Jego książki zalicza się do największych dzieł światowej literatury. Pisarz, żeglarz i marynarz, pochodzący z Polski, choć wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy. Dziś obchodzimy rocznicę urodzin Josepha Conrada, autora m. in. słynnego „Jądra ciemności”.
Najbardziej „przywiązani” do Josepha Conrada są Brytyjczycy. Nic dziwnego – pisarz worzył głównie w języku angielskim. A przecież, choć opuścił polskie ziemie w wieku 17 lat, polskie korzenie były dla niego ważne.
Syn zesłańca
Kim był Joseph Conrad? Urodził się jako Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz, w 1857 roku w Berdyczowie. I miłość do słów miał we krwi - jego ojciec, Apollo Korzeniowski, był poetą. Za działalność w przygotowującej powstanie partii Czerwonych Apollo Korzeniowski został zesłany na Syberię a matka, Ewa wyjechała na zesłanie razem z nim, zabierając malutkie dziecko. Niestety, trudy życia szybko zabrały oboje, a młody Korzeniowski, w wieku 8 lat dostał się pod opiekę swego wuja - Tadeusza Bobrowskiego.
Chłopak próbował nauki w kilku szkołach (w Krakowie i we Lwowie), ale nie odnosił większych sukcesów. Co znacząco wpłynęło na jego drogę życiową – kariera w Austro-Węgrzech była przed nim zamknięta, a jako syn byłego zesłańca nie mógł pojawić się na terenie zaboru rosyjskiego ani Rosji – w przeciwnym razie groziło mu przymusowe wcielenie na wiele lat do armii rosyjskiej. To, m.in. było powodem, dlaczego potem Korzeniowski tak bardzo starał się o brytyjskie obywatelstwo.
Na morze
Cóż pozostało młodemu Korzeniowskiemu? Ruszyć na morze. W 1874 roku wuj wyraził zgodę na podróż i siedemnastolatek wyruszył do Marsylii. Tam zatrudnił się w marynarce francuskiej. Z Marsylii na francuskich jednostkach dwukrotnie żeglował na Martynikę, po raz pierwszy jako pasażer, za drugim razem jako praktykant na barku„Mont Blanc. Pracował też jako steward na żaglowcu „Saint Antoine”, odwiedzając Karaiby oraz Amerykę Południową. Był też zamieszany w przemyt broni dla zwolenników Karola VII, pretendenta do tronu Hiszpanii.
Brytyjski paszport
Polski na mapie nie było. Jak miecz Damoklesa wisiało nad chłopakiem zagrożenie związane z armią rosyjską. To ono de facto sprawiło, że nie mógł już pływać na jednostkach francuskich, było też przyczyną nieudanej, na szczęście, próby samobójczej młodego Korzeniowskiego. Dlatego też wuj chłopaka namawiał go do przyjęcia obywatelstwa brytyjskiego. W lipcu 1878 roku Korzeniowski wyjechał do angielskiego Lowestoft i rozpoczął służbę w brytyjskiej marynarce handlowej. Początkowo służył na przybrzeżnym szkunerzewęglowym, później ruszył do Australii. W 1880 roku zdał egzamin na drugiego oficera i zaciągnął się na bark „Palestine” zmierzający do Bangkoku. Statek nigdy nie osiągnął celu, gdyż w trakcie rejsu doszło do samozapłonu ładunku i zatonięcia. Załoga, a w niej Korzeniowski, dotarła do Muntoku, a później do Singapuru. W ciągu kilku tygodni znalazł się z powrotem w Londynie.
W 1884 roku Korzeniowski zdał egzamin na pierwszego oficera, a dwa lata później uzyskał stopień kapitana. 18 sierpnia 1886rokui otrzymał obywatelstwo brytyjskie. „Podaniodawca jest osobą bardzo szacowną i godną posiadania świadectwa” – raportował przeprowadzający z nim wywiad sierżant policji John Weston.
W 1888 Korzeniowski otrzymał nominację na kapitana barku „Otago”, na którym pływał między Australią i Azją – a doświadczenia z pierwszego samodzielnego kapitańskiego rejsu zawarł w powieści „Smuga cienia”. Jednak dopiero 31 marca 1889 roku nasz bohater został zwolniony z poddaństwa wobec imperium rosyjskiego. Odpowiednie rozporządzenie wydało wówczas carskie ministerstwo spraw wewnętrznych.
