Przeważnie magazyny żeglarskie zapełnione są omawianiem wypraw żeglarskich, regat, wyposażenia jachtu, sztormiaków, osprzętu, farb i lakierów oraz prac remontowych. Dużo uwagi poświęcono też nowym konstrukcjom jachtów. To dobrze, bo są to sprawy niezwykle istotne, aby nasze żeglowanie było pozbawione zagrożeń. Natomiast to, co w równej mierze decyduje o powodzeniu rejsu wokół ziemskiego czy nawet mazurskiego, jest pomijane, czyli aspekty wspólnego pomieszkiwania na małej przestrzeni. A mówiąc górnolotnie, socjologiczne tego aspekty.
Mała przestrzeń - duży problem
W tematyce morskiej czasami ten temat przewija się. Powstała nawet praca magisterska na ten temat. Problemy te istnieją również w żeglarstwie śródlądowym, ale są raczej przedmiotem żartów i kpin przy ogniskach niż tematem poważnych rozważań. W efekcie wiele rodzin i załóg koleżeńskich powraca co roku skłóconych, wściekłych na nieudane wakacje i stracone pieniądze. W mojej praktyce zetknąłem się z pewnym Stowarzyszeniem integracyjnym, organizującym też rejsy żeglarskie. Powiedziano mi o ich kłopotach, zadrażnieniach i często złym klimacie rejsu, co kłóciło się z jego założeniami. Zorganizowaliśmy spotkanie przedrejsowe, na którym wygłosiłem pogadankę o potencjalnych zagrożeniach, reagowaniu na wady kolegów i roli samego skippera w łagodzeniu lub eskalacji konfliktów. Po rejsie poinformowano mnie, że przebiegł on wspaniale, a szczególnie zaobserwowano zmiany w postępowaniu osób, które poprzednio dawały się załogom we znaki.
Zetknięcie różnych charakterów, sposobów reagowania na stresy na małej przestrzeni jachtu musi owocować konfliktami, rzecz w tym, aby nie stwarzać ku nim okazji, a jeśli się zdarzą - umiejętnie rozładowywać. Takie zadania stoją przed każdym członkiem załogi, a szczególnie przed skipperem, bo on ma je rozładowywać, a często, niestety, sam je generuje. Sir Francis Chichester, słynny żeglarz samotnik, zapytany czemu pływa samotnie odpowiedział;
ponieważ nikt inny by ze mną nie wytrzymał. Coś jest więc na rzeczy. Żeglarstwo zmienia swoje oblicze. Przestaje być tylko formą szkolenia nowych żeglarzy, spektakularnych wyczynów samotników, a w coraz większym stopniu staje się jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu. Zaczyna dominować pływanie rodzinne lub koleżeńskie. W rodzinnym pływaniu to rodzina jest też załogą, a problem polega na tym, że często żona czy dzieci nie są w stanie przyjąć skutków tego do wiadomości. Co gorsze, często nie rozumie właściwie swojej roli na jachcie Pan i Władca Rodziny, a przy okazji skipper lub odwrotnie. Często źródłem konfliktów jest przeniesienie układów domowych na jacht.
Egoizm zostawmy na kei
Na co dzień żyjemy i pracujemy obok siebie i albo nie dostrzegamy drobnych przywar kolegi, lub nie reagujemy na nie. Sytuacja może się zmienić całkowicie, jak stłoczymy się w kilku, na kilku metrach kwadratowych powierzchni jachtu. Drobne, niedostrzegalne do tej pory wady bliźniego zaczynają nas denerwować już po paru dniach. I często zapominamy, że nasze wady też są dostrzegane i oceniane.
Pierwszy warunek powodzenia rejsu: zostawmy wady w domu i bądźmy wyrozumiali na wady innych – lub inaczej – zostawmy nasz egoizm na kei.
