Wielkie białe jajo umieszczone na topie masztu kolebało się na tle nieba w rytm fal przecinanych dziobem kutra. Ten niezwykły przedmiot, posadowiony w równie niezwykłym miejscu, był hołdem składanym Salvadore Dali przez jego imiennika, właściciela stateczku.
Na całym Costa Brava, od Cap Creus, przez Cadaques, Port Ligat i Golfo de Rosas po L`Escala znano ten jacht i wiedziano o pasji skippera. Salvadore był prawdziwym znawcą twórczości mistrza i dzięki swojej wiedzy stał się poszukiwanym i cenionym przewodnikiem po miejscach na wybrzeżu związanych z Dalim. Teraz też na pokładzie gościł czwórkę turystów będących miłośnikami obrazów słynnego Katalończyka. Dziwni to byli ludzie.
Jak się okazało jedna para to byli Rosjanie, druga – Polacy. W ciągu dnia byli spokojni i sympatyczni, wieczorem zaś przy kolacji wstępował w nich – jak Salvadore to określał – demon. Wyglądało to tak: przy suto zakrapianym posiłku zaczynali dyskusję, z początku spokojnie, jednak po jakimś czasie ta rozmowa nabierała tępa i przeradzała się w kłótnię. Zaczynali się przekrzykiwać, ich twarze czerwieniały, z głów się dymiło. Salvadore obawiał się, że lada chwila dojdzie do rękoczynów. W miarę jak czas upływał i znikały zapasy alkoholu kłótnia zamierała i przeradzała się w pijacką fraternizację, w uściski i soczyste całusy. Po pierwszym takim incydencie miał zamiar, nie zwracając uwagi na koszty, pozbyć się kłótliwych pasażerów. Jednak dzień przynosił zmianę, byli mili i bardzo zainteresowani tym co Salvadore im pokazywał i co opowiadał. Przeglądali albumy z reprodukcjami, które zalegały w messie, ochoczo wędrowali szlakami Dalego, ba, ze smakiem jedli to co Salvadore im przygotowywał, a były to dania oryginalne i często nieco surrealistyczne. Ponieważ podczas awantur posługiwali się swoimi ojczystymi językami, Salvadore nie rozumiał ani słowa. Pewnego razu zwrócił się do Polaka.
- O co tak się z tymi Rosjanami kłócicie?
- O historię! - chciał coś jeszcze dodać, ale Salvadore przerwał mu krótkim "Aha!", bowiem choć niewiele to wyjaśniało, nie chciał drążyć tematu. Zrozumiał, że nie zgłębi słowiańskiej duszy i historii tak dla niego egzotycznych krajów. Rejs zbliżał się do końca, cumować postanowił w Roses, skąd zamierzał przewieźć gości mikrobusem do pobliskiego Figueres, gdzie w ulubionej restauracji Dalego czekała pożegnalna kolacja.
- Przygotujcie się na ekstremalne i niezwykłe przeżycie gastronomiczne – ostrzegł Salvadore - Daniem głównym będzie patas de cerdo con ajo y perejil. To potrawa dla odważnych, jedni ją uwielbiają, inni nie mogą na nią nawet patrzeć.
Nie wiemy, czy to danie smakowało naszym bohaterom, aby się przekonać czy będzie smakować nam, trzeba je zrobić.
Patas de cerdo con ajo y perejil, czyli nóżki wieprzowe pieczone z czosnkiem i zieloną pietruszką Nóżki wieprzowe po umyciu rozcinamy wzdłuż. Do naczynia wkładamy dwie marchewki, cebulę, jeden lub dwa listki laurowe, kilka ziarenek pieprzu. Nóżki wiążemy w pary, umieszczamy je w naczyniu z przyprawami, wlewamy jeden lub dwa kieliszki sherry, może być „fino”, solimy, dolewamy wody, tak aby nóżki były w całości przykryte i stawiamy na ogniu. Gotujemy przez około 30 minut. Po tym czasie uzupełniamy płyn, naczynie przykrywamy i dalej gotujemy, jednak na mniejszym płomieniu, do momentu aż mięso będzie odchodzić od kości. Nóżki powinny ostygnąć w wywarze, po czym je wyjmujemy, układamy na patelni grillowej, posypujemy bułką tartą, zieloną pietruszką, posiekanym czosnkiem, solą i zmielonym pieprzem, skrapiamy oliwą i grillujemy aż się zrumienią, a skórka będzie chrupiąca. |