W zasadzie, zwierzęta towarzyszyły żeglarzom od zawsze; z tym, że były to głównie szczury oraz insekty, a także, jeśli wierzyć legendom, kila pirackich papug. Wszystko to jednak były okazy zahartowane w bojach, nie posiadające wielkich wymagań, a przede wszystkim – nie będące członkami rodziny.
Co jednak mamy począć z naszym czworonogiem na czas rejsu? Oczywiście, jakimś rozwiązaniem jest podrzucenie go przyjaciołom, z tym, że ta propozycja posiada zasadnicze wady: po pierwsze, wszyscy będą tęsknić – my za zwierzakiem, zwierzak za nami, a przyjaciele za świętym spokojem. Po drugie, doświadczenie uczy, że zwykle podczas takich „wakacji”, nasz ulubieniec coś pogryzie, podrapie albo w inny sposób zdemoluje, przez co przyjaźń zostanie wystawiona na pewną próbę, a w następnym sezonie nawet nie będziemy śmieli zapytać, czy przyjmą go z powrotem.
Zaokrętowanie
Alternatywną (i znacznie lepszą) opcją jest zabranie naszego zwierza w rejs. Należy jednak właściwie się do tego przygotować, a także zapytać resztę załogi, czy na pewno im to odpowiada. Nawet najgrzeczniejszy i najbardziej usłuchany zwierzak posiada bowiem swój naturalny zapach, którego my, właściciele, prawdopodobnie już nie czujemy – w odróżnieniu od reszty ludzkości. Nie wszyscy będą więc zachwyceni, przebywając 24 godziny na dobę, na ograniczonej przestrzeni, z woniejącą (choć sympatyczną) kreaturą. Załóżmy jednak optymistycznie, że nikt nie zgłasza zastrzeżeń, co do uczestnictwa naszego potwora w rejsie. Jakie jeszcze kroki powinniśmy podjąć, zanim naprawdę postawi łapę na pokładzie?
Formalności, formalności i... jeszcze trochę formalności
Przede wszystkim, na obecność zwierzaka musi wyrazić zgodę również armator. Ponieważ w dzisiejszych czasach widok czworonożnego członka załogi nie jest już niczym niezwykłym, prawdopodobnie nie będzie większych problemów z uzyskaniem takiej zgody, ale mimo wszystko, należy o nią zapytać.
Jeżeli wybieramy się na morze, warto pamiętać, że w różnych krajach obowiązują odmienne przepisy, dotyczące żeglowania ze zwierzętami. Z tego powodu, zawsze powinniśmy mieć ze sobą pełną dokumentację naszego pupila. Czyli, co konkretnie?
Z całą pewnością potrzebna będzie aktualna książeczka szczepień. Warto też sprawdzić szczegółowe przepisy, dotyczące kwarantanny zwierząt w danym kraju. Dokładnych informacji najlepiej jest zasięgnąć u źródła (na przykład w ambasadzie), albo pytając innych żeglarzy, którym zdarzyło się ostatnimi czasy zawinąć do konkretnego kraju w towarzystwie czworonoga.
Przygotowanie zwierzaka
Fakt, że ludzie (nawet urzędnicy) nie zgłoszą sprzeciwu w kwestii uczestnictwa naszego zwierza w rejsie, nie oznacza jeszcze, że on sam będzie uszczęśliwiony tą perspektywą. Oczywiście, spędzenie czasu w towarzystwie pana jest tym, co zwierzaki (zwłaszcza psy) kochają najbardziej. Ale co innego przepadać za panem, a co innego – za wodą, bujaniem i innymi żeglarskimi atrakcjami. Nasz, zwykle odważny i wszędobylski zwierzak, może początkowo czuć się mocno zdezorientowany całą sytuacją.
Aby nieco złagodzić mu ten stres, warto przygotować jakiś kącik, przeznaczony wyłącznie na jego azyl, gdzie będzie mógł w spokoju odreagować. Dobrze jest „oswoić” to miejsce, umieszczając tam kilka przedmiotów pachnących domem, a więc ulubiony kocyk, zabawki, a nawet... nasze skarpety (oczywiście używane).
Przygotowanie łódki
Zwierzak na pokładzie to nie tylko załogant; to także potencjalne źródło kłopotów, które, zgodnie z prawem Murphy'ego, wystąpią w najmniej odpowiednim momencie rejsu – na przykład podczas sztormu. Z tego powodu, przed wypłynięciem koniecznie należy sprawdzić bezpieczeństwo na pokładzie, patrząc na łódkę oczami naszego pupila. W tym celu, najlepiej jest... przejść się po niej na czworaka – tylko wtedy zobaczymy wszystkie przedmioty, o które można się zranić (oczywiście, należy je usunąć) i wszystkie dziury, w które można wpaść (te w miarę możliwości należy zabezpieczyć siatką).
Warto też zadbać o to, by wszelkie schodki i mostki nie stanowiły dla naszego potwora zapory nie do przebycia; w miarę możliwości, powinny nie być zbyt strome, dobrze jest też obkleić je taśmą antypoślizgową.
Kolejnym wyzwaniem jest fizjologia naszego zwierza – na ograniczonej przestrzeni nie istnieje coś takiego, jak spacer, ale nasz pies, stawiając pierwszy raz łapę na pokładzie, jeszcze nie może mieć o tym pojęcia; za to my owszem, powinniśmy więc zawczasu zastanowić się, w jaki sposób rozwiążemy tę kwestię.
Szczytem nieodpowiedzialności byłoby oczekiwać od zwierzaka, że „wytrzyma” do czasu, aż dopłyniemy do portu, spokojnie zacumujemy, dopełnimy wszystkich procedur i znajdziemy mu odpowiedni krzaczek. Dobrym pomysłem jest natomiast zabranie „wybiegu” ze sobą i umieszczenie go w jakimś mało inwazyjnym miejscu. Metr kwadratowy sztucznej trawy powinien załatwić sprawę. Jest to rozwiązanie tanie i praktyczne, a przy tym bardzo łatwe do oczyszczenia. Można też zabrać z domu własną kuwetę (nie należy kupować nowej, na łódce będzie wystarczająco dużo obcych bodźców), pamiętając jednak, by zawsze, mimo zapachu, trzymać ją pod pokładem.
Jedzenie, picie i leki
O tym, by zabrać futrzakowi odpowiedni zapas wody i karmy, nie trzeba chyba nikomu przypominać. Warto także zaopatrzyć się w smaczne „nagrody”, którymi będziemy premiować wyjątkowo dobre zachowanie lub łagodzić stres, gdy przytrafi się jakaś awaria. Dobrze jest też pomyśleć o zwierzęcym żołądku i na wszelki wypadek zabrać porcję środków przeciw chorobie morskiej – najlepiej jest zapytać weterynarza, czy nadają się leki przeznaczone dla ludzi i w jakiej ilości należy je stosować.
Podsumowując – zwierz na pokładzie stanowi pewne wyzwanie; jeśli jednak podejdziemy to tematu kreatywnie, okaże się, że nie ma problemów nie do pokonania, a odpowiednio „zaopiekowany” czworonóg będzie się bawił równie dobrze, jak my.