Dziób okrętu przecinał fale, rozbryzgi wody spryskiwały dobrze widoczną, namalowaną złotą farbą nazwę. Budziła ona grozę na całym obszarze Karaibów, choć jej znaczenia nikt tutaj nie rozumiał i, co dodać trzeba, nikt poprawnie jej wymówić nie potrafił. Również większość załogi okrętu nie wypowiadała jej tak jak należy.
Z kolejnych nieudolnych prób wychodziło coś co brzmiało - „siarna psiola” lub „szarnia pola”. Jedyną osobą, która bez trudności nią się posługiwała był dowódca. Nic w tym dziwnego, bowiem to on – Joseph Cruel, a tak naprawdę Józek Okruszko – nadał tę nazwę. Okręt nazywał się „Czarna pszczoła”. Aby uwidocznić co ta nazwa oznacza, sam wyrzeźbił nowy galion i umieścił go na miejscu usuniętego, przedstawiającego jakąś świętą postać. Od tego czasu wielka drewniana, pomalowana na czarno pszczoła widniała pod bukszprytem.
Tak po prawdzie, wcześniej ten okręt pływał pod hiszpańską banderą i nazywał się „Santissima … coś tam”. Joseph zdobył go kilka lat temu, a ponieważ mu się spodobał nie zatopił go, lecz uczynił go ozdobą swej już całkiem sporej flotylli. A ta flotylla była jak na warunki pirackie duża, bowiem Okruszko kolekcjonował zdobyte okręty, zwłaszcza hiszpańskie, zmieniał ich nazwy i obsadzając tymi ludźmi, którzy przeszli na jego stronę, czynił z tych jednostek coś na kształt „okrętów pułapek”. W ten sposób przywabiał do siebie kolejne hiszpańskie galeony, po to by je złupić i posłać na dno.
Joseph, czy też Józek, najchętniej atakował i zdobywał właśnie hiszpańskie jednostki, a to z powodu, że niosły one z reguły największe bogactwa. Drugim powodem jego zaciekłości w ataku na hiszpańską flotyllę był fakt, że na owych okrętach można było zastać kilku zakonników jezuickich, a tych Józek pomny swych przejść w kolegium przez owych w Warszawie prowadzonym, nienawidził szczególnie. Co z nimi robił, nie będziemy tu opisywać, bowiem były to rzeczy zaiste przerażające, dość dodać, że tymi postępkami w pełni zasłużył na swoje nowe nazwisko - Cruel! Ale nie tylko z okrucieństwa Józek był znany na wyspach i wodach Antyli, do anegdot przeszło także jego zamiłowanie do drobiu. Na pokładzie zawsze znalazł miejsce na sporą ilość klatek z kurami. Twierdził, że nie ma nic lepszego na śniadanie niż jajko na miękko, a na obiad udko kurczaka. Złośliwcy komentowali tę namiętność twierdząc, że na powiewającej pirackiej banderze pod trupią głową widnieją nie ludzkie piszczele, lecz kurze kości.
W drzwiach kabiny kapitańskiej pojawił się okrętowy kucharz – Dziś panie kapitanie na obiad przygotowałem glazurowane udka kurczaka – rzekł stawiając na stole brytfannę z której wydobywała się smakowita woń. Joseph Cruel sięgnął po kieliszek, napełnił go winem, a w tym czasie kucharz na talerz przełożył kawałki mięsa polewając je powstałym na dnie naczynia sosem. - Zaiste pyszne to danie – Józek rzekł przełykając kęs – A na deser przydał by nam się hiszpański galeon ze złotem. Udaj się chłopie na pokład i sprawdź, czy na horyzoncie jakiegoś nie widać.
Glazurowane udka kurczaka Wyluzowane udka kurczaka, czyli pozbawione kości, ale ze skórą wkładamy do naczynia, w którym je później upieczemy. Z łyżki miodu, ostrej musztardy, łyżki sosu sojowego, soku z cytryny i oliwy sporządzamy marynatę, doprawiamy solą i pieprzem. Zalewamy nią udka, tak aby były nią całe oblepione. Odstawiamy w chłodne miejsce na kilka godzin. Po tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Pieczemy przez około pół godziny, od czasu do czasu polewając marynatą. Ważne aby ułożyć udka skórą do góry. Gdy mięso zmięknie, a skóra będzie chrupiąca można podawać. |