Dawniej uważano, że kobiety na statku przynoszą pecha. Jak jest dzisiaj? O żeglowaniu z kobiecego punktu widzenia i o podejściu do kobiet-żeglarzy opowiada nam Marta Sziłajtis-Obiegło, kapitan jachtowy i najmłodsza Polka, która samotnie opłynęła świat.
Tawerna Skipperów: Jak żeglarze-mężczyźni podchodzą do żeglujących kobiet? Co przeważa - podziw, nieufność, niechęć?Marta Sziłajtis-Obiegło: Nie bójmy się tego powiedzieć, dziewczyny mają przechlapane! Panowie z pewnością przyznają, że dziewczyny na jachtach są super kiedy opalają smukłe ciała na deku i piszczą przy przechyłach. Panie, które biorą się za robienie uprawnień, prowadzenie wachty lub swojej jednostki są traktowane jak egzotyczne zjawisko. Kobiety muszą się bardzo pilnować i dużo więcej uczyć. W przypadku każdego błędu, który u mężczyzn jest drobiazgiem, u kobiet z pewnością nie obędzie się bez komentarzy. W czasach kiedy zdawałam rozbójnika - egzamin na stopień kapitana, to dziewczyny mocno odpytywali co oznacza zabarwienie spalin dla pracy diesla, jak współpracować ze śmigłowcem i jak sprawdzić czy minus jest odizolowany od kadłuba, podczas gdy panów na tym samym egzaminie proszono o przetłumaczenie kawałka locji. Wynik jest taki, że mam kolegów kapitanów, którzy nie umieją używać miernika. Nie przeszkadza to im w robieniu żartów na temat „seksownych wdzianek” kiedy noszę do pracy przy jachcie drelich. Mamy w tym temacie cudowną mieszaninę fascynacji z obawą.
Z obserwacji prowadzonych na moich męskich załogantach widzę, że większość panów szanuje mnie za wiedzę i doświadczenie, ale wciąż jest… opiekuńcza! Nie chcą pozwolić bym sama się szarpała z czymś ciężkim, albo dźwigała. Wracając do pytania, mogę powiedzieć, że żeglarze to ludzie inteligentni, a wśród nich niewielkie są szanse na spotkanie szowinisty z krwi i kości.
Czy ktoś jeszcze wierzy w to, że kobieta na jachcie przynosi pecha?W czasach wielkich żaglowców przesąd ten był uzasadniony. Teraz znacznie więcej osób twierdzi, że kobiety na wyprawach, rejsach, a właściwie na każdym polu - łagodzą obyczaje. Nie używa się przy nas tak ciężkiego słownictwa, a i rekordy spożycia napojów wyskokowych rzadziej są odnotowywane w naszej obecności. Jednak jeśli kogoś interesuje symbolika tradycyjnych tatuaży marynistycznych, to z pewnością trafił na piękną, podstępną Syrenę. Symbol kłopotów związanych z kobietami.
Dlaczego żeglujących kobiet jest mniej niż żeglujących mężczyzn?Żeglarstwo u niektórych to hobby, a u innych sposób życia. Jeśli komuś w krwioobieg wejdzie słona woda, to będzie mu ciężko łączyć pracę zawodową, rodzinę i pasję. Zawsze jest ta myśl z tyłu głowy, żeby rzucić to wszystko i płynąć na ocean. Kilka razy na rejsach wznosiliśmy toast za nowonarodzone dziecko jednego z załogantów. To jest ten luksus, na który żadna kobieta sobie nie może pozwolić - pojechać na urlop w okresie połogu. Ponadto kiedyś na jachtach sprzęt był toporny - wymagał więcej siły niż techniki, no i nie było toalet ani pryszniców. Pamiętacie te czasy kiedy na rejs zabierało się kilka paczek mokrych chusteczek?! To była duża bariera dla naszej złożonej fizjologii, teraz warunki są lepsze i znacząco zwiększa się liczba dziewczyn na pokładach. W moich załogach ponad 65% stanowią właśnie kobiety. Mają determinację, energię, chęć poznawania i są świetnie przygotowane do eksploracji zdobywanych lądów. Dziewczyny z moich załóg zawsze miały mapy, aparaty i były gotowe na każdą przygodę. Girl Power :)
Czy w żeglarstwie istnieje zjawisko “szklanego sufitu”?Żeglarstwo ma kilka działów: regaty, wyprawy, jachting, caravaning wodny i próby samobójcze. We wszystkich, mniej lub bardziej licznie dziewczyny są obecne. Moją największą przygodę zawdzięczam właśnie temu, że jestem kobietą. Projektant mantry28 i sponsor serii rejsów dookoła świata kpt. Andrzej Armiński, kiedy zapytałam go dlaczego nadał rejsom mantr taką formułę, zaskoczył mnie. Mówił, że nikt już nie chce patrzeć, jak faceci żeglują. Zmagają się, walczą, udowadniają coś światu w znoju i trudzie, a dziewczyny realizują dokładnie takie same projekty, ale z uśmiechem na twarzy. Szklany sufit często się łączy z rezygnacją z kariery ze względu na wychowanie dzieci. Pamiętam jak po pierwszym odcinku samotnej żeglugi zadzwoniłam do mamy stękając, że jestem koszmarnie niewyspana. Tydzień bez przespanej nocy. Byłam przekonana, że jak tak dalej pójdzie to mój organizm tego nie wytrzyma, a ja padnę z wycieńczenia i zjedzą mnie mewy. Mama wybuchła śmiechem mówiąc, że wychowując dzieci nie przespała ani jednej nocy przez 4 lata z rzędu. Czyż nie jest to najlepszy przykład na to, że kobiety zaprogramowane są na brak ograniczeń kiedy w coś wierzą, albo na czymś im zależy?
