Zajęcia zazdrościli Andrzejowi praktycznie wszyscy. - Ty to masz dobrze – mówili – Nie dość, że siedzisz sobie przez pół roku w ciepłych krajach, pływasz po egzotycznych morzach, to jeszcze ci za to płacą.
Te słowa Andrzeja denerwowały. Owszem, lubił swoje zajęcie najemnego skippera, ale przecież takie życie tylko osobom nie znającym realiów mogło się wydawać rajskim. No bo co może być przyjemnego w kolejnej, setnej już chyba wizycie w Dubrowniku – upał, oddalona od starego miasta marina, wędrówka z załogantami po murach okalających Raguzę. Korczula i to samo - stare miasto, marina, spacer, restauracja, wciąż te same widoki. Hvar - spacer do twierdzy górującej nad miastem. Istria - tak samo, Pula - amfiteatr, rzymskie zabytki, Rovinj – zachwyty załogantów, ale przecież ty człowieku jesteś tu po raz kolejny, ciebie już nic nie zachwyca.
To Chorwacja, ale kiedy wozisz ludzi z Barcelony na Baleary, to czujesz się jak motorniczy tramwaju. Prowadzisz jacht na Majorkę, jak dobra pogoda to wszystko w miarę dobrze, jak nie wieje, to narzekania, że płyniesz na silniku, jak wieje i żagle dzielnie pracują, to z kolei zawsze się znajdzie osoba podatna na chorobę morską. Na Balearach standard – Palma, potem przelot do zatoki koło Polensy, stamtąd płyniesz na Ibizę – wszyscy się świetnie bawią, ale ty nie znosisz dyskotek, poza tym oni piją, ty musisz zachować trzeźwość – zero alkoholu! -
No ale Karaiby, palmy, słońce rum – mówią niewtajemniczeni. Tak! Tylko, że ty rumu podczas rejsu nie skosztujesz, no może trochę podczas dłuższego pobytu na lądzie. Poza tym, goście cały czas puszczają Marleya i za każdym pobytem w porcie domagają się trawy! Nie wszyscy oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś zgorszony i do ciebie zwróci się z uwagą, że to skandal, te narkotyki i jak TY możesz na to pozwolić! Poza tym pojawia się problem, gdy przepływacie z jednej z wysp na drugą, a pozostają one pod administracją różnych państw, wtedy gdy dostrzeżesz motorówkę straży przybrzeżnej musisz wymóc na załogantach pozbycie się zakamuflowanego zioła, bowiem jego posiadanie może zaprowadzić wszystkich do więzienia.
Kolejny problem to ludzie, z reguły fajni, przyjacielscy, odnoszący się do ciebie z sympatią i co ważne posłuszni, wykonujący twoje polecenia bez szemrania. Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa cię za najemnego pracownika, traktuje z góry i chce abyś spełniał jego absurdalne często wymagania.
No i jeszcze jedzenie. Oczywiście wszyscy twoi załoganci są spragnieni ryb i owoców morza – no tego drugiego nie wszyscy, niektórzy oczywiście zarzekają się, że „robaków nie jedzą”. Ale i tak jesteś podczas rejsu skazany na ryby, tyle tylko, że twoi pasażerowie po tygodniu lub dwóch wrócą do domu, a ty przyjmiesz następnych i nie wyrwiesz się z kulinarnego kołowrotu, codziennie brancin, dorada, cefal, czasem dla urozmaicenia murena lub piotrosz. - Boże - wzdycha Andrzej – Po sześciu miesiącach takiej diety marzę o wołowinie zapiekanej pod sosem chrzanowym!
Wołowina zapiekana pod sosem chrzanowym
Kawałek wołowiny, może być to tzw. pręga, wraz z włoszczyzną wkładamy do garnka, dodajemy liść laurowy, parę ziarenek pieprzu i ziela angielskiego, można dodać też ze dwa całe ząbki czosnku. Zalewamy wodą i stawiamy na ogniu – jednym słowem gotujemy rosół. Gdy mięso zmięknie wyjmujemy je i odstawiamy, żeby przestygło. W tym czasie przygotowujemy sos. Utrzeć chrzan – jeden gruby korzeń, 3-4 dkg mąki należy zmieszać z 1/4 litra wystudzonego wywaru, zagotować, dodać chrzan, przyprawić odrobiną soku z cytryny, solą i pieprzem, podgrzewać mieszając. Połączyć z gęstą śmietaną i zaciągnąć dwoma żółtkami. Mięso pokroić w poprzek włókien, ułożyć plastry w naczyniu do zapiekania, zalać sosem, aby było całkowicie przykryte, włożyć do rozgrzanego piekarnika i piec aż sos się przyrumieni.