Bałtyk. Nasze kochane morze. Choć mówimy, że zimne, to jednak nasze, prawda? I w czasach, kiedy z łatwością przekraczamy granice i możemy zwiedzać obce wybrzeża, od czasu do czasu pcha nas nad to nasze. A Aleksandra Arendt zebrała w swojej książce takie historie, że otworzymy oczy ze zdumienia.
Czy wiecie na przykład, że w Sopocie funkcjonowała stocznia narciarska, a nawet urządzano tam zawody? Gdzie tak naprawdę podziały się plażowe kosze i jak wygląda wojna na parawany? Kto wybudował Jastrzębią górę i windę, która ze szczytu klifu woziła plażowiczów wprost na piasek? Na czym polegała praca „oficera rozrywkowego” na Batorym?
Oczywiście, są tam też takie opowieści, o których słyszeliśmy. O słynnym zabytkowym kościele w Trzęsaczu, stopniowo zabieranym przez morze. Albo o polskiej Atlantydzie, czyli zatopionej Wenedzie. Zwiedzaliśmy pewnie jakąś latarnię morską, może śpiewaliśmy słynną piosenkę o golasach w Chałupach – wszystko to ubrała autorka w smaczne „mięso”. Sięga do legend, dokumentów, rozmawia z mieszkańcami, przegląda archiwa i dawne zdjęcia – wszystko po to, żeby szczegółowo nam przybliżyć dane miejsca. Interesują ją dawne gazetowe archiwa i miejscowe plotki o skarbach, znaleziska archeologiczne. A także wszelkiego rodzaju smaczki – jak ten, jak Tomasz Raczek, który zawsze chciał być marynarzem, spełnił swoje marzenie i zamustrował się na słynnego Batorego w charakterze oficera rozrywkowego.
W książce pełno jest rzeczy ciekawych, niezwykłych, zabawnych, interesujących. Całość trochę retro - może przez stare, czarno-białe zdjęcia, a może przez snujący się między kartkami klimat peerelu? Historyjki są krótkie, skoncentrowane wokół miejsc, przeplatane rozmaitymi ciekawostkami. Ot, takie, żeby sobie niespiesznie poczytać, leżąc w jakimś wygodnym grajdołku.
Nie tylko dla miłośników Bałtyku.
Tytuł: Bałtyk. Historie zza parawanu
Autor: Aleksandra Arendt
Wydawnictwo Poznańskie
Tagi: Aleksandra Arendt, Bałtyk, Wydawnictwo Poznańskie, recenzja