To prawda, że czasem ktoś powie że kobieta-kapitan jest jak świnka morska (ani świnka, ani morska) lub nazwie mnie babo-chłopem. Często też obrywam sceptyczną uwagą lub kwestionowaniem kompetencji, ale co z tego? Z ludzką niechęcią (lub niedojrzałością) da się żyć, a z niezrealizowanymi marzeniami - ja nie potrafię.
A co z kobietami-kapitanami? Trudniej czy łatwiej zdobyć im posłuch wśród załogi?Kobieta też człowiek. Załoganci czasem mi mówili, że zastanawiali się „jak to będzie”. Sami nie potrafili nazwać swoich obaw. To trochę jak z kobietą - kierowcą autobusu, czy kobietą - monterem przyłączy elektrycznych. Początkowo ludzie są zdziwieni na ich widok, ale panie wykonują dokładnie tę samą pracę co ich koledzy. Kończyły te same szkoły, zdobywały tak samo jak mężczyźni doświadczenie. Wciąż jednak jesteśmy kobietami i inaczej się nas postrzega. Oczekuje się więcej, bo kapitan jest kapitanem dlatego, że potrafi więcej, ma gotowe rozwiązania na każdy problem i zawsze zna odpowiedź. Kobiecie można powiedzieć więcej i bez wstydu pytać o banały, kontakt jest łatwiejszy i bliższy.
Od kapitana-mężczyzny oczekuje się, że będzie wiedział dokąd płynąć. Od kapitana-kobiety - plasterków, obiadków, nawigacji, popisów wokalnych, organizacji wycieczek, szkoleń i wszechwiedzy. Nie ma problemu, dziewczyny są przecież wielozadaniowe. A podejście to indywidualna sprawa - kobietom imponuje, że dziewczyny też mogą żeglować z sukcesami i zachęcają się do podejmowania nowych wyzwań. U części facetów widać oburzenie, jak wytłumaczysz im ich błędy np. przy trymowaniu żagli. Moje załogi zawsze wiedziały, że przyjeżdżają do mnie, więc wybierając rejs pewnie nie mieli zastrzeżeń do faktu, że nie urodziłam się chłopcem. Przyjeżdża do mnie dużo dziewczyn, które nie chcą męskich zasad na rejsie i skipperów-podrywaczy z opowieściami o wielkich falach. Wolimy babskie porządki i plotki przy winie, co nie odciąga nas od przygód.
Osobiście uważam, że jest mi łatwiej prowadzić gospodarstwo domowe na jachcie, negocjować stawki za postój, zorganizować tankowanie poza godzinami pracy stacji i załatwiać inne cuda, jako dziewczynie. Spotkani w portach ludzie chętnie rozmawiają, pomagają. W niektórych mężczyznach wciąż jest czarujący nawyk opiekowania się słabszą płcią. Czasem ktoś mi nawet przytrzyma drzwi i wtedy wierzę, że świat nie zginie!
Czy żeglarze są konserwatywni? Zależy jak podejdziemy do tematu - czy skupimy się na obronie i kultywowaniu wartości, które są uniwersalne, czy naświetlimy sztywne trzymanie się starych zasad?
