Już po raz trzeci podpływał do tej zatoki i rzucał kotwicę w niewielkiej odległości od brzegu. Trochę ryzykował, pod kilem bowiem zostawało jedynie parę centymetrów wody. Jednak od chwili kiedy ujrzał ją opalającą się samotnie na płaskiej, lekko nachylonej w stronę morza skale, nie mógł się powstrzymać. Urzekła go. Samotna, wyraźnie unikała jakichkolwiek kontaktów z innymi ludźmi, a zwłaszcza z mężczyznami, którzy od czasu do czasu zbliżali się do tej skały, na której stworzyła sobie samotnię. Ucinała jednym gestem jakiekolwiek próby zbliżenia.
Po paru dniach nawiązał jakąś linię porozumienia. Podchodził jachtem jak najbliżej skały, rzucał kotwicę i podnosił w jej stronę rękę w geście pozdrowienia. Kiedy wreszcie odpowiedziała, machając w jego stronę, poczuł jak drżą mu nogi, musiał usiąść. - Masz piękny jacht – to pierwsze słowa jakie do niego skierowała, dzięki nim odzyskał rezon. Zapraszam – rzekł. Pędem rzucił się do pontonu spoczywającego na deku, zwodował go i kilkoma ruchami wioseł dopłynął do brzegu. Czekała już na niego, zgarnąwszy kilkoma ruchami ręki swoje rzeczy do przepastnej torby. Kiedy dobili do jachtu, a ona postawiła stopy na pokładzie, zwróciła się w jego kierunku, w czasie gdy on wiązał cumę pontonu – Gdzie się wybierasz? Wtedy wpadł na pomysł romantycznego rejsu. Do Wenecji - odpowiedział - Byłaś już tam? Popatrzyła na niego tymi swoimi lekko skośnymi oczami - Jeszcze nie, ale myślę, że teraz mi się uda.
Pokonanie w poprzek Adriatyku nie zajęło im wiele czasu. Jednak nie popłynął od razu do Wenecji, lecz wpływając na lagunę od strony południowej skierował swój jacht do Chioggii. Postanowił zrobić na dziewczynie wrażenie, a czym jej oprócz żeglarstwa mógł zaimponować, na czym znał się najlepiej? Jego tajną bronią, którą zdobywał zarówno uznanie jak i uczucie był niezwykły talent kulinarny. Wiedział, że w Chioggii jest największy i najbarwniejszy w tej okolicy targ rybny. Udali się na zakupy, po chwili wypatrzył na jednym ze stoisk dwie dorodne dorady. Zarówno ich błyszczące oczy jak i kolor skrzeli informowały, że dosłownie przed chwilą zostały wyciągnięte z wody. Jeszcze tylko chwila przy części warzywnej targowiska i można było wracać na jacht. Skierowali się w stronę majaczącej w oddali Wenecji, wody laguny były spokojne, autopilot prowadził łódkę. Mógł zatem przystąpić do działania. Na relingu otaczającym kokpit umocował ruszt i rozpalił pod nim ogień, po chwili mógł na nim położyć odpowiednio przyprawione ryby, gdy ich skóra się zrumieniła zawołał dziewczynę na obiad. Czy ten posiłek wywołał oczekiwany przez niego skutek, czy dorady i białe wytrawne wino dostatecznie uwiodły dziewczę – nie wiemy. Wiemy jedynie, że ryby odpowiednio przyrządzone uwalniają w organizmie człowieka serotoninę odpowiedzialną za uczucie szczęścia. Możemy zatem przypuszczać, że pobyt w Wenecji przebiegł po jego myśli.
Dorada z rusztu
Sprawioną, pozbawioną łusek i skrzeli doradę delikatnie solimy z zewnątrz i wewnątrz. Do środka wkładamy gałązkę świeżego rozmarynu i plasterek cytryny. Roztarty z solą czosnek zalewamy odrobiną soku z cytryny, dodajemy kilka posiekanych drobno listków rozmarynu i natki pietruszki, zalewamy dwiema łyżkami oliwy. Za pomocą miotełki zrobionej z gałązki rozmarynu tą mieszaniną smarujemy rybę, po czym kładziemy ją na rozgrzanym ruszcie. W trakcie pieczenia, jeszcze kilka razy obracając rybę powtarzamy tę czynność. Gdy skóra się zrumieni, a mięso będzie upieczone, ale soczyste, rybę ostrożnie przekładamy na talerz. Można podawać w towarzystwie duszonego z czosnkiem szpinaku. Do tego butelka białego wytrawnego wina.