Do dobrych zasad należy wyjaśnianie takich spraw natychmiast a nie wtedy, gdy mocno nabrzmieją. Jedno jest absolutnie pewne, to jest nasz urlop i powinien być spędzony maksymalnie dobrze. Nasz, czyli każdego z członków załogi, obojętnie czy kolegów czy członków rodziny. Więc każdy musi w tym mieć swój udział, a największy - skipper.
W czasie rejsu każdy z członków załogi zmuszony jest przezwyciężyć wiele trudności, niewygód, pokonać wiele własnych słabości. Jeśli dopadnie nas sztorm, to trudności te rosną w zastraszającym tempie, a szczytowym ich nasileniem jest np. choroba morska. Jeśli dotknie to naszych najbliższych, możemy zapomnieć o następnym rejsie w ich gronie, ponieważ występowanie objawów choroby morskiej ma zasadniczy wpływ na nasze chęci żeglowania po morzu.
Źródła konfliktów
Jeśli na naszą podatność na chorobę morską nie mamy większego wpływu, z wyjątkiem umiejętności nie pakowania się w sztorm, to na pewno możemy próbować unikać innych przyczyn sytuacji stresowych na jachcie. A będzie ich sporo:
- przede wszystkim nieumiejętność współżycia w załodze
- nie branie udziału w życiu i pracy załogi
- niektóre cechy charakteru jak brak lub nadmiar poczucia humoru, brak tolerancji
- bałaganiarstwo, lenistwo
- brak kultury
- „niedbałe” traktowanie zasad higieny osobistej
- kiepskie żywienie
- palenie papierosów na jachcie – ostatnio nabiera szczególnego znaczenia i obarcza skipera dodatkowymi obowiązkami mediacyjnymi i dowódczymi
- alkohol, napój wyraźnie kojarzony z żeglarzami, bardzo często jest przedmiotem głośnych burd w portach i nie tylko, skierowanych przeciw innym, ale również pomiędzy załogą.
Można mnożyć źródła potencjalnych konfliktów, gdyż nawet różnice światopoglądowe czy wiekowe, na lądzie nie mające większego znaczenia, w warunkach stałego przebywania na ciasnej przestrzeni potrafią wystąpić z całą ostrością. To, co na śródlądziu jest śmieszne, niesmaczne, na morzu może być groźne w skutkach. Znaczenie relacji skipper – załoga (tu: rodzina) ma zasadnicze znaczenie przede wszystkim dla bezpieczeństwa, ale i dla ogólnej atmosfery rejsowej i porejsowej. Dąsy, animozje, kłótnie rodzinne na tle poleceń czy jego wymagań, to koniec rejsu. Tego i następnych. Z pewnością nie chcemy takiego obrotu sprawy, więc dobrze się zastanówmy nad tym tekstem i wyciągnijmy właściwe wnioski.
Rodzina staje się załogą
Podstawowym jest uzgodnienie, że na pokładzie, kiedy jacht jest w rejsie lub w czasie manewrów portowych, nie ma dzieci, ojca, żony, teściowej-/cia czy przyjaciela. Jest załoga i ten, który dowodzi jachtem, a załoga go słucha.
Tego problemu nie sposób przecenić. Sam od lat pływam rodzinnie i coś o tym wiem. Pełny sukces na tym polu raczej wykluczony, ale przynajmniej spróbujmy. A więc żony, dzieci, przyjaciele, musicie zrozumieć, że są momenty, w których wasz tata, którego na lądzie nie słuchacie, jest w pewnych momentach „pierwszym po Bogu” i koniec. Przeczytanie poprzedniego zdania przez przesympatyczną Fokę (żeńska odmiana Morsa) stało się przedmiotem ostrej reprymendy z jej strony i postawienia zarzutu o antyfeminizm autora. Długo zastanawiałem się, jak mogłem założyć, że tylko męska część populacji skipperuje, kierując apele tylko do ich żon. Antyfeminizm odpada i to zdecydowanie, ponieważ mam liczne dowody na większą odpowiedzialność, wrażliwość i pracowitość u Pań oraz zupełny brak pospolitej chęci dominowania z racji swojej funkcji. Wynik moich przemyśleń jest następujący: nie kierowałem żadnych uwag i apeli do pań, ponieważ nie znane mi są wypadki nadużywania przez nie władzy. Znane mi są natomiast przykłady doskonałej umiejętności łagodzenia obyczajów w razie konfliktów na pokładzie. Panowie, bierzcie przykład z Pań.