Nikt nie pływa z sekstantem, jako głównym i jedynym przyrządem do określania pozycji. Idziemy z duchem czasu, a ostatnie dekady obfitują w gadżety i rozwiązania ogromnie ułatwiające bezpieczną żeglugę. Rola kapitana zmieniła się z dowódcy, który musiał zatwierdzić uczestnictwo klubowicza w rejsie, na wynajmowanego skippera. Wciąż jednak wypływamy na morze żeby dowiedzieć się czegoś o sobie, ruszyć w nieznane i korzystając z siły wiatru dotrzeć do nowych lądów. Wychodząc na psią wachtę wiemy, że ktoś musi czuwać, żeby inni mogli spać. Patrzymy w gwiazdy, które z morza są najpiękniejsze i cieszymy się że nie ma tu zasięgu GSM. Chyba tak, w każdym z morskich wilków jest taka nutka sentymentu i konserwatyzmu.
Czy żeglarze są tolerancyjni?Często spotykam ludzi o zdecydowanych poglądach, którzy nie mylą pojęcia tolerancji z akceptacją. Wielu wypływa w morze po to by zostawić ląd i jego problemy za sobą. Jednak kiedy ekipa na rejsie ma dobre nastawienie i chce wspólnie płynąć na wyprawę to na kilka tygodni tolerancji im z pewnością wystarczy. Na okoliczność zbyt zawziętych rozmów o tematyce światopoglądowej (polityka, religia, etc.) mam na jachcie skarbonkę. Jeśli ktoś obraźliwie wyraża swoje zdanie to przyczynia się do podreperowania kasy jachtowej. Nikt mi za to rozwiązanie jeszcze nie zarzucił despotyzmu ani braku tolerancji.
Co najbardziej irytuje u kobiet (mężczyzn) na jachcie? Hmmm, muszę zacząć robić ranking „naj”. Pierwsze przyszły mi do głowy kartony soków, mleka i butelki w kambuzie, w których zostało pół łyka na dnie, a nikt ich nie dopija i nie wyrzuca! Oszaleć można. Coś takiego to może tylko facet zrobić. Śmieszne jest też zjawisko „niczyich” skarpet porzuconych w salonie i papieru toaletowego, który nie odrasta sam na drążku w kingstonie. Deska od toalety i zabrudzona podłoga to następne grzechy głównie męskich członków załóg.
Tak poważnie to irytujący są ludzie-głuszce. Działają jak simplex, tylko nadają, a nic nie odbierają. Nie potrafią rozkoszować się ciszą i nie kultywują pradawnej sztuki konwersacji. Nie są też nastawieni na wymianę poglądów, lecz tylko na narzuceniu innym swojego jedynie słusznego zdania. Rejs potrafi być wtedy trudny, bo każda wyprawa ma przecież charakter załogi. Ciężko wtedy o sympatyczne wspomnienia. Nie cierpię jak ktoś kopie, rzuca, trzaska - nie szanuje łódki. Każdy kawałek pokładu ma w sobie moje godziny pracy, a zdarzają się tacy, którym lekko przychodzi i nie potrafią uszanować jednostki i zaprzestać bezmyślnego niszczenia. Te zachowania też obserwowałam głównie u panów.
Brak pokory i wyobraźni też trochę przygnębia. Zdarza się, że osoba praktycznie bez doświadczenia wmawia mi, że zapisywanie pogody co godzinę w dzienniku i zaznaczanie pozycji jachtu na mapie nie jest potrzebne. Zmuszam ich do tego tylko po to, żeby ich choroba morska dopadła pod pokładem. Ręce opadają.
Na koniec najlepsza grupa twardzieli, którzy koniecznie chcą zobaczyć sztorm. Gdy zetkną się już z dostojnym 6-7 B milkną, bledną, tracą łączność z rzeczywistością i nie ma kto wyjść na wachtę.
Teraz pora na przestępstwa płci pięknej. Szanowne panie, które tyle mówią o równości i prawach, gdy stawia się je przy sterze to abdykują na rzecz robienia kanapek. Z góry zakładają że nawigacja, elektronika i sterowanie to nie dla nich. Wolą wycofać się na z góry upatrzone pozycje i kultywować tradycyjny podział obowiązków. Panowie sterują, a dziewczyny się chichrają i robią przekąski. Dlatego w damskich załogach nie ma na kogo się oglądać i dziewczyny mogą same podzielić się obowiązkami. Zawsze znajdzie się jedna czy dwie, które odnajdą się przy lutowaniu, kluczach nastawnych czy obsłudze radaru. Jak nie ma mężczyzn to panie przestają mieć wewnętrzną potrzebę odgrywania ról, przechodzą same siebie i odkrywają, że potrafią więcej niż im się zdaje.
Ogólnie to ludzie są fantastyczną przygodą, pełni sprzeczności, potrzeb, nadziei i siły. Mimo że dostrzegam ich drobne mankamenty, a czasem mnie nieźle rozczarują to są dla mnie równie fascynujący, co same podróże :)