Żeglarz, mimo iż wydaje się mieć niewiele wspólnego ze zwykłymi śmiertelnikami (na przykład lubi fale, wiatr, niewygody, jeszcze trochę fal, zapach morza, albo - co grosza - innych żeglarzy...), ma jednak pewną cechę jak najbardziej ludzką: przynajmniej okazjonalnie musi się przespać.
I byłoby doprawdy wspaniale, gdyby po przebudzeniu był:
a) nadal żywy,
b) nie zamarznięty na kość,
a przy odrobinie szczęścia również c) wyspany.
W tym celu należy żeglarza wyposażyć w śpiwór. Rzecz jasna, nie byle jaki - koniecznie taki w statki i kotwice... A tak na serio - w taki, który bohatersko zniesie trudy żeglarskiego żywota i zapewni delikwentowi minimum (a może nawet troszkę więcej?) komfortu. Pytanie, jak znaleźć takie cudo - i czym się kierować przy jego wyborze?
No, to jedziemy!
Zacznijmy od dobrych wiadomości; żeglarski śpiwór wcale nie musi być lekki (bo nikt nie będzie go dźwigał), ani specjalnie mały - bo albo będziemy w nim spać, albo będziemy go wietrzyć. Lub suszyć.
Natomiast rzeczą, którą w pierwszej kolejności powinniśmy wziąć pod rozwagę, jest nasz komfort termiczny. Sprecyzowanie tego parametru wymaga jednak odpowiedzenia sobie na dwa istotne pytania, a mianowicie:
Gdzie zamierzamy pływać?
Jak bardzo lubimy ciepełko?
Każdy szanujący się śpiwór (a innych nie bierzemy przecież pod uwagę) obdarzony jest specjalną tabelką, obrazującą zakres temperatur, w których teoretycznie mamy odczuwać komfort. Na ile tabelka znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości, to już inna sprawa – ale faktem jest, że nocą na wodzie (nawet w wakacje i nawet na Mazurach) bywa naprawdę chłodno. Warto więc wybrać przynajmniej taki model, dla którego temperatura komfortowa to 5-10 °C. Rzecz jasna, jeśli wybieramy się na Morze Barentsa, taki śpiworek może już nie wystarczyć.
Sarkofag czy nie?
Śpiwory można podzielić na takie dla faraonów (mumie) i dla romantyków (czyli czworokąty, które w razie czego można rozpiąć i utworzyć kołderkę, pod którą zmieści się również ktoś, do kogo chcemy się przytulić).
Która opcja będzie lepsza w przypadku rejsu? Cóż, to zależy, czy nasza osobista druga połówka płynie z nami – i czy na pewno chcemy spać razem. Poza dylematami w stylu: czy kochamy naszego chrapacza aż tak bardzo, by go nie udusić, warto wziąć tu pod uwagę jeszcze jedną kwestię, a mianowicie to, jak bardzo ambitne rejsy planujemy.
Jeśli takie bardziej wakacyjne – czyli nastawiamy się na spanie tylko nocą i tylko w portach, lepsza będzie mumia, w której dolnych partiach nasze stopy znajdą miłą, niewielką i przez to łatwą do ogrzania przestrzeń.
Jeżeli natomiast jesteśmy prawdziwymi wilkami morskimi i mamy zamiar popływać gdzieś dalej - czyli spać, kiedy się da, a nie kiedy chcemy; zwykle w przechyle – lepiej sprawdzi się śpiwór prostokątny, w którym możemy rozstawić szeroko nogi, dzięki czemu nie będziemy się turlać.
Odporność na wodę
Jak bardzo lubimy wodę? Skoro żeglujemy, to chyba bardzo; chociaż tę w śpiworze już niekoniecznie.
Nie będzie może szczególnie odkrywczym stwierdzenie, iż na rejsach bywa wilgotno, żeby nie powiedzieć – zupełnie mokro. Bardzo istotnym czynnikiem, z jakim będzie się musiał zmierzyć nasz śpiworek, będzie zatem woda, której jak wiemy, nie zawsze da się uniknąć - ale warto zadbać o to, by w miarę szybko się jej pozbyć. Dobry śpiwór to zatem nie tylko ten, który nie zamoknie, ale ten, który szybko wyschnie.
Oczywiście, aby śpiwór był mokry, wcale nie musi wpaść nam do wody. Kondensujące się w postaci pary oddechy chrapiących żeglarzy to też z grubsza H2O (nawet jeśli nieco zaprawione promilami), nie wspominając już o wszechobecnej wilgoci podczas typowej mazurskiej majówki (czytaj: 6 stopni plus nieustający deszcz).
Oczywiście, zawsze można podnieść odporność śpiwora na przemakanie za pomocą impregnatu silikonowego – warto jednak wiedzieć, że będzie to miało pewien wpływ na jego oddychalność. Dlatego całkiem sensownym rozwiązaniem jest tzw. płachta biwakowa – czyli taki pokrowiec na śpiwór. Nie tylko stanowi dodatkową, nieprzemakalną warstwę, ale jeszcze przy okazji grzeje (zawsze to jedna warstwa więcej).
Liczy się wnętrze
To, jak bardzo śpiwór będzie komfortowy, zależy w dużej mierze od materiału, jakiego producent użył w charakterze ocieplenia. Nie wchodząc w zawiłości materiałoznawstwa, można stwierdzić, że do wyboru są zasadniczo dwie opcje: puch lub wypełnienie syntetyczne.
Które sprawdzi się lepiej? Puch jest zdecydowanie cieplejszy, lżejszy, a przy tym daje się zwijać do naprawdę małych rozmiarów. Niestety, jest też znaczne (nawet 2-3krotnie) droższy od wypełnienia syntetycznego; prawdopodobnie ma to jakiś związek z faktem, że ptaszyska trzeba wyhodować, oskubać, a piórka posortować i zaszyć małymi chińskimi rączkami, co zajmuje sporo czasu. Co więcej, puch raz zawilgocony, schnie dosyć długo, a przy tym zachodzi istotne podejrzenie, że nie wróci już do pierwotnej „puchatości”. Ani do swoich super właściwości termicznych.
Dlatego na rejs zdecydowanie polecamy śpiwory z wypełnieniem syntetycznym. Są tańsze, łatwiejsze w obsłudze, a przy tym, w odróżnieniu od puchu, są hipoalergiczne. Poza tym, jeśli zamokną, zawilgną, zostaną zalane jakimś napojem, albo zdarzy się inne nieszczęście, będziemy mogli łatwo je wysuszyć – a ich własności termiczne pozostaną niezmienione.
Tagi: śpiwór, sprzęt, rejs