Marynarz pisarzem
„Morska” kariera Korzeniowskiego trwała 19 lat. W tym czasie Korzeniowski podjął ważną życiową decyzję. Zaczął pisać swoją pierwszą powieść, „Szaleństwo Almayera”. Zmienił imię i nazwisko. I postanowił pisać po angielsku, nie po polsku. „Właściwość pisania po angielsku przypadła mi jak odkrycie, nie otrzymałem jej w spadku, i właśnie niższość mych praw do niej czyni mi ją tym bardziej cenną i obowiązuje do tego, aby przez całe życie okazywać się godnym wielkiego szczęścia. (…) wszystko, do czego mam prawo – to, aby mi wierzono, gdy mówię, że gdybym nie był pisał po angielsku, nie byłbym pisał wcale.” - pisał o sobie Conrad.
Pierwsza jego książka ukazała się już ze zmienionym nazwiskiem na okładce. I umówmy się – decyzja dotycząca języka pisania czy nazwiska nie była związana tylko z wieloletnim przecież już związkiem z brytyjska kulturą. Była też bardzo pragmatyczna. W Londynie przebywało wielu imigrantów, wielu z nich też próbowało swoich sił w tworzeniu. I niewiele z tych dzieł było z tego powodu przyjmowanych z otwartymi ramionami. Nazwisko „Joseph Conrad” na okładce, mówiąc wprost, myliło czytelników.
Jądro ciemności
Już kiedy rozpoczął pisanie „Szaleństwa Almeyera”, udał się Conrad w niezwykle znaczącą dla niego wyprawę. Belgijska Spółka Akcyjna do Handlu z Górnym Kongiem poszukiwała kapitana znającego język francuski, który podjąłby się podróży w górę Konga. Po intensywnych przygotowaniach w 1890 roku oraz kilku podróżach międzyBrukselą, a Londynem Korzeniowski pojechał do Bordeaux, a stamtąd parowcem, wraz z belgijskim oficerem, Prosperem Harou, do Afryki. Cel przedsięwzięcia utrzymywany był w tajemnicy; Korzeniowski był przekonany, iż popłyną z ekspedycją badawczą w głąb Czarnego Lądu. Jednak celem wyprawy miało być zastąpienie przez Korzeniowskiego poprzedniego kapitana statku „Florida”: W styczniu 1890 roku statek należący do Société Anonyme Belge du Commerce du Haut-Congo zatrzymał się w Tshumbiri, dużej wiosce, gdzie rzeka Kongo zwęża się w stronę stumilowego kanału prowadzącego do Kinszasy. Doszło do utarczki z miejscową ludnością i jeden z członków załogi został ranny. Kapitan, Duńczyk Johannes Freiesleben, udał się na brzeg, by wyjaśnić sprawę i zażądać zadośćuczynienia. Schwytał wodza jako zakładnika, a wówczas jeden z wieśniaków strzelił mu z muszkietu w brzuch. Kapitan zginął na miejscu, a sama „Florida” pospiesznie się oddaliła statek.
Conrad w czasie podróży sporo się nasłuchał o polityce represji, jaką stosowali Europejczycy w Kongu. Poznał wielu ludzi, jak sam mówił, o niskich instynktach. Kiedy po wielu trudach przybył na miejsc okazało się, że „Florida” jest uszkodzona. A władze spółki uznały, że obietnice wobec Polaka nie są wiążące.
Po wielu przepychankach i trudach Conrad wrócił do Londynu. Jednak afrykańskie przygody pozostawiły po sobie piętno – był schorowany i wycieńczony psychicznie. Przez kilka następnych miesięcy leczył się w Wielkiej Brytanii i Francji. Ale dzięki tej właśnie wyprawie powstało jedno z najbardziej znaczących dzieł Conrada, należące do kanonu światowej literatury: „Jądro ciemności”.
Polak czy Anglik?
Książki Conrada były dobrze przyjmowane, ale bez rewelacji. Prawdziwym hitem okazała się być dopiero wydana w styczniu 1914 roku powieść „Gra losu”. Conrad miał wtedy 54 lata. I wtedy niewiele osób wiedziało już, jakiej znany autor jest narodowości, mało kogo to też obchodziło. Bywało, że odkrywszy prawdę, fani byli zaskoczeni. A sam pisarz? Zawsze twierdził, że zmiana nazwiska i język pisarstwa o niczym nie przesądza. W rozmowie z przyjacielem z młodości, niejakim Konstantym Buszczyńskim przypomniał, co kiedyś mówił mu ojciec Buszczyńskiego: „Będziesz żeglarzem. Ale gdziekolwiek statki cię nie zaniosą, zawsze pamiętaj, że jesteś Polakiem i że wrócisz do Polski” . „Nigdy nie zapomniałem” – dodał podobno na koniec swojej opowieści pisarz.
Joseph Conrad zmarł w 1924 roku w angielskim Bishopsbourne, gdzie mieszkał z żoną i synami
Tagi: Joseph Conrad, pisarz, marynarz