Od chwili, gdy otrzymał upragnioną wiadomość, nie mógł zmrużyć oka. Przez bezsenne noce przewracał się na koi myśląc jak powinien podjąć swą protektorkę. Nigdy wprawdzie jej nie spotkał osobiście, ale wiedział, że dzięki niej udało mu się wyrwać z finansowych kłopotów, stanąć na nogi i zgromadzić skromne wprawdzie, ale wystarczające zabezpieczenie na przyszłość. Czekał na tę chwilę od dawna. Odsłużył wiele przemytniczych wypraw, często ryzykując długoletnim więzieniem. Teraz wreszcie złożona mu niegdyś obietnica miała przyoblec się w rzeczywistość. Jacht, który był jedynie formalnie jego własnością, teraz miał naprawdę przejść w jego ręce.
- Kolacja powinna być wykwintna – myślał – ale oryginalna. Nie mogę podać ryb i owoców morza, bowiem tu, na andaluzyjskim wybrzeżu, to banał.
I wtedy przemknął mu przez głowę pomysł genialny w swojej prostocie.
- Do diabła! Przecież pochodzę z Nawarry! Podam coś, z czym niewątpliwie tutaj na wybrzeżu nigdy się nie spotkała, jest to danie tradycyjne, a smakowite. Tak! Poczęstuję mą królową Conejo ajo-arriero.
I tak nastąpił ten dzień. Juan z niecierpliwością spoglądał w kierunku nabrzeża, wchodził do kokpitu i lustrował z uwagą brzeg przystani. W pewnym momencie pojawiła się tam kawalkada samochodów. Na czele sunęło Porsche Cayenne, za nim pojawił się potężny Hummer, a nie był to model przystosowany dla „celebrytów”, jeno wersja wojskowa. Za Hummerem kolejny pojazd, długa limuzyna z zaciemnionymi oknami, po tym jeszcze jedno auto, na pierwszy rzut oka wyglądające na dobrze opancerzone. Auta stanęły, ich silniki zamilkły. Na nabrzeże z limuzyny wypadł tłum ubranych na czarno mężczyzn. Ich garnitury była tak dopasowane, by znakomicie maskować ukrytą pod nimi broń.
Juan spostrzegł, że otwierają się pancerne drzwi Hummera i naprzód pojawia się niebywale zgrabna noga zdobna w krwistoczerwony pantofelek, a za nią cała postać kobiety-legendy – Meksykanki, zwanej powszechnie Królową Południa. Spokojnie przeszła wzdłuż szpaleru ochroniarzy. Wkroczyła na pomost i przekraczając burtę weszła na pokład jachtu. Juan jednym gestem zaprosił ją do kabiny. Na półmisku piętrzyły się kawałki królika, aromat wypełniał wnętrze jachtu.
-Drogi przyjacielu, pracowałeś dla mnie z oddaniem, twoje zobowiązania uważam za niebyłe, jacht jest twój. Możesz teraz działać jak chcesz. Pamiętaj jednak, gdybyś ponownie popadł w kłopoty, to zawsze droga do mnie jest otwarta, potrzebuję takich odważnych mężczyzn, a interes narkotykowy zawsze będzie dochodowy. Potrzebna jest jedynie determinacja, odwaga i pomysł.
Kobieta uśmiechnęła się i odłożyła na brzeg talerza niewielką króliczą kostkę.
- Co ci jeszcze mogę powiedzieć – jedzenie było świetne.
Wstała od stołu i po chwili jej sylwetka zniknęła w świetle zejściówki. Juan jeszcze przez chwilę słyszał stukot obcasów, a potem szum silników samochodowych. Gdy wystawił głowę na pokład ujrzał jedynie puste nabrzeże.
Królik w czosnku poganiacza mułów czyli Conejo ajo-arriero Królika dzielimy na kilka kawałków, wkładamy je do miski, dodajemy kilka – najmniej 6 – rozgniecionych ząbków czosnku, solimy, posypujemy pieprzem, polewamy oliwą i octem winnym. Odstawiamy na 12 godzin. Marynatę odsączamy zachowując czosnek. Kawałki królika oprószamy mąką. Na patelni rozgrzewamy oliwę, obsmażamy na niej kawałki królika, zmniejszamy ogień, całość posypujemy sporą garścią pietruszki, dodajemy zachowany czosnek. Po chwili całość zalewamy czerwonym wytrawnym winem. Patelnię przykrywamy i trzymamy na ogniu przez pół godziny aż mięso zmięknie. |