Na Bałtyckiej Fali cz.8. "Kurs na Rugię"
Za naszą rufą ciągnie się coraz dłuższy kilwater sięgający Bornholmu i wybrzeży Szwecji. Czas wydłużyć go jeszcze bardziej. Obieramy kurs na południe i żegnamy wody Skandynawii. Naszym celem jest Rugia.
Na Rugię można dotrzeć żeglując wzdłuż wybrzeża, nie tracąc lądu z oka. To dobry pomysł, jeśli planujemy spokojny rejs z rodziną.
Źródło: www.mapy.bialystok.pl
|
Rugia to największa wyspa Niemiec, jej powierzchnia to 926 km². Między wyspą, a lądem rozciąga się cieśnina Strelasund długa na 25 km i głęboka maksymalnie na 4 m. Brzegi cieśniny spinają dwa malownicze mosty, stary przedwojenny Rügendamm i nowoczesny, oddany do użytku w 2008 r. Rügenbrücke. Wokół wyspy znajduje się ponad dwanaście zatok (zalewów morskich nazywanych tu „Bodden”), połączonych między sobą systemem zatoczek, jezior i rzek, z których wszystkie łączą się z Morzem Bałtyckim. W dawnych wioskach rybackich można teraz znaleźć spokojne miejsca do cumowania, a na gości czekają wygodne mariny. Półwyspy Wittow, Jasmund, Mönchgut, Zudar oraz Drigge otaczają centralną część Rugii niczym wyspy archipelag. Zróżnicowanie terenu pogłębia wyspa Hiddensee oraz szereg pomniejszych wysepek. W zalewach – śródlądowych jeziorach z ujściem do Morza Bałtyckiego – można znaleźć odosobnione miejsca do cumowania w samym sercu czystej, nieskażonej przyrody. Na północnym wschodzie lasy rozciągają się aż po słynne kredowe klify, sięgające nawet 45 m wysokości.
Przylądek Arkona i Peliturm, czyli cesarska wieża nawigacyjna. Nie mylić z latarnią morską, bo w pobliżu są dwie :)
Źródło: podroze.gazeta.pl
|
Liczne zatoki, przystanie rybackie i kurorty sprawiają, że wyspę możemy zwiedzać na wiele różnych sposobów. Żegluga w tym zakątku świata bardziej przypomina nasze rejsy mazurskie niż typowe morskie włóczęgi. Rugia słynie z przepięknych krajobrazów i ciekawych zakątków, które można swobodnie eksplorować niemal wyłącznie na rowerach. Jeśli nie wozimy rowerów w bakistach, to możemy je wypożyczyć w większych przystaniach, jak choćby w Sassnitz. Do którego teraz się udamy.
Sassnitz szczyci się najdłuższym falochronem w Europie, jest to zarazem długie molo łączące się z miejską promenadą.
Źródło: www.sailing-guide.eu
|
Podejście do portu w Sassnitz do trudnych nie należy, poradzimy sobie zarówno w dzień, jak i w nocy. Za dnia jako punkt orientacyjny służy wieża hotelu „Rügenhotel“. W nocy można kierować się na małą latarnię morską o silnym świetle sektorowym (P. b. c. z. 6s) na głowicy długiego wschodniego falochronu. Podchodząc do portu Sassnitz od południa wchodzi się w zielonym sektorze światła wschodniego falochronu. Wejście do portu otwiera się na południowo-zachodnim brzegu długiego, wschodniego falochronu. Czerwony nabieżnik na zachodnim pirsie naprowadza jednostki do portu na linii 007.5°.
Latarnia świecąca światłem sektorowym, która znajduje się na główce falochronu w Sassnitz jest charakterystyczna nie tylko ze względu na sposób świecenia
|
Przystań w Sassnitz dysponuje 40 miejscami postojowymi dla odwiedzających jachtów, ale tak naprawdę w szczególnych przypadkach może tu zacumować trzy razy tyle jachtów. Głębokości w porcie pozwalają przybijać nawet bardzo dużym jednostkom, w razie problemów z doborem miejsca zawsze na pomoc pośpieszy nam bosman, pan Adelsberger, zawsze energicznie kierujący ruchem w marinie. W pobliżu mola znajduje się niewielka hala targowa, w której można nabyć świeże, wędzone i marynowane ryby z połowów miejscowych rybaków. Z portu do głównej części miasta wiedzie kładka, która potrafi zapewnić mocne wrażenia mniej odpornym na bujanie członkom załogi. Długość kładki to 278 metrów i można dzięki niej wspiąć się 80 metrów w górę, pokonując 120 metrów przepaści.
