TYP: a1

Po co wracał się Czarniecki?

wtorek, 24 marca 2020
Anna Ciężadło

Jak wszyscy wiemy, nasz dzielny hetman „wrócił się przez morze”... albo się „rzucił”? O które morze chodzi i dlaczego właściwie musiał się wracać tudzież rzucać? I czego jeszcze, poza szczegółami tej sytuacji, brakuje w naszym hymnie? Zaraz wszystko wyjaśnimy.


Pan Czarniecki

Co trzeba zrobić, by zostać uwiecznionym w hymnie ważnego, europejskiego państwa? Czym się wykazać? Hmmm. Przykład pana Czarnieckiego dowodzi, że przede wszystkim należy mieć mocny charakter i ułańską fantazję. I, co ciekawe, wcale nie trzeba być wzorem cnót (zresztą, powiedzmy sobie szczerze: wymieniony obok Czarnieckiego Bonaparte też nim nie był. Ale to już zupełnie inna historia).

 

Pan Czarniecki nie miał imponującego wykształcenia (nawet jak na ówczesne standardy), a przy tym słynął z brutalności: mordował jeńców, okradał kościoły, palił wsie, a na dodatek zalegał z żołdem. Ba, czasem w ogóle go nie płacił (co jednak nie zmieniało faktu, że żołnierze go uwielbiali). Dlaczego zatem został na wieki osławiony w mazurku Dąbrowskiego?


Bo nigdy się nie poddawał. Nawet wtedy, gdy sytuacja była ewidentnie beznadziejna, Czarniecki wygrywał odwagą i brawurą. A wczasach, kiedy Mazurek powstawał, właśnie takich bohaterów nam było potrzeba; nie musieli być doskonali – wystarczyło, że będą nie do zdarcia. 

 

Czarniecki, mimo braków w edukacji, był naturalnym geniuszem, jeśli chodzi o dowodzenie. Z prawdziwie słowiańską przebiegłością nękał Szwedów, odnosząc szereg zwycięstw nie tylko w wielkich starciach, jak np. w 1656 pod Warką, ale też w tak zwanych wojnach podjazdowych. A ponieważ były to czasy potopu szwedzkiego, okazji do wykazania się miał całkiem sporo.


Co tam słychać w państwie duńskim?

OK, pana Czarnieckiego już znamy. Aby jednak wyjaśnić, o co chodziło z tym wracaniem przez morze, musimy najpierw przyjrzeć się wydarzeniom, jakie miały miejsce w okolicach Bałtyku. A działo się tam, oj działo. Mówiąc w wielkim skrócie – Duńczycy cisnęli Szwedów, a oni nie chcieli im na to pozwolić. 

 

Duńczycy byli jednak uparci i nie ustawali w wysiłkach. W końcu jednak równe uparci Szwedzi postawili na swoim, a nawet urośli w siłę na tyle, by wybrać się do Polski z kurtuazyjną wizytą.  (W istocie najeźdźcy trudnili się głównie rozkradaniem naszych zamków; jeśli odwiedzicie dowolną twierdzę na szlaku Orlich Gniazd, okaże się, że rozkradli ją Szwedzi).


Duńczycy, widząc, że ich wrogowie są ciut zajęci na południu, postanowili ponownie uderzyć i odzyskać swoje wpływy w Skandynawii. Co więcej, bali się, że jeśli Szwedom zbyt dobrze pójdzie podbój Polski, to rozochoceni natychmiast uderzą na Danię. Wyprzedzając cios, duński władca Fryderyk III Oldenburg wypowiedział wojnę Szwecji.


Ponieważ nie raz dostali już od Szwedów łupina, Duńczycy postanowili tym razem zadziałać sposobem; sprzymierzyli się z Rzeczpospolitą (która miała już dość nieproszonych gości z północy) oraz z Prusami, których władca, Fryderyk Wilhelm, ochoczo dołączył do spółki. Niestety, Duńczykom szło naprawdę kiepsko i w niedługim czasie Szwedzi przejęli cały półwysep Jutlandzki. No ale od czego ma się sojuszników?


Jak to z tym morzem było?

