Jak zapewne wiecie, siedziba Tawerny mieści się w Krakowie; nasi współpracownicy stacjonują jednak w rozmaitych częściach świata (i dlatego mają czym oddychać), na przykład na polskim wybrzeżu. Jeden z nich nadesłał ostatnio przejmujące fotografie ludzi, którzy dotarli aż nad morze. Na własnych nogach. Nocą. Po ciemku i w milczeniu. Co ich do tego skłoniło?
Święta Wielkiej Mocy
Już za kilka dni obchodzić będziemy najważniejsze święta chrześcijańskie – Wielkanoc. Niezależnie od tego, jak blisko na co dzień jesteśmy instytucji kościoła, ten czas skłania nas do postawienia sobie istotnych pytań. Na przykład: po co to wszystko?
Powiało grozą? E tam. Pamiętajmy, że ludzie morza od zawsze byli w pewnym sensie religijni. Jeśli nawet ta religijność przejawiała się wiarą w rozmaite zabobony, i tak była jednoznacznym świadectwem tego, że istnieje coś więcej, niż tylko świat materialny. Skąd się to brało? Może ze strachu (w końcu to nigdy nie była bezpieczna fucha), z doświadczenia obcowania z potęgą morza, albo też z przeczucia jakiegoś absolutu, dającego pewność, że człowiek jednak nie jest tu szefem. Najbliżej prawdy jest chyba stare powiedzenie, jakie przypomniał Jan Paweł II w Gdyni: „Kto nie umie się modlić, niech wypłynie na morze”.
EDK
Uwieczniona na fotografiach Ekstremalna Droga Krzyżowa to zjawisko mające niewiele wspólnego z rozśpiewanymi pielgrzymkami. To propozycja skierowana do każdego, ze szczególnym uwzględnieniem osób, których raczej nie spotkamy w pierwszym rzędzie przed ołtarzem. Ideą EDK jest właśnie wyniesienie drogi krzyżowej daleko poza kościół i przekształcenie jej w pieszą, nocną wędrówkę. Trasy są różne, ale zwykle liczą około 40 kilometrów, zaś wędrówki odbywane są pod hasłem: „wyzwanie, droga, zmaganie, spotkanie”.
Ekstremalna Droga Krzyżowa, ze względu na porę i stopień trudności jest dość wymagająca - z tym, że jej zasadniczy cel wykracza daleko poza challenge stawiany ludzkiemu ciału; dużo trudniejsze jest tutaj wyzwanie duchowe, porzucenie własnej strefy komfortu i stanięcie twarzą w twarz ze swoimi słabościami oraz z – nie zawsze fajną – prawdą o sobie. Podczas EDK nikt nikogo nie rozlicza, nie prowadzi, ani nie wskazuje jedynie słusznej drogi. Nikt nie ocenia. Mimo powszechności wyzwania, każdy idzie sam, w milczeniu.
Początki
Wszystko zaczęło się w 2009 roku, kiedy to odbyła się pierwsza Ekstremalna Droga Krzyżowa, prowadząca z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. W kolejnych dwóch latach odbywano ją na tej samej trasie, ale już w 2012 roku idea wyszła poza Małopolskę – wówczas powstały alternatywne trasy, jedna w Gliwicach, druga w Blackburn (Wielka Brytania). A potem już poszło, można powiedzieć, z górki.
W 2017 roku EDK odbywała się na terenie 11 krajów, niekoniecznie słynących z religijności. Wzięli w niej udział ludzie z Austrii, Czech, Hiszpanii, Irlandii, Niemiec, Norwegii, Rumunii, USA, Szwajcarii oraz Wielkiej Brytanii, zaś EDK liczyła wówczas 457 tras. W ubiegłym roku tras było już 600, a w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej udział wzięło około 100 tysięcy osób.
Oczywiście, nie wszystkie trasy EDK prowadziły nad morze. Szczęśliwcy, którzy tam dotarli, poza satysfakcją i przeżyciem duchowym zyskali jeszcze dodatkowy bonus: widok wschodzącego słońca. I niech ten obrazek towarzyszy nam wszystkim na Święta, cokolwiek one dla nas znaczą.
Tagi: EDK, Ekstremalna Droga Krzyżowa, JPII, Wielkanoc, morze