparcie trwał przy tej wersji, postanowił zatem dowieść swoich racji empirycznie, więc zbudował tratwę, wsiadł na nią i popłynął. W sumie odniósł sukces, ale niestety, o powrocie tą samą drogą nie było już mowy ze względu na niesprzyjające prądy i uparte wiatry.
Tajemnice wyspy
Wyspa Wielkanocna uchodzi za najbardziej tajemniczą na świecie, co zostało jeszcze spotęgowane filmem pt. Rapa Nui i oczywiście obecnością niezwykłych, wpatrzonych w morze moai w gustownych kapeluszach; nawiasem mówiąc, to wcale nie są kapelusze, ale… fryzury.
Wyspa ma wiele tajemnic, a właściwie zagadek - jak choćby pytanie, co właściwie stało się z drzewami? Jedna z teorii głosi, że tubylcy wycięli praktycznie wszystkie możliwe palmy, by z ich pomocą budować swoje posągi, co w efekcie doprowadziło do wyjałowienia gleb i katastrofy ekologicznej. Być może jednak to nie ludzie zawinili, ale szczury, które wraz z nimi dostały się na wyspę i rozsmakowały się w nasionach palm. Podobno 99 proc. nasion, jakie udało się znaleźć archeologom, nosi ślady szczurzych zębów, więc jest to teoria równie prawdopodobna, jak ta o posągach.
Pech
Wyspę przez stulecia omijali żeglarze, ale nie nieszczęścia – przytrafiło się tam chyba całe zło świata, jakie tylko mogło się przydarzyć (no, może poza wyborem kiepskich polityków), a więc: głód, zaraza, wojny, niewolnictwo, a nawet… kanibalizm.
Gdzieś pod koniec XIX wieku Wyspę Wielkanocną odwiedzili piraci, którzy od razu odkryli jej potencjał – czyli praktycznie bezbronnych mieszkańców. Wywozili ich zatem masowo i zamieniali w niewolników, czemu kres położyły dopiero protesty biskupa Tahiti, który poruszył międzynarodową opinię publiczną. Pod jej naciskiem niewolnicy odzyskali wolność – przynajmniej ci z nich, którzy jeszcze pozostali przy życiu, a było ich niewielu: z 1500 wywiezionych osób, na wyspę wróciło bowiem… piętnaście. Niestety, wszyscy, którzy wrócili, byli chorzy na ospę, więc szybko zainfekowali tych, których nie wywieźli piraci, co niemal wykończyło populację wyspy.
Jak się tam dostać?
Mimo ewidentnego pecha, Wyspa Wielkanocna jest niezwykle ciekawym i urokliwym miejscem, więc z pewnością warto się tam pofatygować – jeśli nie na Wielkanoc, jak zrobił to jej odkrywca, pan admirał Jacob Roggeveen, to w innym terminie.
Co ciekawe, mimo izolacji od reszty świata, Wyspa Wielkanocna wcale nie jest tak trudna do odwiedzenia, jakby się mogło z pozoru wydawać. Przede wszystkim, żeby się tam dostać, nie potrzebujemy żadnych specjalnych wiz, dokumentów czy pozwoleń, bowiem zaliczana jest do terytorium Chile (a więc kraju, który bardzo lubi Polaków, co zawdzięczamy panu Domeyko). Nie wymagane są też żadne szczepienia – jak pokazuje historia, możemy stać się raczej źródłem zarazy, niż jej ofiarami. Bardzo łatwo jest też porozumieć się a tubylcami – mimo, iż oficjalnym językiem urzędowym jest hiszpański, praktycznie wszędzie można dogadać się po angielsku.
Wyspę można odwiedzać praktycznie przez cały rok, bo klimat jest tam dosyć stabilny, a deszcze – jeśli się trafią, co w okolicy Wielkanocy jest akurat dość prawdopodobne – są krótkotrwałe i przelotne. Co nie znaczy, że nie przelecą akurat nad nami.
Jedynym problemem są tak naprawdę ceny: ze względu na fizyczną izolację wszystko, co zjemy, wypijemy bądź kupimy na Wyspie, musi zostać tam przywiezione samolotem lub statkiem, co skutkuje dwu- lub trzykrotną przebitką w stosunku do cen na kontynencie.
Tagi: wyspa, Wyspa Wielkanocna, Wielkanoc