Była połowa grudnia 1658 roku. Szwedzi oblegali Roskilde (ówczesną stolicę Danii), a oblężonym na pomoc ruszyli Branderburczycy. Niestety, z marnym skutkiem. Wtedy do akcji wkroczył polski hetman, Stefan Czarniecki. 

 

Co więcej, dokonał tego z iście słowiańską fantazją, stając na czele niewielkiego, bo liczącego zaledwie 5 tys. konnych oddziału. Zarówno dowódca, jak i jego podwładni wykazali niesłychany hart ducha podczas całej tej szalonej kampanii, a szczególnie przy brawurowej przeprawie na wyspę Als. 


No i teraz zagwozdka: jeśli spojrzycie na mapę, przekonacie się, że Als leży spory kawałek od brzegu; ponad pół kilometra. Ten zimny kawałek wody nosi nazwę Als Sund. I naprawdę, nie chcielibyście wykąpać się w nim w grudniu. W jaki zatem sposób Czarnecki i jego ekipa pokonali tę cieśninę? Przecież mowa o kawalerii, a nie oddziale marines.

 
 

Jak to się robi? 

Historycy po dziś dzień nie są zupełnie pewni, w jaki sposób odbył się ten desant. Niektórzy upierają się, że wojsko po prostu przejechało konno, co jednak jest mało prawdopodobne. Inna wersja głosi, że żołnierze... przepłynęli cieśninę wpław lub przeprawili się na łodziach, a konie przeciągnięto przez lodowatą wodę. Jest jeszcze opcja, że i ludzie, i konie przeprawili się na barkach.

 

Znając jednak niefrasobliwość Czarnieckiego i zaciętość jego wojska, można założyć, że tak naprawdę nastąpiła kombinacja tych wszystkich metod, zgodnie z zasadą „każdy orze, jak morze”.


Jan Chryzostom Pasek opisał to tak: Sam tedy, przeżegnawszy się, Wojewoda wprzód w wodę; pułki za nim, [...] każdy za kołnierz zatknąwszy pistolety, a ładownicę uwiązawszy u szyi. [...] Konie już były do pływania próbowane; który źle pływał, to go między dwóch dobrych mieszano, nie dając mu tonąć.


Jedno jest pewne – Polacy, wbrew oczekiwaniom Szwedów i zdrowemu rozsądkowi, jakoś znaleźli się na drugim brzegu i zrobili tam niezłą rozróbę. Pokonani Szwedzi wycofali się z godnością (chociaż w pośpiechu) do twierdz Sonderborg i Nordborg. Nie na długo zresztą, bo i stamtąd ich wykurzono, a wyspa Als została wyzwolona spod ich panowania. 

 

Fryderyk III, któremu chyba było trochę głupio, że jego ludzie nie dali rady, nagrodził Czarnieckiego specjalnym odznaczeniem. Pod wrażeniem szalonego polskiego desantu byli też inni wielcy ówczesnego świata: nasz hetman dostał listy gratulacyjne od cesarza Leopolda, a nawet od papieża Aleksandra VII.

Ogólnie rzecz biorąc, hetman zrobił swoje, sklepał Szwedów i... nie, wcale nie przeszedł na emeryturę (chociaż pewnie by mógł). Natychmiast przyłączył się do zbrojnej kampanii przeciwko Rosji. Trzeba przyznać, że ciekawe to były czasy.

 

Co z tym hymnem?

Wracając więc do tytułowego pytania: czy nasz hetman rzucił się, czy wrócił? Jak już wiecie – i jedno, i drugie. Rzucił się, by sklepać Szwedów, a następnie wrócił, by sklepać Rosjan. 

 

Warto zresztą nadmienić, że oryginalna treść hymnu brzmiała: „Jak Czarnecki do Poznania, wracał się przez morze, dla ojczyzny ratowania, po szwedzkim rozbiorze”. 

 

Od tego czasu tekst podlegał pewnym modyfikacjom. Na przykładu, poprawiono błędnie wpisane przez Wybickiego nazwisko naszego hetmana: jak widać, umknęło mu „i”. Ponadto wycięto z hymnu dalszą zwrotkę, mówiącą, że podstawą pokonania wrogów jest ogólnonarodowa zgoda. Cóż... tego kawałka akurat trochę szkoda.

 

 


 

Tagi: Stefan Czarniecki, zatoka, wojna
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620