Władze Sassnitz uznały chyba, że żeglarze są już skrajnie uodpornieni na kołysanie, więc taką kładkę potraktują jako świetny żart :) Źródło: fotoforum.gazeta.pl
|
W Sassnitz nie brakuje atrakcji. W zasadzie miasteczko możemy eksplorować na własną rękę, ale u stóp mola znajduje się informacja turystyczna, w której dostępne są też foldery w języku polskim, które ułatwią nam wybór trasy. Spacerując wzdłuż promenady znajdziemy liczne knajpki, puby i palarnie kawy. Sama przystań zaciekawi nas żaglowniami, stoczniami i muzeum portowym. Można tu nawet zobaczyć okręt podwodny, brytyjski HMS Otus wycofany ze służby w 1990 r., dziś pełniący rolę nawodnego muzeum. Jeśli skandynawskie wioski rybackie pozostawiły w nas niedosyt dotyczący wiedzy o połowach, to muzeum rybołówstwa w Sassnitz pozwoli nam uzupełnić wiadomości. Znajdują się tu nawet stare cesarskie dokumenty dotyczące zezwoleń połowowych z 1890 r. Dla mnie najciekawszą atrakcją muzeum są Sturmgesprache, czyli dyskusje o sztormach, jakie nawiedzały ten rejon Bałtyku. Można z nich nabyć cenną wiedzę o sposobach przetrwania nawałnicy.
HMS Otus w Sassnitz, a tle piekielna podwieszana kładka
Źródło: en.wikipedia.org
|
Jeśli wypożyczymy rowery, to w naszym zasięgu znajdą się kredowe klify i skała Königstuhl, leżąca w centrum najmniejszego niemieckiego parku narodowego Jasmund/Stubbenkammer. Opodal skały znajduje się centrum edukacyjno-wystawowe, w którym można obejrzeć multimedialną ekspozycję dotyczącą parku i słynnych klifów. Szlak który wiedzie nas wzdłuż urwiska ma jeden punkt, który każe się zatrzymać z zapartym tchem. Miejsce nazywa się Victoriasicht i Bałtyk wygląda z niego tak jak nigdzie indziej. Duża zawartość kredy barwi wody u podnóża klifów na piękny, turkusowy kolor. Młodszych turystów zapewne bardziej zainteresuje ekspozycja „Świata Dinozaurów”.
Taki kolor Bałtyk ma tylko u podnóża klifów Rugii
Źródło: www.panoramio.com
|
Zwiedzając Rugię na rowerach często będziemy trafiali w niepowtarzalne zakątki, takie jak przylądek Arkona, na którym znajdują się dwie latarnie morskie i stara wieża nawigacyjna - obecnie dom pracy twórczej i pracownia bursztynu.
Samotny przylądek Arkona, gdzie niełatwo dotrzeć jest idealnym miejscem pracy dla artystów, którzy potrzebują spokoju tworząc precyzyjne dzieła sztuki z bursztynu.
Źródło: fotoforum.gazeta.pl
|
Urok Rugii tkwi w tym, że nie wszędzie da się dotrzeć autem. Piesze i rowerowe wędrówki, lądowania pontonem w dzikich zatoczkach, wyszukiwanie w locji niewielkich rybackich wiosek, to prawdziwy urok pływania u tych brzegów. Jeśli mamy możliwość, lepiej nawet wybrać się na te wody jachtem mieczowo-balastowym niż typowo balastowym, głęboko siedzącym w wodzie. Wtedy już typowo po mazursku, czasem możemy stanąć niemal na brzegu i cieszyć się pięknem dzikiej przyrody.
W dziwny sposób ta piosenka ma w sobie coś kojarzącego się z Sassnitz.