Rola skippera w łagodzeniu obyczajów na jachcie
Cechy wrodzone lub nabyte mogą posłużyć do zażegnania konfliktu wśród załogi lub same mogą stać się przyczyną konfliktów. Wielu skipperom odpowiada ta funkcja i związane z tym przywileje, wręcz potrafią się tym upajać. Nie zawsze śmieszne czapeczki ze złocieniami są tylko przejawem snobizmu. Staje się to wręcz niebezpieczne, jeśli wiąże się z wysokim, niekoniecznie słusznym, dobrym mniemaniem o sobie lub autorytarną osobowością. Nie zapomnę chwil grozy, kiedy stojąc w Sztynorcie zaobserwowałem jacht płynący z dużą prędkością, już w przejściu pomiędzy cumującymi jachtami, a na dziobie krucha kobieta z cumą w ręku. Po zobaczeniu miejsca do przybicia sternik ostro na tej samej prędkości skręca w kierunku nabrzeża i metr od niego wrzeszczy „chroń dziób”. Tej komendy żona tego pana nie była w stanie na szczęście wykonać, bo po silnym zderzeniu z nabrzeżem poleciała łukiem na murawę. Nasz dzielny kapitan trochę skrócił łódkę i posłał małżonce niewybredną wiązankę obelg, zamiast ze wstydu zapaść się pod ziemię.
To nie są niestety rzadkie przypadki. Od dobrego skippera oczekujemy, że będzie opanowany, szczególnie w sytuacjach stresowych, będzie miał wysokie kwalifikacje i doświadczenie żeglarskie. Że potrafi wyegzekwować niezbędną dyscyplinę i wykonanie swoich poleceń w sposób zawsze taktowny. To niezwykle wysokie wymagania, ba - to wręcz ideał, ale tu apel do naszej „rodzinnej” załogi. To od Was bardzo dużo zależy, ponieważ to Wy macie możliwości sprowokowania swojego skippera do niegodnych zachowań.
Rola załogi w ograniczaniu konfliktów
Skipper jest tu najważniejszą osobą, ale to od Was zależy ograniczenie obszarów możliwych konfliktów. Jeśli on potraktuje swoją rolę w kategoriach również przeżywania przyjemności, a nie tylko rządzenia, a Wy trochę zapomnicie o przyjemności, oddając czasami pierwszeństwo posłuszeństwu, to sukces murowany. W świetle przepisów morskich ma on z góry przyznane prawo racji, ale w warunkach żeglugi rodzinnej w czasie wakacji, ten właśnie przywilej wkurza Waszą rodzinę, czyż nie? Dla dobra sprawy lepiej więc, aby on nie korzystał często z tego przywileju, a swoje plany i obowiązki realizował poprzez osobisty przykład, perswazję, a
głównie był czujnym i stosował profilaktykę. Lepiej likwidować sytuacje konfliktowe w zarodku niż gasić nabrzmiały konflikt. Czy ktoś jeszcze zazdrości skipperowi jego funkcji i władzy? Biedak musi doprowadzić rejs bezpiecznie do końca, musi dopilnować, aby nastrój był doskonały, a załoga wesoła, nakarmiona i nieprzepracowana, jacht czysty i zadbany. Przecież to drobiazg, jak myślą niektórzy. A więc kochana rodzinna załogo – miej litość i wspomóż go! To gwarancja, że za rok ponownie spotkacie się na jakimś pięknym rejsie.
www.przewodnikzeglarski.pl